
Na przedsiębiorców padł blady strach: Państwowa Inspekcja Pracy będzie mogła zmieniać umowy śmieciowe na etaty. Ale czy jest się czego bać? Moim zdaniem nie. Nowe przepisy niczego nie zmienią, bo PIP nie będzie się paliła do radykalnych działań. Gdyby tak było, to musiałaby się wziąć również za szpitale i urzędy, czyli uderzyć w państwo, które reprezentuje.
Coraz głośniej jest o nowych uprawnieniach Państwowej Inspekcji Pracy. Jej ludzie będą mogli żądać od firm przeniesienia pracowników ze śmieciówek na etaty. Nowe uprawnienia PIP budzą popłoch wśród pracodawców i części pracowników.
Nie jest przecież tajemnicą, że mnóstwo informatyków czy programistów teoretycznie prowadzi własne firmy, rzekomo współpracujące z jedną spółką. W praktyce są pracownikami wykonującymi zlecone przez przełożonych zadania. A ich firmy są po to, by uniknąć płacenia ZUS od stosunkowo wysokich zarobków.
Tak dzieje się też w innych branżach, IT to tylko przykład. Ta branża akurat na śmieciówki nie narzeka. Zatrudnianie pracowników na umowy inne niż etat jest popularne w różnych firmach. I to nie tylko prywatnych...
Dlatego moim zdaniem nowe uprawnienia PIP nie będą szeroko wykorzystywane. Bo państwowi urzędnicy musieliby na początku ugryźć rękę, która ich karmi.
Nowe uprawnienia PIP pozostaną martwe
Rok temu Główny Urząd Statystyczny przeprowadził eksperymentalne badanie i wyszło z niego, że na umowach zlecenie i np. agencyjnych pracuje w Polsce 2,4 mln osób. I uwaga: nie są to pełne dane, bo nie obejmują wszystkich rodzajów umów cywilnoprawnych.
Mowa o osobach, które mają umowy o pracę lub prowadzącą działalność gospodarczą i równolegle wykonują umowy zlecenia i pokrewne oraz (1 mln) oraz osoby wykonujące pracę wyłącznie na podstawie umów zlecenia i pokrewnych (1,4 mln).
W tej statystyce nie ma osób wykonujących umowy o dzieło, umowy o pomocy przy zbiorach (pomocników rolnika), osób wykonujących pracę na podstawie umów zlecenia i pokrewnych, które zawarły tą umowę z własnym pracodawcą lub z innym podmiotem, ale na rzecz własnego pracodawcy oraz uczniów szkół ponadpodstawowych lub studentów do 26. roku życia. Nie wiadomo więc, czy pełna liczba byłaby zbliżona bardziej do 3, czy może nawet 4 milionów. Na razie zostańmy przy tych ok. 2,5 mln.
GUS-owi wyszło, że 87,5 proc. ze zbadanych umów zostało podpisanych w sektorze prywatnym. To jednocześnie oznacza, że w sektorze publicznym zawarto ponad 12 proc. umów tzw. śmieciowych, co przy ostrożnej liczbie 2,5 mln wszystkich daje imponujące ponad 312 tysięcy. Tyle ludzi jest zatrudnionych przez państwo (w sektorze publicznym) na domniemanych śmieciówkach!
I jeśli od każdego przekształcenia śmieciówki w etat, pracodawca musiałby zapłacić 1000 zł miesięcznie, to w skali roku zrobiłoby się z tego nieco poniżej 4 miliardów. A to już całkiem bolesna dla budżetu suma, która przesuwana byłaby z jednej rubryki do drugiej.
Zmiana umowy śmieciowej w etat w sektorze publicznym. Oberwałyby służba zdrowia i urzędy
Reasumując: jeśli państwo zdecydowałoby się na serio traktować obowiązki PIP, musiałoby równo uderzyć w firmy prywatne, jak i państwowe. Oberwałyby i jedne, i drugie. Ale w przypadku organizacji publicznych, ostrze przepisów zwróciłoby się przeciwko obywatelom.
Niedawno eksperci od ochrony zdrowia szacowali, że w szpitalach i przychodniach aż kilkanaście procent osób pracuje na umowach cywilnoprawnych. Nie są w to wliczane kontrakty lekarzy.
Bardzo szybko okazałoby się więc, że zadłużenie szpitali szybuje jeszcze wyżej i sektor ochrony zdrowia jest jeszcze bardziej niewydolny. Na to państwo sobie pozwolić nie może, więc doprawdy trudno jest się spodziewać jakiegoś armagedonu dla firm.
Idźmy dalej: osoby zatrudnione w sprzątaniu i ochronie to znaczna część branży wykorzystywanej zarówno przez sektor prywatny, jak i publiczny. Po zmianie ich umów nagle okazałoby się, że w sądzie czy ministerstwie może być czysto i bezpiecznie, ale na pewno nie za stawki z przetargów. Możemy to postrzegać w kategoriach nierówności i wykorzystywania słabszych, ale każdy niemal kraj stoi na niewidzialnej pracy nisko opłacanej armii ludzi. Polska też.
W tej sytuacji wydaje się pewne, że system poboru składek emerytalno-rentowych i zdrowotnych wymaga reformy. W tej chwili jedne firmy płacą dużo, inne nic. Może gdyby wszystkie płaciły za swoich ludzi niewygórowane, acz uczciwe stawki, dałoby się to wszystko pogodzić. W obecnej sytuacji masowego przekształcania śmieciówek w etaty nie będzie, bo państwa na to nie stać.
Zobacz także
