Å kose seg, czyli jak się bogacić bez pośpiechu. 7 rzeczy, których nie wiedziałeś o Norwegii

Konrad Bagiński
Norwegia, kraj fiordów, mlekiem i miodem płynący, stał się mekką dla Polaków. Jesteśmy już drugą siłą po rodowitych obywatelach tego państwa i chętnie podjadamy ich tort. A jest co dzielić, bo wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bogatym krajem jest Norwegia i na czym zarabia potężne pieniądze.
Robotnicy budowlani w norweskim Bergen Fot. 123rf.com
Mają gigantyczny fundusz emerytalny
Norwegowie są jednym z największych na świecie eksporterów ropy naftowej i gazu ziemnego. Część pieniędzy ze sprzedaży tych surowców trafia do specjalnego państwowego funduszu emerytalnego. Już ponad rok temu jego wartość przekroczyła 1 bilion dolarów (7,8 bln koron), obecnie jest to ponad 8,5 bln koron.

Megafundusz został założony w 1998 roku, osiąga ponad 6 proc. stopy zwrotu rocznie. Słowem – połowa pieniędzy została zarobiona.

Dla porównania: jeśli przeliczymy norweski mega fundusz na złotówki, wyjdzie nam suma 3,89 biliona złotych. Dochody polskiego budżetu to obecnie ok. 355,7 miliarda złotych, wydatki zaś sięgają sumy 397 miliardów. Wychodzi więc na to, że norweski fundusz mógłby zrównoważyć dziesięcioletnie wydatki Polski.


W ten sposób Norwegowie gromadzą pieniądze dla siebie i przyszłych pokoleń. Obecnie należy do nich około 1 proc. wszystkich akcji na świecie. Więcej pieniędzy na kontach ma ponoć tylko Arabia Saudyjska. Jednak Norwegowie nie budują sobie wielkich, napompowanych inwestycji, tysięcy supersamochodów czy złotych pałaców. Inwestują w akcje, obligacje i nieruchomości. Mało kto pamięta o tym, że norweski megafundusz ma warte kilkaset milionów złotych akcje firm na polskiej giełdzie.

Dzięki temu każdy Norweg jest bogaty. Oprócz normalnego budżetu kraju, który obfituje w przywileje socjalne a i tak wykazuje regularne nadwyżki, na obywatela przypada w przeliczeniu ponad 700 tys. zł oszczędności. Norwegia na bieżąco informuje o stanie swojego posiadania, nie czyniąc z tego tajemnicy.

Polacy są największą mniejszością
W Norwegii pracuje na co dzień nawet 100 tysięcy Polaków. Dzięki temu staliśmy się drugą co do wielkości, po Norwegach, narodowością w tym kraju. Norwegowie podchodzą do nas mniej więcej tak, jak my do Ukraińców. Część pracowników jest witana z szeroko otwartymi ramionami, jednak wielu Norwegów uważa, że nasi gastarbeiterzy zabierają pracę Skandynawom.
Norwegia pozwala polskim emigrantom lepiej godzić życie zawodowe z osobistymFot. mroach / http://bit.ly/1kRcARj
W każdym razie w Norwegii można nieźle zarobić, przy okazji nabywając atrakcyjnych praw emerytalnych. Język polski na ulicach można spotkać dość często, w wielu miejscach nawet etykiety na produktach w sklepach są po polsku.

Zarabiają krocie na łososiach
Norwegia słynie oczywiście z łososi. Ale nie z ich Obecnie łososie są karmione przede wszystkim paszami na bazie kukurydzy i soi. Te rośliny stanowią aż 80 proc. ich diety. Na wolności żywią się zdecydowanie inaczej. To drapieżniki, zjadające inne ryby. Z tego powodu zawartość cennych kwasów omega 3 w mięsie łososi hodowlanych jest obecnie o połowę niższa, niż kiedyś.

Łososie hoduje się na gigantycznych farmach. Są to albo odcięte od morza, zagrodzone siatkami, fiordy, albo gigantyczne klatki zatopione w morzu. To, co się tam dzieje, jest skrzętnie ukrywane przez opinią publiczną.

Wiadomo jednak, że nie jest to najczystsza produkcja a mięso łososi w ten sposób pozyskiwanych nie jest zbyt zdrowe. Jest jednak (stosunkowo) niedrogie i smaczne. Obecnie jego ceny idą w górę, bo do jedzenia łososi przekonali się np. Chińczycy i Brazylijczycy.

Ile Norwegowie zarobią na łososiu? W tym roku – to już pewne – eksport przekroczy wartość 100 miliardów koron, czyli ponad 43,3 miliarda złotych. A to o ok. 2 miliardy więcej, niż wynosi tegoroczny budżet Ministerstwa Obrony Narodowej.

Mają prohibicję
Może nie dosłowną, ale alkohol w Norwegii bardzo trudno kupić. Jego sprzedaż jest bardzo silnie obostrzona a ceny przyprawiają o zawrót głowy. Władze po prostu walczą z alkoholem i alkoholizmem, o który w skandynawskich warunkach dość łatwo. Surowy klimat sprzyja depresji.

W Norwegii jedyną licencję na sprzedaż alkoholu o mocy powyżej 4,75 proc. posiada państwo. W efekcie wino i mocne alkohole można kupić jedynie w 300 sklepach Vinmonopolet. Ceny przyprawiają o zawrót głowy – najtańsza wódka kosztuje równowartość ponad 100 złotych. Piwo w sklepie kosztuje kilkanaście złotych. Na dodatek alkohol jest sprzedawany w ściśle określonych godzinach. W zasadzie w dzień powszedni można go kupić tylko do 18:00, zaś w soboty tylko do 15:00.

– Pamiętam, że w sobotę wszedłem do sklepu i zacząłem wybierać piwo. Nagle podbiegła pani i zaczęła bardzo szybko mówić w ich języku. Kiedy zobaczyła, że nic nie rozumiem, przeszła na angielski i powiedziała, że zaraz zamykają sprzedaż alkoholi i kazała biec do kasy. Przy kasie pan kasjer przeprosił czekających i przyjął mnie przed kolejką. Zakończył procesować sprzedaż o 14:59 i bardzo się ucieszył, że zdążył – opowiada nam czytelnik, który niedawno był w Norwegii.

Nic dziwnego, że wielu Norwegów po prostu pędzi bimber, wykorzystując do tego celu piwnice, garaże czy szopy.

Å kose seg
To filozofia życia, bardzo zbliżona do duńskiego hygge https://innpoland.pl/138787,oto-godny-nastepca-hygee-polacy-juz-dawno-byli-wyznawcami-tej-filozofii-szczescia i do szwedzkiego umiaru zwanego lagom. Zresztą słowo hygge i tak pochodzi z języka norweskiego. Chodzi o życie bez pośpiechu, bieganiny, spędzanie czasu z ludźmi, których się lubi.

Skandynawowie cenią pracowitość, skromność i uczciwość. Im nie chodzi o to, by mieć, posiadać, bardziej o to, by być.

Z pewnością jest to jeden z powodów, dla których Norwegia jest od lat uznawana za najlepsze miejsce do życia. Uzyskuje najwyższe wyniki w badaniach ONZ, mierzących długowieczność, poziom wykształcenia i dochód brutto na głowę mieszkańca.

Nie jest tygrysem, ale rozwija się równomiernie
Wielu ekonomistów podkreśla, że współczynnik PKB jest nieco przestarzały, bo mierzy tylko tempo wzrostu gospodarki. Postulują, by częściej brać pod uwagę IDI, czyli Inclusive Development Index. To wielowymiarowa ocena, mierząca wydajność ekonomiczną.

I okazuje się, że lepiej robić swoje bez pośpiechu, zamiast gonić króliczka. Bo w IDI przoduje oczywiście Norwegia. Zajmuje wysokie miejsca w kategorii równości międzypokoleniowej i zrównoważonego rozwoju, wzrostu i rozwoju.

Nie lubią węgla
Może jest w tym drobna hipokryzja, ale kraj śpiący na złożach ropy dba o środowisko na całym świecie. Otóż państwowy megafundusz od kilku lat nie inwestuje ani korony w przedsięwzięcia, które są oparte na węglu. Nie wkładają pieniędzy w kopalnie, elektrownie i tym podobne biznesy. Dlatego pozbyli się na przykład akcji polskich elektrowni.

Mają dużo ropy, ale mocno stawiają na auta elektryczne. Tesla w tym kraju jest potęgą. Co ciekawe, zarabiają na tym też Polacy. Do Norwegii trafią 303 elektryczne autobusy Volvo, wyprodukowane w naszym kraju.