Nieopodatkowana "premia za aktywność" od KO. Ujawniono szczegóły programu
Wzrost najniższych płac netto przy takich samych kosztach pracodawcy - tak przedstawiana jest płacowa propozycja wyborcza Koalicji Obywatelskiej. Wiemy już, ile na tym projekcie zyskają najmniej zarabiający oraz jak zostanie on sfinansowany.
– Premia za aktywność będzie to de facto kwota wolna i to nie tylko od podatku PIT, ale i od składek ZUS, tyle że wyliczana i wypłacana co miesiąc przez urząd skarbowy. Założenie jest takie, że w ogóle urzędnicy fiskusa mają wyręczać pracodawców w naliczaniu składek, podatków i premii. Firma wysyłałby tylko jeden przelew za wszystkich swoich pracowników – tłumaczy gazeta.
O ile wyższe będą pensje?
"Premie za aktywność" miałyby być wyliczone w taki sposób, aby osoby zarabiające pensję minimalną otrzymywały w sumie na konto - dzięki obniżce PIT i premii - równowartość kwoty brutto, czyli w tym roku 2250 zł.
Premia miałaby się stopniowo zmniejszać o jeden procent przy każdym wzroście wynagrodzenia o procent powyżej płacy minimalnej - aż do osiągnięcia jej dwukrotności, czyli w tym roku 4,5 tys. zł.
Ciężaru sfinansowania tej propozycji nie mieliby ponosić pracodawcy, a budżet państwa. – Można wskazać trzy główne źródła jej finansowania: oszczędności na aparacie władzy i propagandy (ok. 6-7 mld), wpływy np. z dywidend ze spółek z udziałem Skarbu Państwa (ok. 7 mld zł) oraz wzrostu gospodarki – wyliczają w rozmowach z "Faktem" politycy KO.
PiS proponuje wyższą płacę minimalną
W ubiegłym tygodniu szerokim echem odbiła się propozycja PiS dotycząca gwałtownego podwyższenia płacy minimalnej do 4 tys. zł brutto w 2023 r. Zadanie sfinansowania tej podwyżki spadłoby w tym wypadku na pracodawców.
Pomysł ten spotkał się z ogromną krytyką ze strony ekonomistów. Wskazywali oni m.in., że podwyższenie pensji minimalnych może doprowadzić m.in. do zwolnień nierentownych pracowników oraz do rozkwitu szarej strefy.