Nie ma pracy dla ludzi z takim wykształceniem. "Handel ich wchłania. Handel wchłonie wszystkich"

Mariusz Janik
Filozof, polonista, historyk, politolog, kulturoznawca, a także artysta – liczbę kierunków studiów, po których możemy mieć poważny problem ze znalezieniem pracy, można by bez większego trudu rozszerzać. Dzisiaj absolwent studiów humanistycznych musi się nieźle nagimnastykować, żeby znaleźć jakieś zajęcie, przynajmniej w wybranym kilka lat wcześniej zawodzie.
Wręczenie nagród dla studentów za najlepsze dyplomy Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu. Niestety, szanse artystów na rynku pracy są mizerne. Fot. Jędrzej Nowicki / Agencja Gazeta
– Obecnie nie posiadamy – odpowiada Aleksandra Wesołowska z portalu Praca.pl na nasze pytania o ogłoszenia adresowane do filozofów. W sumie trudno się dziwić, szukanie filozofa poprzez anonsy nigdy nie było najlepszą formą rekrutacji. Może zatem polonista? – Nic – odpowiada nasza rozmówczyni po chwili stukania w klawiaturę. Kulturoznawca? – No nic, zupełnie – odpowiada nasza rozmówczyni.

Studia na kierunkach humanistycznych wybiera co roku kilkanaście tysięcy osób, wykształcenie w zakresie bliskich im nauk społecznych wybiera z kolei ponad 70 tysięcy osób. Innymi słowy, co roku na rynek pracy może trafiać niemal sto tysięcy absolwentów, dla których praktycznie nie ma oferty zawodowej.


Strzeżonego drugie studia strzegą
Mamy nadprodukcję osób po studiach humanistycznych. Paradoksalnie, humanistów z prawdziwego zdarzenia jest stosunkowo niewielu i ci zawsze znajdą pracę – mówi INN:Poland Adam Koseski, rektor Akademii Humanistycznej w Pułtusku.

– Może to wynika z pozornej łatwości tej pracy, wiele osób przychodzi z nadzieją, że szybko uzyskają na takich studiach dyplom, ale żeby realnie mieć coś do powiedzenia w tych obszarach, trzeba najpierw wiele poczytać – tłumaczy obrazowo.

Koseski nie położyłby jednak kreski na humanistach. – Jeżeli ktoś skończył takie studia, to ma na tyle szeroki ogląd rzeczywistości, że zawsze powinien znaleźć jakąś formę zatrudnienia. Jego opcje nie są zawężone wyłącznie do nauczania w szkole – mówi nam rektor.
Jak polonista z historykiem - Michał Boni z Donaldem Tuskiem.Fot. Wojciech Olkuśnik / Agencja gazeta
– Generalnie, mówiąc o deficycie rąk do pracy, mamy na myśli wykwalifikowanych robotników czy absolwentów nauk ścisłych – sekunduje mu Grażyna Spytek-Bandurska z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW.

– W przypadku nauk humanistycznych mamy do czynienia z pewną nadzwyżką, ale wielodyscyplinarność pomaga. Powszechne jest dzielenie edukacji na dwa etapy: 3-letni licencjat na jednym kierunku, a potem magisterium na innym – podkreśla.

Wielodyscyplinarność ta zapewne pochodzi z zapobiegawczości. Ze statystyk wynika, że absolwent studiów humanistycznych ląduje po zakończeniu nauki w pracy, w której zarabia zaledwie 62 procent tego, ile wynoszą przeciętne zarobki w jego otoczeniu (w tym przypadku – powiecie), absolwent nauk społecznych ma się niewiele lepiej: zarabia 74 proc. średniej.

Reszty się nauczysz
Nasi rozmówcy próbują nieco rozjaśnić ponury i mroczny obrazek rynku pracy wrogiego humanistom. – Filolodzy mają spore szanse – mówi Aleksandra Wesołowska. – Jest stosunkowo dużo ogłoszeń, które są tak sformułowane, że sugerują, iż firma desperacko szuka kogoś z doskonałą znajomością języka, a „reszty już się jakoś nauczysz”. Tę pracę stosunkowo łatwo dostać – kwituje.

– Politolodzy raczej nie powinni mieć problemu ze znalezieniem pracy. Ten rodzaj wykształcenia jest potrzebny w administracji centralnej, samorządowej, w organizacjach pozarządowych – ocenia Spytek-Bandurska.

– Tym bardziej, gdy młodzi ludzie wybiorą uzupełnienie czy specjalizowanie swojej wiedzy dodatkowymi kierunkami, np. w ramach szkoleń, staży, studiów podyplomowych – dodaje.
Szansa dla filologów: niektórzy pracodawcy szukają osób z perfekcyjnym językiem obcym, reszty można się nauczyć już w trakcie pracy.Fot. Beata Ziemowska / Agencja Gazeta
Z kolei Adam Koseski widzi szansę dla historyków. – Tyle mówimy teraz o pamięci historycznej, pomijając już „politykę historyczną”, a tymczasem są szkoły, w których program historii obejmuje zaledwie godzinę zajęć w tygodniu – wytyka.

Handel wchłonie wszystkich
Cóż, realia potrafią być jednak brutalne. W portalu Praca.pl dokopujemy się jednej oferty dla politologa – zaiste, w kancelarii premiera. – Historycy mają znacznie lepiej. Są dwie oferty – mówi pół-żartem Aleksandra Wesołowska. Obie w Bibliotece Narodowej, w charakterze starszego i młodszego bibliotekarza. Na upartego jedno z muzeów szuka też koordynatora, tyle że w obszarze BHP.

– Wiele osób, które są dziś na świeczniku politycznym, to humaniści – mówi nam Koseski. Cóż, rzeczywiście: Michał Boni – polonista, Donald Tusk – historyk, Lech i Jarosław Kaczyńscy – prawnicy - wylicza. Ale to kiepskie pocieszenie, bowiem musielibyśmy co roku upychać w polityce kolejne kilkadziesiąt tysięcy osób, a tego nie zniósłby chyba żaden kraj.

Co zatem dzieje się z tym wszystkimi humanistami? Poszli do szkół? – Handel ich wchłania – twierdzi Aleksandra Wesołowska. – Handel wchłonie wszystkich. Tam wykształcenie nie ma tak wielkiego znaczenia, liczy się kontakt z ludźmi, talent sprzedażowy – kwituje. I rzeczywiście, w końcu tak branża cierpi na brak rąk do pracy w nie mniejszym stopniu niż IT czy budowlanka.