Będzie drożej. "Wzrost kosztów życia wyssał już 500+. A największe podwyżki dopiero przed nami"

Mariusz Janik
Zamieszanie wokół podwyżek cen energii zakończyło się kilka tygodni temu rozwiązaniem, które miało uspokoić wyborców: ceny zostały zamrożone. Ale ten kosztowny wariant objął wyłącznie klientów indywidualnych, za burtą znalazły się samorządy. Dla nich zamrożeń nie będzie, a sugerowane rekompensaty są na razie koncepcją mglistą. Samorządowcy już wiedzą, że jeśli pieniędzy zabraknie, to trzeba będzie sięgnąć do kieszeni mieszkańców.
Podwyżki cen biletów komunikacji miejskiej to jeden z najprostszych sposobów szybkiego zwiększenia wpływów do miejskiej kasy. Fot. Piotr Skórnicki / Agencja Gazeta

Wzrost cen energii

W imieniu samorządowców stanęli ostatnio senatorowie. Ich oświadczenie, adresowane do premiera Mateusza Morawieckiego, oparto na mocnych stwierdzeniach. – Można powiedzieć, że wzrost kosztów życia wyssał już z portfeli obywateli całe 500+ – piszą autorzy oświadczenia, przywołując analizy Kantar Millward Brown, z których wynika, że w ciągu trzech lat koszty utrzymania przeciętnego Polaka wzrosły z 1000 do 1600 złotych.

– Jednak największe podwyżki dopiero przed nami – zapowiadają ponuro senatorowie. Ta prognoza jest lapidarnym podsumowaniem chaosu informacyjnego, jaki panuje w sprawie potencjalnych podwyżek. – Niestety, źródłem dezinformacji są przede wszystkim członkowie rządu. Z wypowiedzi ministra i premiera i z dokumentów spółek energetycznych, docierających do nas niemal równocześnie, wynika, że ceny energii wzrosną o 70, 60, 30, o kilkanaście procent, a nawet (…) nie wzrosną wcale – punktują.


W ślad za tym idzie postulat, by rząd objął samorządy systemem rekompensat z tytułu podwyżek cen energii elektrycznej i podwyżek kosztów gospodarki odpadami, spowodowanych wzrostem opłat środowiskowych. Konkluzja jest jasna, nawet jeśli senatorowie nie wyłożyli jej wprost. Jeżeli podwyżki cen prądu ograniczą się do odbiorców instytucjonalnych, za chwilę odbiją się w portfelach wyborców – bo tam właśnie będą szukać dodatkowych pieniędzy samorządowcy.
Lotnisko w Łodzi zaczęło oszczędzać prąd: część obiektów jest pogrążona w półmroku.Fot. Marcin Wojciechowski / Agencja Gazeta

Droższe bilety

– Tak, zastanawiamy się nad tym, skąd zdobyć pieniądze na wyższe rachunki. W grę wchodzi choćby podwyżka cen biletów komunikacyjnych – potwierdza w rozmowie z INNPoland.pl Bogusław Kuśmider, przewodniczący krakowskiej Rady Miasta. – Pieniądze nie rosną na drzewach, tylko się muszą bilansować – kwituje kwaśno samorządowiec.

Według niego, w Krakowie rachunki za prąd w ciągu roku wynoszą nawet kilkadziesiąt milionów złotych – i taką kwotę należałoby uznać za reprezentatywną dla dużych miast. – I teraz proszę sobie wyobrazić wzrost tej kwoty nawet o kilka procent: tu już zaczyna chodzić o miliony złotych – mówi nasz rozmówca.

Samorządy mają w tej sytuacji dwie opcje: rezygnować z zaplanowanych wydatków czy inwestycji oraz głębiej zajrzeć mieszkańcom do kieszeni. Siłą rzeczy, w ten sposób z wyższymi rachunkami poradzą sobie też duże miasta, mniejszym może być znacznie trudniej – bo i tak niewiele inwestują, lokalny biznes działa na niewielką skalę, mieszkańcy mają mniej pieniędzy.
Termy Cieplickie dostały w styczniu rachunek o 90 proc. wyższy niż w grudniu.Fot. Mieczysław Michalak / Agencja Gazeta
– Komunikacja miejska, śmieci, energetyka cieplna – wylicza Kuśmider potencjalne pola manewru, na których ceny dla konsumenta mogą podskoczyć. – Stosujemy w Krakowie rozwiązania, które pozwalają na pewne oszczędności, jak choćby grupowe zakupy energii czy eko-spalarnia, która też produkuje energię. Ale w małych miejscowościach takich opcji nie ma i tam każdy tysiąc dodatkowych wpływów będzie się liczyć – dodaje.

Rachunek wyższy o 90 proc.

Sprawa robi się coraz bardziej paląca. Gdy w styczniu jeleniogórscy samorządowcy otworzyli rachunki za prąd od Tauronu, szeroko otworzyli oczy ze zdumienia: należące do samorządu Termy Cieplickie w grudniu zapłaciły za energię 38 tys. złotych, styczniowa faktura opiewała na 69 tysięcy złotych. To dobre 90 proc. więcej. – Nigdy nie było tak drastycznych zmian cen – podsumowywał prezes Term, Dariusz Stolarczyk. To samo dotyczyło m.in. wodociągów, komunikacji miejskiej, szkół czy zakładu gospodarki miejskiej.

W identycznej sytuacji znaleźli się menedżerowie Term Maltańskich w Poznaniu i tamtejszej komunikacji miejskiej. Na lokalnym lotnisku w Łodzi zaczęto oszczędzać prąd: nie jest to może Okęcie, ale nawet ta nieliczna grupka pasażerów, którzy korzystają z portu, zauważyła, że obiekty toną w ciemnościach po zachodzie słońca.
Jeżeli rząd nie wymyśli sposobu kompensowania wyższych wydatków, podskoczą m.in. ceny wywozu śmieci. Samorządy zrezygnują też przynajmniej z części inwestycji.Fot. Przemysław Skrzydło / Agencja Gazeta
Pod koniec ubiegłego roku na alarm bił też Związek Miast Polskich, który domagał się interwencji gabinetu Mateusza Morawieckiego. – Nasz program to trzy najważniejsze postulaty – kwitował Marek Wójcik z ZMP. – Po pierwsze: weryfikacja cenników spółek energetycznych, tak by zawierały uzasadniony wzrost kosztów produkcji energii, a nie koszty np. przejmowania upadających kopalń – wyjaśniał.

Już pierwszy punkt jest zaproszeniem do politycznego sporu. Kolejne niewiele mu ustępują: chodzi o rozłożenie podwyżek na raty oraz utworzenie specjalnego funduszu wsparcia. Na razie bez reakcji.

– Premier ma nadzieję, że minister Tchórzewski załatwi coś w Komisji Europejskiej, a my mamy faktury. I spotykamy się z oskarżeniami, że to nasza wina – ucinał rzecznik jeleniogórskiego ratusza, Cezary Wiklik. Przeciętny mieszkaniec tych faktur nigdy nie zobaczy, ale nie miejmy wątpliwości – to my będziemy je płacić, w taki czy inny sposób.