Nowa partia zapowiada pensje wyższe o 20 proc. "Nie będziemy dawać, ale mniej zabierać"

Mariusz Janik
Przez ostatnie 20 lat Robert Gwiazdowski był rozchwytywanym ekspertem o liberalnych poglądach. Kilka tygodni temu zapowiedział założenie własnego ruchu politycznego, a konwencja nowego ugrupowania ma się odbyć już w tę sobotę. Z tego, co powiedział w rozmowie z INNPoland.pl Gwiazdowski wynika, że Polska Fair Play chciałaby przeprowadzić prawdziwą rewolucję.
Robert Gwiazdowski, znany liberalny ekonomista, naukowiec i komentator, założył ruch Polska Fair Play i nawołuje do likwidacji PIT. Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta
„Nic nie damy, będziemy mniej zabierać” – to pańskie słowa z Bydgoszczy. Czego właściwie mamy oczekiwać po inicjatywie Polska Fair Play?

Różnicy jakościowej: nie zamierzam niczego obiecywać. Po tym jak PiS ukradł Platformie postulat polegający na rozciągnięciu 500+ na wszystkie dzieci oraz przyznaniu emerytom „trzynastki”, to ja już mogę jedynie obiecać wyłącznie 500+ dla matek w ciąży, ewentualnie 500+ dla każdej pani, która planuje zajście w ciążę.

Hm, ale żarcik.

Politycy obu głównych nurtów już dawno temu przekroczyli granicę absurdu. Natomiast ja nie obiecuję, że cokolwiek ludziom dam. Ja obiecuję, że będę im mniej zabierać.


A dokładniej?

Zlikwidujemy PIT i składki na ZUS. Wszystkich podatków nie możemy znieść, bo musimy mieć choćby na emerytury...

Momencik. Chcecie całkiem zlikwidować PIT?

Oczywiście. PIT to absurdalny podatek – nie przynosi wielu przychodów państwu, zwłaszcza, że w sporej mierze pochodzi z emerytur czy pensji w budżetówce. A żeby były te pensje i emerytury, to ktoś musi płacić podatki. Same puste transfery. Ale PIT warto zlikwidować choćby i po to, by ludzie poczuli się bardziej wolni. Nie trzeba będzie ich inwigilować, sprawdzać, gdzie kto pracuje, za ile i na co wydaje.

Innymi słowy, „na dzień dobry” chcę dać ludziom podwyżkę płac 20 procent.

Tu się pan chyba zapędził, zakładając, że firmy „oddadzą” zaoszczędzone w ten sposób pieniądze pracownikom.

Nie będą miały wyboru: to kwestia odpowiednio sformułowanych przepisów prawnych. I umów: skoro ktoś płaci dziś określoną pensję brutto, nie będzie wypowiadał warunków pracy i płacy, by ją zmniejszyć. A po drugie, dziś mamy do czynienia z rynkiem pracownika, Lidl z Biedronką toczą o nich wojny, to nie są warunki dla redukowania płac.
Żeby przelicytować PiS na 500+, trzeba by obiecać wsparcie matkom w ciąży - albo ciążę planującym.Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Dla sporej części tegoż rynku pracy jest już za późno: pracownicy poszli na samozatrudnienie albo umowy śmieciowe.

Proszę pana, nie ma czegoś takiego jak umowy śmieciowe – są umowy oparte na kodeksie cywilnym. A ten kodeks ma historię od czasów Napoleona, samo prawo cywilne – od czasów rzymskich. Tymczasem kodeks pracy wywodzi się od Gierka. Nazywanie umów cywilnoprawnych, które są oparte na zasadzie równości, „śmieciowymi” – jest nieporozumieniem.

Tak czy inaczej, wpływy z PIT znikną. Jak pan chce to załatać?

Dwoma innymi podatkami. Najpierw CIT: dziś jak ktoś dostaje na rękę 3000 zł, to pracodawca płaci za niego 5000 zł. To 40 proc. oddawane za to, że ktoś sprzedał komuś swoją pracę. A jak Orlen sprzedaje benzynę, to ze swojego przychodu płaci – uwaga, uwaga – 0,8 proc. Mówimy więc firmom: zapłacicie 1,5, za to nie będziemy kontrolować waszych kosztów, bo nas one nie interesują.

No i po drugie: nie musicie się martwić, czy zastosowaliście dobry VAT, bo stawka VAT będzie taka sama dla wszystkich.

Same rewolucje. Ma pan jeszcze coś w zanadrzu?

Zmiany podatkowe są ściśle związane ze zmianą systemu emerytalnego: emerytur dziś wypłacanych nie dotykamy, pełna aprobata dla praw nabytych. A ludziom, którzy dziś mają 20 lat, mówimy: będziecie mieli równą emeryturę, a skoro będziecie też mieli w kieszeniach o 20 proc. swoich zarobków więcej, będziecie mogli dokupić sobie ubezpieczenie.

Podobno, kto podniesie rękę na transfery socjalne, wprowadzone w ostatnich latach przez PiS, ten nieodwołalnie przegra. Zakończyłby pan program 500+?

Zacznijmy od tego, że to transfer od Jana Kowalskiego do Jana Kowalskiego. Jan i Ewa zarabiają po 3000 zł netto, czyli w sumie ich pracodawcy płacą 10 000 zł, z czego państwo zabiera 4000 zł. I z tych 4000 oddaje 500 złotych, czy 1000 zł na dwoje dzieci. Kowalscy na zakupach znowu oddają kolejne kwoty. Państwo po cichu zabiera, za to oddaje z rozmachem. Słowo „transfer” jest tu pojęciem nieprawdziwym.
Transfery socjalne to nie są transfery, tylko przekładanie pieniędzy z jednej kieszeni do drugiej - dowodzi Gwiazdowski.Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Hm, to inny przykład: zlikwidowałby pan Centralny Port Komunikacyjny, czy któryś z innych projektów infrastrukturalnych obecnej ekipy?

O CPK słyszałem już od ministra Aleksandra Grada, jak rządziła PO. I uważam, że Polska potrzebuje dużego hubu w centrum kraju. Tylko jak słucham argumentów PiS, że tam będzie 100 mln pasażerów rocznie lądowało, to dochodzę do wniosku, że oni robią z wyborców idiotów – bo 100 milionów to tam na pewno nie będzie.

Ale sam pomysł na CPK, zwłaszcza w porozumieniu z Chińczykami, którzy tworzą swój Jedwabny Szlak 2.0, jest fajny. Chińczycy co prawda mówią o tym, że ma być lotnisko, kolej, droga i port morski – ale gdy zapytałem „skąd wziąć port morski pod Łodzią”, to mi pewien chiński gubernator odpowiedział „przecież to tylko 300 km od Gdańska, u nas to jakby z jednego końca miasta przejechać na drugi”.

Za kilka lat nieodwołalnie skończą się pieniądze z Unii. Co będzie nakręcać naszą gospodarkę?

Polscy przedsiębiorcy. Po '89 roku stworzyli oni 6 mln miejsc pracy – bez dotacji, komórek, autostrad. Zrobili to, bo nie mieli innego wyjścia, a państwo im nie przeszkadzało. Państwo mówiło: damy wam wędkę, a nie rybę. A potem szybko zapomniało, że daje wędkę, tylko bez pozwolenia na łowienie ryb.

Polska Fair Play chce startować w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Gdzie się pan tam widzi?

Jeżeli frakcje będą takie same, jak dzisiaj – to oczywiście w Europejskiej Partii Ludowej. Chcemy szukać w Brukseli różnych kompromisów, z Polakami, którzy pracują w Komisji, ale i deputowanymi PiS oraz PO.

To planuje pan spore „zdolności koalicyjne”.

Nieskromnie przypuszczam, że moje zaproszenie do rozmów mogą przyjąć jedni i drudzy. Zwykle, jak PO coś proponuje, PiS odrzuca to z definicji – i odwrotnie. Mam nadzieję, że jak zaproponuję coś jednym i drugim, to... przynajmniej przyjdą wypić kawę i porozmawiać.

Jest pan za przyjęciem euro?

Nie ma się co spieszyć: bogactwo narodów nie zależy od koloru farby, jakim zadrukowany jest papier będący w danym kraju oficjalnym środkiem płatniczym. Jeżeli nasza gospodarka zbliży się parametrami do niemieckiej, wtedy będziemy mogli mieć wspólną walutę – przy tak dużych różnicach jak obecnie, w przypadku jakiegoś tąpnięcia na rynkach mielibyśmy sprzeczne interesy, np. odnośnie poziomu stóp procentowych.

No dobrze. A tak na serio – obiecuje pan w gruncie rzeczy sporo wyrzeczeń. Wyrzeczenia nie wygrywają wyborów. Jakiego wyniku pan zatem oczekuje?

Tak na serio to jest 15,5 mln pracowników, którym obiecujemy, że będą zarabiać 20 proc. więcej. Nie jestem dobrym wujkiem i nie wyczaruję tych pieniędzy – to by zresztą znaczyło, że zadłużam kraj. Ja mówię: macie już te pieniądze, z 5000 zł odzyskujecie 3000 zł, ja sprawię, że będzie to 3750 zł. Chciałbym dać więcej, ale nie mogę, bo muszę mieć na emerytury, renty i np. usługi medyczne.