
To będzie pierwsza w historii wolna Wigilia dla wszystkich. No, prawie wszystkich, bo wyjątków w ustawie jest sporo. Kto sprawdzi, czy szef nie zmusza cię do siedzenia za ladą, gdy inni łamią się opłatkiem? Państwowa Inspekcja Pracy. Jest tylko jeden problem: inspektorzy w tym czasie też będą mieli wolne. "Łapanie za rękę" zastąpi więc audyt wsteczny i... donosy.
Marcin Stanecki, Główny Inspektor Pracy, w rozmowie z PAP rozwiał wątpliwości: PIP zamierza surowo weryfikować przestrzeganie nowego prawa. Za zmuszanie do pracy 24 grudnia grozi nawet 30 tys. zł grzywny (a w handlu nawet 100 tys. zł). Brzmi groźnie? Owszem, dopóki nie wczytamy się w szczegóły operacyjne tej "wielkiej kontroli".
Inspekcja pracy jak kot Schrödingera
Mamy do czynienia z klasycznym paradoksem biurokratycznym. Skoro Wigilia stała się ustawowo dniem wolnym od pracy, to dotyczy to również urzędników Państwowej Inspekcji Pracy.
Szef PIP otwarcie przyznaje: 24 grudnia inspektorzy nie ruszą w teren. Nie będzie nalotów na sklepy, niezapowiedzianych wizyt w biurach czy legitymowania pracowników magazynów. Dlaczego? Bo inspektorzy w tym czasie będą w domach, korzystając z tego samego prawa, którego przestrzegania mają pilnować.
W jaki sposób urząd chce więc sprawdzić stan faktyczny w czasie rzeczywistym? Nie chce. PIP zapowiada metodę, którą można nazwać "archeologią pracowniczą".
Śledztwo po fakcie, czyli "kto doniesie, ten wygra"
– To czy ktoś pracował, można ustalić nawet w styczniu – uspokaja Marcin Stanecki.
Jak to będzie wyglądać w praktyce? Kontrola przestrzegania zakazu pracy w Wigilię zamieni się w papierową wojnę toczoną w nowym roku. Inspektorzy będą analizować:
Jednak głównym orężem Państwowej Inspekcji Pracy w walce z łamaniem wigilijnego zakazu mają być skargi pracowników. System opiera się więc na założeniu, że pracownik zmuszony do przyjścia do pracy w Wigilię, po Świętach "wsypie" swojego szefa. Bez "sygnału z rynku" (czytaj: donosu), szansa na wykrycie naruszenia drastycznie maleje, skoro nikt fizycznie nie sprawdzi zamkniętych drzwi.
Labirynt wyjątków. Kto może pracować?
Sytuację komplikuje fakt, że "wolna Wigilia" to hasło marketingowe, a rzeczywistość prawna to ser szwajcarski pełen dziur.
Inspektor, który (w styczniu) pochyli się nad sprawą otwartego sklepu, będzie musiał rozstrzygnąć łamigłówkę:
Wyobraźmy sobie ustalanie miesiąc po fakcie, czy osoba wydająca resztę na stacji benzynowej lub w kwiaciarni była tam "w ramach pomocy rodzinnej", czy na czarno. Bez wizji lokalnej w dniu zdarzenia granica między legalną pomocą a łamaniem praw pracowniczych staje się bardzo płynna.
Cennik za "pracującą" Wigilię
Mimo absurdu kontroli "post factum" stawki są wysokie.
Dla przedsiębiorców przesłanie jest jasne: 24 grudnia możecie ryzykować, licząc na to, że inspektorzy jedzą barszcz. Ale pamiętajcie, że w styczniu cyfrowe ślady waszej działalności mogą kosztować więcej niż roczny zysk.
Zobacz także
