Taka może być Polska w 2019. 8 życzeń dla naszej gospodarki na nowy rok

Konrad Bagiński
Jeśli wierzyć rządowi, żyjemy w kraju mlekiem i miodem płynącym, w którym ściga się złodziei i oddaje pieniądze dzieciom, a gospodarka kwitnie tak, że zazdrości jej nam cały świat. Po zdjęciu różowych okularów Morawieckiego widać, że balansujemy nad przepaścią, a rząd upiera się, by zrobić krok w przód.
Minister Finansów Teresa Czerwińska i premier Mateusz Morawiecki uwielbiają ręczne sterowanie gospodarką Foto: Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Mniej socjalizmu
Teoretycznie gospodarka centralnie sterowana skończyła się w Polsce wraz z wyniesieniem sztandaru PZPR z ostatniego zjazdu tej partii. Ale teraz tylnymi drzwiami wprowadza ją znowu PiS z Jarosławem Kaczyńskim i Mateuszem Morawieckim na czele.

Politycy sprawujący władzę w Polsce muszą zrozumieć to, czego uczy się w liceum i na studiach: że podstawą gospodarki jest przedsiębiorczość prywatna a nie własność państwowa. Kontrola władz nad coraz większą liczbą aspektów jest po prostu zła i niewydajna.

Ręcznie sterowane koncerny państwowe są dla gospodarki zabójcze. Jeśli np. Orlen, kopalnie czy spółki energetyczne będą ciągle pracować pod dyktando rządu i partii, nie wyniknie z tego nic dobrego. Bo przestaje liczyć się wynik finansowy, sprawność organizacyjna, liczy się tylko zadowolenie wodza siedzącego na górze.


Nawet najlepsi menedżerowie w takich sytuacjach tracą głowę i zyskują dodatkową porcję stresu. A i tych menedżerów robi się coraz mniej.

Na dodatek ciągle powstają kolejne centralne instytucje, hojnie zasilane pieniędzmi z budżetu lub spółek skarbu państwa, przejmujące zadania rządu lub realizującego jego politykę. Przykłady?
Polska Fundacja Narodowa założona z inicjatywy ówczesnej premier, Beaty Szydło, wynajęła agencję PR, m.in. do dbania o własny wizerunekFot. Agata Grzybowska / Agencja Gazeta
Polska Fundacja Narodowa, dysponująca kilkuset milionami, jest de facto agencją PR dla rządu i PiS. Polski Fundusz Rozwoju, który dubluje zadania Agencji Rozwoju Przemysłu, Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości, Polskiej Agencji Inwestycji i zajmuje się skupowaniem firm dla Skarbu Państwa. Czyli odwracaniem procesu prywatyzacji – choć to prywatne firmy działają najwydajniej.

Powstać ma także Polski Holding Hotelowy, narodowa agencja filmowa, założę się, że niedługo powołają narodowy dom medialny, który będzie kupował reklamy dla spółek skarbu państwa w jedynie słusznych mediach. Bo taki pomysł PiS miał już 3 lata temu.

Mniej rozpasania, więcej kompetencji
Zasadą jest, że w państwowych spółkach po zmianach w sejmowej arytmetyce, wymienia się władze. Marzy mi się dzień, gdy prezes Orlenu, KGHM czy PZU zostanie na stanowisku po wyborach. Bo chodzi o to, czy dobrze zarządza, a nie kogo ma za plecami. Tymczasem na sowicie opłacanych stanowiskach w radach nadzorczych i zarządach zasiadają tłumy polityków i ich rodzin o zerowych kompetencjach, wydających dyspozycje od jakich włos się na głowie jeży.

Podobnie rzecz się ma w państwowych instytucjach. Skalę rozpasania pokazują kolejne afery i aferki. Jeśli szef Komisji Nadzoru Finansowego domaga się łapówki od właściciela banku, to jest to potworny skandal i wstyd na całą Europę. A kiedy przy okazji okazuje się, że szefem KNF steruje szef Narodowego Banku Polskiego, który daje wielką władzę i pieniądze swoim współpracowniczkom bez odpowiednich kompetencji i wykształcenia, to powinniśmy się bać o stan finansów państwa i przyszłość naszych pieniędzy.

Jeszcze nigdy nowa władza nie dokonała takiego spustoszenia w spółkach skarbu państwa i instytucjach, jak PiS. Wycięcie poprzednich pracowników, tylko dlatego, że byli w firmach od dawna i obsadzenie ich posad swoimi jest dla państwa dramatem. Między innymi dlatego, że niszczy kariery lepiej przygotowanym oraz same firmy nieprzemyślanymi decyzjami.

Mniejszych podatków
W ciągu roku w Polsce przybyło aż 11 obciążeń fiskalnych. Jednocześnie prawo do kontrolowania firm i przedsiębiorców ma 40 państwowych instytucji. To chora sytuacja, zabijająca przedsiębiorczość. To mówienie wprost: pracujcie więcej, żebyśmy mogli wam zabrać więcej. A jak nie oddacie po dobroci, to odbierzemy wam sami, w świetle prawa.

Jednocześnie pewną aberracją jest fakt, że podwyższanie podatków uderza nie w najsilniejszych i najbogatszych, ale w najsłabszych. Kiedy państwowe służby kombinują z wyciąganiem pieniędzy z obywateli, to nie można się dziwić, że obywatele kombinują z tym, jak by tych pieniędzy nie oddać.

Uproszczenie systemu podatkowego drastycznie zmniejszyłoby patologie w tym systemie. A obniżenie podatków mogłoby przynieść skutek, o jakim nie śniło się władzom kilka lat temu, gdy zmniejszono akcyzę na wódkę. W efekcie przestało się opłacać pokątne sprowadzanie taniego alkoholu z zagranicy i wpływy z akcyzy na wódkę wzrosły. Zdziwieniu nie było końca.

Zaprzestania idiotycznych inwestycji
Budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego za łącznie 75 miliardów złotych, przekop Mierzei Wiślanej, budowa węglowego bloku w Ostrołęce, nowej zapory na Wiśle – to szumne zapowiedzi inwestycji, które sensu ekonomicznego nie mają w ogóle lub jest on wysoce dyskusyjny.
Przekop Mierzei kosztował już 4,3 mln złFot. screen/TVP Info
CPK ma obsługiwać do 100 mln pasażerów rocznie, czyli będzie prawie największym lotniskiem na świecie. Dziś poziom 100 mln pasażerów przebija tylko największe przesiadkowe lotnisko w Atlancie. Mniej mają Pekin, Paryż, Londyn, Los Angeles, Dubaj, Szanghaj, Hongkong…

Na całym świecie więcej rozbiera się tam na rzekach, niż stawia nowych. Ale my musimy mieć kolejną tamę na Wiśle, wydać na nią 2 mld złotych, zniszczyć środowisko i nie zyskać nic. Na Zachodzie już dawno doszli do wniosku, że regulacja rzek potęguje skutki powodzi. Dzikie środowisko radzi sobie z nimi najlepiej. Pogódźmy się z tym, że Wisła nie jest jakąś superżeglowną rzeką i zostawmy ją sobie, zamiast na siłę regulować i grodzić.

O planowanym przekopie Mierzei Wiślanej nie ma nawet co wspominać. Dość powiedzieć, że rząd chce go zbudować za środki z budżetu, bo ma pewność, iż nie dołożyłaby się do niej żadna europejska instytucja. Okres zwrotu z tej inwestycji może sięgnąć 500 lat.

Podobnie jest z nowym węglowym blokiem w ostrołęckiej elektrowni – żaden bank nie chce kredytować tej inwestycji. Pojawiły się więc plany, by zmusić państwowe banki do wyrzucenia pieniędzy na ten blok. Wyrzucenia, bo wiadomo, że nie da się na nim zarobić i od początku będzie deficytowy.

Wspierania inwestycji w ogóle
Na co rząd wydaje te miliardy z budżetu? Wiadomo, że od trzech lat w sektorze inwestycji panuje zapaść. Stare są kończone, nowe nie są zaczynane. Przez to nie mamy o wiele więcej dróg, mostów, linii kolejowych itd. Dość powiedzieć, że tzw. stopa inwestycji w naszym kraju jest na najniższym poziomie od ponad 20 lat.



Mądrego myślenia o energetyce rozproszonej
Wiele krajów na świecie, w tym nasi sąsiedzi, od lat rozwija czystą energetykę. U nas ciągle stawia się na wielkie bloki, zamiast na obywateli. W efekcie mamy prawie najdroższą energię w Europie i zarabiają na niej jedynie wielkie koncerny. Gdzie indziej to obywatele dorzucają swoje cegiełki do obrotu prądem i nie dość, że płacą mniej, to jeszcze zarabiają. A to dla gospodarki o wiele zdrowsze, zapewnia też większe bezpieczeństwo energetyczne dla całego kraju.

Braku kryzysów u sąsiadów
Scenariusz, w którym niemiecką lub rosyjską gospodarkę dotyka kryzys, jest realny i wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi – zabójczy dla nas. Ciągle jesteśmy państwem mało innowacyjnym, produkującym dla innych. To nasza słabość. Póki wszystko idzie dobrze, nic nam nie grozi. Ale załamanie odbioru może wywołać u nas katastrofę.

Większych pieniędzy dla budżetówki
Na całym świecie jest tak, że w sektorze prywatnym zarabia się lepiej, niż w państwowym. Ale u nas dysproporcje są wyjątkowo wysokie. Nie ma uzasadnienia dla sytuacji, w której strażak, nauczyciel, ratownik medyczny czy policjant zarabiają tyle, ile przysłowiowa pani kasjerka w Biedronce.

I nie chodzi o to, że pracownicy marketów mają zarabiać mniej – absolutnie. Wykonują ciężką pracę, i tak prawdopodobnie zbyt nisko wycenianą. Ale nauczyciele nie powinni zastanawiać się, czy nie lepiej byłoby im na kasie w Lidlu, tylko zarabiać tyle, by czuć satysfakcję i nie kombinować, jak tu przeżyć do pierwszego.

Budżetówka to potężna gałąź gospodarki i po prostu musi być dobrze wynagradzana, albo grozi nam seria kryzysów. Bo nikt nie będzie chciał zostać policjantem czy pielęgniarką i system się rozpadnie i nie będzie komu bronić nas przed przestępcami, chorobami czy gasić pożarów.