Najprościej zaserwować wyborcom jakąś ładną bajkę. Choćby tę o bilionie dolarów dla Polski

Mariusz Janik
Aż 866 miliardów dolarów – tak ostatecznie wycenił poniesione przez Polskę w czasie II wojny światowej straty parlamentarny zespół ds. reparacji. Szkopuł w tym, że dochodzimy do momentu, w którym coś należałoby z tą kwotą zrobić – bo trudno uzasadnić powołanie specjalnego zespołu po to tylko, by dokonać tych obliczeń. A tu już zaczynają się schody.
Poseł PiS Arkadiusz Mularczyk, przewodniczący parlamentarnego zespołu ds. reparacji. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Rok temu szef świeżo powołanego do życia Parlamentarnego Zespołu ds. Oszacowania Wysokości Odszkodowań Należnych Polsce od Niemiec za Szkody Wyrządzone w trakcie II Wojny Światowej – czyli w skrócie „zespołu ds. reparacji” – poseł Arkadiusz Mularczyk przekonywał, że straty Polski z czasów wojennych dobijają kwoty 850 miliardów dolarów.

Po roku wytężonych prac zespół wyliczył wreszcie ostateczną kwotę. – Według szacunków powstałego w 1945 r. Biura Odszkodowań Wojennych wartość strat poniesionych przez Polskę podczas II wojny światowej to ok. 50 mld dolarów z 1939 r. Po przeliczeniu na wartość z 2018 r. jest to około 886 mld dolarów – cytowała TVP Info jednego z eksportów zespołu, Józefa Menesa.


Eksperci zespołu mieli wliczyć do tej kwoty „zniszczenie kapitału rzeczowego”, „zabraną produkcję i usługi w okresie okupacji” oraz „utraconą produkcję w okresie powojennym wskutek zniszczenia kapitału, nadwyżki produkcyjne osób uśmierconych i dotkniętych kalectwem, utraconą produkcję wskutek obniżenia wydajności pracy ludzkiej rentowności kapitału w okresie powojennym”.

Nie tylko Berlin, ale i Moskwa
Póki co, reparacje wydają się być tematem bezpiecznym. Biuro Analiz Sejmowych utorowało drogę zespołowi, wydając opinię, zgodnie z którą RP przysługują roszczenia odszkodowawcze wobec Niemiec – i bynajmniej nie wygasły, ani się nie przedawniły. Na temat konieczności wyegzekwowania ich od Niemców mówili już też Jarosław Kaczyński, Antoni Marcierewicz, Mariusz Błaszczak czy Marek Kuchciński.
Protest ONR i Stowarzyszenia Rodzin Ofiar Obozow Koncentracyjnych w 79. rocznice agresji Niemiec na Polskę.Fot. Maciej Jaźwiecki / Agencja Gazeta
Pytanie tylko, co teraz. Relacje z Berlinem – i z Moskwą, bowiem marszałek Kuchciński uważa, że reparacje powinni zapłacić wszyscy agresorzy z 1939 r. – są i tak napięte, więc powrót do tej sprawy ich nie pogorszy.

Co innego realne szanse na uzyskanie jakichkolwiek kwot, nie mówiąc już o tak astronomicznej, jaką wyliczył parlamentarny zespół. Eksperci Bundestagu już dawno przedstawili własne wnioski, z których wynika, że polskie roszczenia są bezzasadne, zwłaszcza, że Warszawa dwukrotnie – w 1953 i 2004 r. – zrzekła się roszczeń wobec Niemiec.

Dzisiejsza opozycja wydaje się mieć mieszane uczucia. – Reparacje to nie tylko nasz patent na powrót do spraw z przeszłości – przypomina w rozmowie z INNPoland.pl Janusz Piechociński, były wicepremier i minister gospodarki. – Parlament Ukrainy zażądał odszkodowań od Mongołów za średniowieczne najazdy, Grecy też mieli roszczenia wobec Berlina – dodaje.

– Od strony moralnej pozostaje jeszcze wiele kwestii do rozważenia. Wiele osób wciąż uważa, że Polsce należałaby się jeszcze jakaś rekompensata – podkreśla polityk PO. – Z drugiej strony komisja Mularczyka niczego nowego nie wniosła za to może wiele zepsuć: uruchamiamy dyskusję o małej mocy sprawczej, a z dużym potencjałem do wzbudzania niechęci i aktywizacji radykałów po obu stronach. Łatwo mi wyobrazić sobie, że aby odpowiedzieć Mularczykowi, zaraz znajdzie się jakaś Steinbach [Erika Steinbach, była szefowa niemieckiego Związku Wypędzonych – przyp. red.], która zacznie liczyć, ile stracili Niemcy wypędzeni z Ziem Odzyskanych – kwituje.
Piknik niepodległościowy w Łodzi. Szkody, jakie Polska poniosła w wyniku II wojny światowej, szacuje się na 866 mld dolarów.Fot. Marcin Wojciechowski / Agencja Gazeta
Dyskusja bez fobii
– To są czysto polityczne gry i zabawy – mówi nam prof. Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekonomistka Wydziału Nauk Ekonomicznych UW. – Nie wydaje mi się, żeby uzyskanie tych reparacji było możliwe. A nawet gdyby była taka polityczna decyzja, to gospodarka i budżet Niemiec nie są w stanie jednorazowo, czy w krótkim okresie, wypłacić takiej kwoty. Ale decyzji nie będzie, można z powodzeniem zakładać, że tworzyłoby to precedens dla wszystkich krajów, które padły ofiarą III Rzeszy – podsumowuje.

Cóż, historyczne doświadczenia to reparacje, jakie Niemcy płaciły po I wojnie światowej, które zapędziły państwo na skraj katastrofy humanitarnej i wyniosły do władzy Adolfa Hitlera. Po II wojnie światowej wystrzegano się powtórzenia błędu sprzed lat: należne reparacje równoważono m.in. funduszami z Planu Marshalla. W zasadzie indywidualną kwotę – 115 mln ówczesnych marek – otrzymała jedynie Grecja.

– Dziś musimy sobie zdawać sprawę z tego, że ryzykujemy dobrem relacji polsko-niemieckich, a dziś są oni naszym najważniejszym partnerem – wykłada swoje stanowisko Piechociński. – Wiele decyzji w swoim czasie nie było w rękach Polaków, podobnie jak Niemców. Pytanie więc, jak prowadzić taką dyskusję, żeby nie budzić fobii czy resentymentów – dodaje.

Trudno oczekiwać jednak subtelności od uczestników tych dyskusji. Z perspektywy PiS sprawa – nawet jeśli beznadziejna i bez perspektyw na realizację – jest jednym z tych tematów, które mogą spodobać się wyborcom przed jesiennymi wyborami.

Potencjalne oburzenie Niemców i działania odwetowe, nawet jeśli nastąpią, będą na rękę władzom w Warszawie: w końcu ich dotychczasowa retoryka nie unika antyniemieckich akcentów, a naciśnięcie Berlinowi na odcisk jest atutem, a nie wadą. Dopiero po wyborach sprawa umrze śmiercią naturalną – przynajmniej do następnej kampanii, której uczestnicy będą się licytować, kto jest większym patriotą.