
Polska się wyludnia, więc tęgie głowy zaczęły wykuwać różne pomysły. Jak skłonić kobiety w Polsce do rodzenia? Cóż, pewnie najlepiej byłoby je zmusić do zachodzenia w ciążę i płodzenia potomstwa. No ale Polki jakoś stają okoniem, mówią, że to ich życie i ich macice. Mędrcy szukają więc innych sposobów, a co jeden, to gorszy. Posłuchajcie taty, który mówi wam, czego się bał, boi i bać będzie w związku z rodzicielstwem.
Wszyscy wiemy, że Polska wymiera. Liczba obywateli leci na łeb, na szyję. Mimo że żyjemy statystycznie coraz dłużej, to rodzi się coraz mniej dzieci. Za parę lat będzie nas mniej niż przed II wojną światową – a więc w okresie, gdy opieka zdrowotna prawie nie istniała i pierwszych urodzin nie dożywało kilkanaścioro dzieci z każdych stu narodzonych. Pomyślcie o tym: kilkanaście procent! Dziś to zjawisko liczy się w promilach.
Skoro już mówimy o okresie przedwojennym, to przypomnijmy, że w latach 30. przeciętna długość życia wynosiła około 48 lat dla mężczyzn i ponad 51 lat dla kobiet. Jakim cudem dziś Polska się wyludnia? Cóż, zmiany społeczne spowodowały, że rodzi się dziś bardzo mało dzieci. Coraz mniej. Na ostatnim Marszu Niepodległości nacjonaliści wskazali winne: kobiety. Czy mają rację?
Dlaczego Polki nie chcą mieć dzieci? Pieniądze nie załatwią problemu
W Polsce dominują dwa podejścia: dać rodzicom więcej pieniędzy lub zmusić bezdzietnych, by mieli dzieci (ewentualnie rodziców, by mieli więcej dzieci). Oba są złe. Jestem tatą kilkulatka i mogę wam powiedzieć, że takie pomysły tylko wkurzają ludzi.
Nasza rodzina teoretycznie jest klasą średnią. Powiem wam uczciwie: te 800 złotych (wcześniej 500) nie miało żadnego wpływu na żony i moją decyzję o powołaniu na świat potomka. Jesteśmy zwykłymi ludźmi, którzy się poznali, pokochali i postanowili spędzić razem resztę życia. Razem, ale nie we dwoje, tylko z młodym obywatelem.
Czy byliśmy przerażeni? Tak. Rzadko się do tego przyznaję, ale strach to uczucie często prześladujące rodziców. Na szczęście częściej zdarza się radość. Bo dziecko to jest piękno i miłość w najczystszej postaci. Uczucie nie do porównania z czymkolwiek innym. Kiedy kładzie ci główkę na piersi i zasypia, świat przestaje istnieć. Może zamiast zakazywać aborcji warto promować uczucia? Wiem, że to trudne, miłości się nie kupi, ale chyba warto spróbować o niej mówić.
Dziś słyszę, że wielu młodych ludzi boi się mieć dzieci, bo nie ma za co ich wychować. Bzdura. Ludzie kiedyś mieli mniej pieniędzy i mniej wszystkiego, ale mieli dzieci. Sam żyłem w czasach PRL i wiem, jak bardzo moi rodzice i dziadkowie musieli stawać na głowie, żeby mieć co do gara włożyć. Mieszkań wbrew twierdzeniom wielu ludzi, wcale się nie dostawało. Trzeba było na nie czekać i spłacało się w czynszu.
Ale dzieciaki się rodziły, chodziły jakoś ubrane, jakoś uśmiechnięte i zadbane. Wyrosły na ludzi, zarówno w miastach, miasteczkach, jak i na wsiach. Wiecie czemu? Bo ludzie nie zastanawiali się, czy będzie ich stać na te wakacje w Egipcie i dietę pudełkową. Nie przeliczali dziecka na nowe BMW, kawy ze Starbucksa i city break we Florencji. Po prostu żyli.
Dziś ludzie boją się, że dziecko pogrąży ich materialnie. Możecie rzucać na stół 800 złotych miesięcznie, możecie i tysiąc. 800 złotych to kropla w morzu potrzeb dziecka. Zresztą nienawidzę takiego podejścia państwa, które rzuca kasę na stół i mówi "Masz, radź sobie". To wręcz obraźliwe, tak nie poprawicie dzietności. Nadal jest za mało żłobków, szkół, przedszkoli. Kiedy widzisz, że musiałbyś płacić majątek i podrzucać malucha do placówki oddalonej o pół godziny czy godzinę, to może się odechcieć, prawda?
Różnie jest też z opieką zdrowotną. Co z tego, że państwo gwarantuje ci jakieś szczepionki, skoro to są specyfiki z naciskiem na "jakieś"? W pakiecie od państwa nie dostajesz dobrych, nowoczesnych, skojarzonych szczepionek. I nie na wszystko. Kilka razy zostawiliśmy w przychodni po ponad 1000 złotych. Wiemy, że się opłaciło, ale wiemy też, że wielu rodziców na to nie stać.
My akurat mieszkamy w dużym mieście i z dostaniem się do lekarza nie ma większych problemów. Ale w mniejszych ośrodkach bywają z tym poważne problemy. Problemy bywają też ze stomatologiem: to cholernie drogie, bo państwo ma gdzieś stan uzębienia obywateli.
Wielu młodych ludzi mieszka w wyludniających się miejscowościach. A dzieciak niczego nie potrzebuje do rozwoju tak, jak innych dzieciaków. To są realne problemy, które powodują, że ludzie, którzy chcieliby mieć dzieci, widzą piętrzące się wyzwania i komplikacje. Nie każdy ma tyle szczęścia, by mieć przedszkole i szkołę góra kilkaset metrów od domu. Wielu musi za przedszkole czy żłobek słono płacić. To są przerażające koszty, które powinno ponosić państwo, a nie rodzice.
Jak zachęcić Polki i Polaków do tego, by mieli dzieci? Pokażcie, że rodzicielstwo to nie koniec świata
Jest jeszcze jedna ważna sprawa: konsumpcja i czas. Od lat mamy coraz więcej, obrastamy przedmiotami. Kiedyś nie wyobrażałem sobie, że będę chodził z urządzeniem wartości połowy mojej pensji w kieszeni, że będą konsole, pożeracze czasu i pieniędzy. Jesteśmy narodem na dorobku i nie chcemy rezygnować z kupowania coraz większej liczby rzeczy, obrastamy nimi, pragniemy nowszych i lepszych.
W dojrzałych zachodnich społeczeństwach, zarówno bardziej, jak i mniej bogatych, nie liczy się, czy twoje auto jest nowe, czy stare. Ma jeździć, a nie być symbolem statusu. Liczy się to, jak żyjesz, a nie to, co masz. U nas nadal jest odwrotnie. Uczestniczymy w wyścigu, w którym nie ma wygranych, wybieramy "więcej" zamiast więzi.
Może powinniśmy wszyscy się uczyć o tym, że życie to nie posiadanie, ale czucie? Że pogoń za pieniądzem to głupota, bo nie zabierzemy do grobu swojego pięknego auta, telefonu za 7 tysięcy, że silikon w ustach i innych częściach ciała nie upiększy trupa. Że ładniejszy jest człowiek po prostu szczęśliwy i uśmiechnięty, kochający swoje dzieci.
Zauważam też, że przez media i celebrytów ludzie mają nierealne wyobrażenia o kosztach rodzicielstwa. Może i Małgosia Rozenek wozi swoje pociechy w wózku za 10 tysięcy, ale normalny wózek można kupić za kilkaset złotych i sprzedać go później za niewiele mniej. Pieluchy z Biedronki nie są dużo gorsze od tych na literę P, za to dużo tańsze. Ubrania naprawdę warto kupować używane, albo dobrej jakości, a potem odsprzedawać. Dzieci szybko rosną.
Kryzys demograficzny w Polsce. Wiecie, co zrobić?
Możecie sobie gadać o zakazie aborcji, ale nie sprawicie, że kobiety przestaną bać się urodzenia dziecka z wadami. Nie zagłuszycie strachu o to, co stanie się z niesamodzielnym i chorym dzieckiem po śmierci rodziców. Bo nasza misja jako rodziców sprowadza się do tego, żeby przygotować dziecko do samodzielnej egzystencji. Gadaniem i transparentami nie sprawicie też, że kobiety przestaną się bać porodu bez znieczulenia.
Dziś widzę na moim osiedlu ludzi koło siedemdziesiątki, którzy wożą swojego na oko 40-letniego syna wózkiem inwalidzkim. Co się z nim stanie, gdy ich zabraknie? Nie widzę, żeby państwo w jakikolwiek sposób im pomagało, gmina nie przysyła opiekuna, nie rehabilituje człowieka. Rozumiecie ten strach?
Każda kobieta powinna wiedzieć jedno: że niezależnie od jej decyzji w sprawie kontynuacji ciąży, państwo będzie za nią stało murem. Że może urodzić, ale nie musi. Ale jak się zdecyduje, to państwo pomoże zadbać jej o dziecko w każdej sytuacji. Tu nie chodzi o pieniądze, tu chodzi o to, by dbać o prawdziwe dzieci, zamiast gardłować o dzieciach niepoczętych.
Jako tata chcę szkoły niepodlegającej polityce i religii. Nie chcę, żeby moje dziecko musiało wysłuchiwać jakichś durnych fundamentalistów, chcę, żeby poznawało świat, żeby dowiadywało się o faktach, a więc rzeczach opartych na nauce.
Chcę mieć też poczucie zawodowej stabilizacji – ono jest pewnie nawet ważniejsze dla kobiet. Na Marszu Niepodległości pojawił się transparent obrażający kobiety, które mają psa lub kota, a nie wychowują dzieci. Dziwicie się im? Kobiecie na śmieciówce, która nie dostanie urlopu macierzyńskiego? Mężczyźnie, który jest traktowany jak tania siła robocza? Zamiast obrażać kobiety i piętnować ich wybory, warto zająć się realnymi przyczynami kryzysu demograficznego – w tym brakiem bezpiecznych miejsc pracy i przewidywalnych dochodów.
Każdy rodzic musi mieć poczucie bezpieczeństwa. Każdy potencjalny rodzic musi wiedzieć, że gdy pójdzie coś nie tak, nie zostanie na lodzie, że jego dziecko będzie miało jak dotrzeć do placówki edukacyjnej, co jeść, będzie miało na czym się uczyć. To jest ważniejsze, niż pieniądze do ręki. Bez tego nasza demografia dalej będzie szorować po dnie, a nacjonaliści będą szczuć na kobiety. A może właśnie tylko o to szczucie chodzi?
Zobacz także
