Schetyna bije Kaczyńskiego. Oto dlaczego jego "szóstka" jest lepsza niż program PiS

Patrycja Wszeborowska
Szóstka Schetyny” - tak nazywano gospodarczy program Koalicji Obywatelskiej, zaprezentowany przez lidera partii Grzegorza Schetynę podczas weekendowej konwencji zgrupowania. Trzeba przyznać, że propozycja opozycji jest atrakcyjna i z ekonomicznego punktu widzenia ma więcej sensu, niż sztandarowe pomysły PiS-u.
"Szóstka Schetyny" czy "Piątka Kaczyńskiego"? Który program ma więcej sensu z ekonomicznego punktu widzenia? fot. Tomasz Stańczak / Sławomir Kamiński/ Agencja Gazeta
Premiowanie pracujących
Koalicja Obywatelska pragnie pogrubić portfele Polaków łącznie o 30 mld zł, jak wynika ze słów, które padły z ust Grzegorza Schetyny podczas weekendowej konwencji. Tyle że pieniądze nie zostaną przyznane wszystkim, a formule daleko od „socjalu”. Koalicja ma inny pomysł, który przedstawiła w programie „Niższe podatki, wyższe płace”.

Propozycją zgrupowania jest obniżenie podatku dochodowego oraz składek ZUS i zdrowotnej. Obecnie daniny pochłaniają 40 proc. całości wynagrodzenia, KO zapowiedziało zredukowanie tej kwoty do 35 proc., a także przyznanie premii za aktywność zawodową. W ten sposób uprzywilejowani zostaną ci, którzy… chodzą do pracy.


Jak zapowiedział w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Andrzej Rzońca, główny ekonomista Platformy Obywatelskiej, redukcja nie objęłaby składek na ZUS oraz NFZ, tylko podatek PIT, który tym sposobem zostałby zredukowany do ok. 10 i 24 proc. z obecnych 18 i 32 proc.

Zarabiający najmniej dostaną więcej
To oznaczałoby sporą podwyżkę netto dla zatrudnionych na umowę o pracę. Przykładowo osoba zarabiająca 4,5 tys. zł brutto dziś otrzymuje 3202 zł „na rękę”, zaś po zmianach uzyskałaby dodatkowo ok. 290 zł netto. W połączeniu z zapowiedzianą premią za aktywność dla tych, którzy zarabiają mniej niż dwukrotność płacy minimalnej (dziś to ok. 4,5 tys. zł), kwota niebagatelnie wzrasta również dla tych najsłabiej wynagradzanych.

Maksymalna wysokość premii miałaby wynosić 500 zł dla osób z najniższą pensją. Po zmianach pracownik zamiast 1634 zł netto, dostałaby łącznie aż 2247 zł na rękę, czyli o 613 zł więcej niż obecnie. Eksperci KO szacują, że na programie z „Szóstki Schetyny” znaczna część pracujących Polaków zyska od ok. 4,2 zł do nawet 7,4 tys. zł rocznie.

Propozycja Koalicji spotkała się z uznaniem polskich ekonomistów. Jak zauważa Aleksander Łaszek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju, program KO odpowiada na problemy rynku pracy i w tym zakresie jest rozsądną propozycją, choć, jak zauważa, "brakuje w nim niestety wiarygodnego wskazania źródeł finansowania".

– Wcześniejsze propozycje dla osób pracujących - obniżany ZUS czy ZUS dla mniejszych przedsiębiorstw - były skierowane prawie wyłącznie do osób prowadzących własną działalność gospodarczą. Ze strony pracujących w oparciu o umowę o pracę można było usłyszeć uzasadniony lament - że tak wiele pojawia się udogodnień i ulg dla innych form zatrudnienia, a najbardziej opodatkowani i oskładkowani spośród wszystkich form są pracownicy z umową o pracę – zauważa.

– Choć jest to najbardziej pożądana forma angażu, to jednocześnie jest najmniej honorowana ze strony programów rządowych. Dlatego zmiany, takie jak proponuje PO, są potrzebne. . Dzięki niemu istnieje szansa zmniejszenia liczby pracujących na czarno, gdyż po jego wprowadzeniu bardziej opłacać się będzie praca w oparciu o umowę – dodaje.

To nie rozdawnictwo
Jednocześnie zwraca uwagę, że zaproponowanemu przez Koalicję programowi daleko do politycznego rozdawnictwa i nie sposób porównywać go z czołowym programem PiS 500 plus, gdyż ten drugi jest - jak określają go politycy obozu władzy - programem demograficznym czy też - jak mówią o nim ekonomiści - programem socjalnym, podczas gdy pierwszy może przyczynić się do wzrostu zatrudnienia.

– Jednocześnie nie jest tak, że PiS nie miał żadnych rozsądnych propozycji dla osób na rynku pracy. Warte uwagi były chociażby PIT dla młodych czy wyższe koszty uzyskania przychodu. Jednak ostatecznie zostały one wykonane wadliwie – zauważa ekspert.

– Analizy pokazują, że wielu młodych absolwentów zaledwie po dwóch latach ukończenia studiów ma zarobki powyżej 6 tys. zł, zatem obejmowanie ich programem nie ma uzasadnienia ekonomicznego. Podobnie było z podwyższeniem kosztów przychodu - realna wartość, jaką przyniosła ta podwyżka, wynosi około 20 złotych miesięcznie. Te programy mają potencjał, ale w obecnej formie nie przynoszą za wiele dobrego, trzeba je było mocniej skoncentrować na najsłabszych uczestnikach rynku pracy – wskazuje.

Nie wiadomo skąd pieniądze
Problemem jest jednak koszt programu – aż 30 mld zł rocznie.

Opozycja wskazuje cztery drogi na zdobycie tych pieniędzy. Pierwsza to oszczędności w sferze władzy, np. hamując wydatki na wywiad wojskowy, IPN, KRRiT czy Kancelarię Premiera. Kolejnymi pomysłami są pozyskiwanie pieniędzy z dywidend ze spółek Skarbu Państwa, upraszczanie systemu podatkowo-składkowego i wzrost gospodarczy.

Zdaniem specjalisty, to kwota trudno osiągalna, a Koalicja nie do końca wyjaśniła, w jaki sposób zamierza pieniądze pozyskać.

– Wątpliwości pojawiają się, gdy przychodzi do finansowania programu Platformy. Sposób jego finansowania został wyjaśniony dość enigmatycznie, bez szczegółów, zaś koniec końców jego kwota jest wysoka – zauważa.

Koszt programu rozszerzonego 500 plus w samym 2019 r. wynosi 31 mld zł, a przecież dodatek na każde dziecko został wprowadzony dopiero w lipcu. Jak podaje portal prawo.pl, w skali całego roku sztandarowy program PiS będzie wynosił ponad 41 mld zł. Koalicja Obywatelska zapowiedziała, że nie zrezygnuje z przyznawania dodatku, zatem jeśli wygra w jesiennych wyborach i spełni obietnice wyborcze, dziura budżetowa znacznie wzrośnie.