"No chyba go pogięło! 200 zł za 5 minut roboty?!" Nie szanujemy cudzej pracy ani samych siebie

Patrycja Wszeborowska
"Hydraulik za 5 minut pracy wziął 200 złotych, no chyba go pogięło", mechanik zdziera kasę z będących w potrzebie kierowców, ceny ślubnego fotografa to jakaś kpina, a ta "baba", która ręcznie dzierga koce na drutach, życzy sobie astronomicznych kwot. Brzmi znajomo? Ot, polska mentalność marudzenia i malkontenctwa - skwitowałby ktoś obeznany w obyczajach kraju nad Wisłą. Sęk w tym, że przyzwolenie na brak szacunku i niską wycenę pracy innych ludzi sprawia, że i my sami naszą własną cenimy niewiele wyżej.
Za drogo, przepłacone, taką robotę to i ja bym mógł zrobić - narzekania Polaków dotyczące cen usług fachowców to standard. Nisko cenimy pracę drugiego człowieka, a jednocześnie nie potrafimy dobrze wycenić własnej. Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Przepłacone
Znajoma kupiła ręcznie robioną spinkę do włosów, ozdobioną sztucznymi kwiatami. Chwaląc się nią w towarzystwie i podając jej cenę, usłyszała, że przepłaciła. Bo co to za filozofia - zrobić podobną ozdobę samemu?

Krytykująca zaczęła wyliczać: wystarczy przecież kupić spinkę, sztuczne kwiaty, klej na gorąco z pistoletem, potem znaleźć czas, żeby to zrobić, a w końcu wymyślić, jak skomponować wiązankę na spince. Nagle zamilkła, bo właśnie zdała sobie sprawę, że uwzględniając wszystkie czynności, które wymagane są do stworzenia ozdoby, to cena proponowana przez jej twórczynię wcale nie jest wygórowana.


Kolejnych przykładów na polski, automatyczny brak szacunku do czyjejś pracy nie trzeba szukać daleko. Rutynowe narzekania na ceny usług hydraulików i innych rzemieślników stały się swoistą narodową mantrą Polaków. Zepsuła nam się bateria prysznicowa? Wezwany specjalista za wymianę kolanka zażyczył sobie 150 złotych, a wykonanie usługi zajęło mu mniej niż 5 minut.

Oburzamy się, zapluwany i zgrzytamy zębami. Wyrzucamy sobie, że sami powinniśmy zostać hydraulikami, skoro w branży zbija się takie kokosy.

– Jest taki stary dowcip. Klient wezwał blacharza, żeby ten naprawił wgniecenie w karoserii samochodu. Specjalista przyszedł, uderzył raz młotkiem zażyczył sobie sto złotych. Oburzony ceną klient zirytował się: "Jak to, stówa za jedno uderzenie młotkiem?" Blacharz wystawił więc rachunek: jedna złotówka za uderzenie młotkiem, 99 złotych za wiedzę, gdzie uderzyć" – opowiada w rozmowie z INNPoland.pl dr Waldemar Grzywacz z Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego.
Rękodzieło, prace artystyczne, ale również wyroby rzemieślnicze i usługi fachowców - z trudem przychodzi nam zaakceptowanie faktu, że oprócz materiałów płacimy też za ludzką pracę, poświęcony jej czas i wiedzę do jej wykonania.Fot. Michał Grocholski / Agencja Gazeta

Wykombinowałbym taniej
Polacy nie lubią płacić za usługi innym. Zwłaszcza, gdy wydaje nam się, że praca została wykonana niskim kosztem, a wykonawca usługi wydarł z naszego portfela ostatnie grosze. – W Polsce wciąż mamy sporo naturalnej zdolności przystosowywania się, wynikającej z tego, że przez długie lata komunizmu i braku dostępu do podstawowych usług i towarów trzeba było, mówiąc kolokwialnie, kombinować, byleby przeżyć. Jeśli coś się psuło, ludzie potrafili sami to naprawiać – wskazuje specjalista.

Jak wyjaśnia, przeciętny Polak często nie zauważa całej pracy, która musi zostać wykonana, by naprawić przykładowy cieknący kran. – Klient zobaczy jedynie osobę, która weszła do jego domu i po kilku minutach wyszła. Choć awaria została zażegnana, to nie weźmie pod uwagę faktu, że hydraulik musiał kupić wymienne części i zastąpić nimi te zepsute, uwzględnić koszt zużycia narzędzi, dojechać do domu klienta i poświęcić na wykonanie usługi swój czas – tłumaczy.

Co więcej, naprawa czegoś co się zepsuło, zazwyczaj jest nieoczekiwana, przez co może być traktowana jako strata - jak wskazuje specjalista - powołując się na ekonomistów behawioralnych. – Wówczas może to prowadzić do postrzegania ceny podanej przez fachowca jako niesprawiedliwej, wręcz nawet krzywdzącej. Może też być związane z niedocenianiem wysiłku, a zwłaszcza kompetencji wykonawcy usługi – dodaje.

Według dr Adama Kowalika, kierownika z katedry Zarządzania i Przywództwa na Uniwersytecie z SWPS, obruszanie się na cenę, którą podaje nam rzemieślnik lub jakikolwiek inny usługodawca, nie zawsze jest zasadne.

– Oczywiście każdy z nas dąży do maksymalizacji swoich korzyści, czyli między innymi jak najniższej ceny za usługę, bo to obciąża nasz budżet domowy. Jednak niektórym z nas zdarza się przeholowywać w tym pragnieniu i za usługę wartą powiedzmy 1000 złotych, najchętniej zapłacilibyśmy ... 100 złotych. Co ciekawe, tak tani wykonawcy zapewne też znajdą się na rynku, jednak wątpliwa może być kwestia rzetelności ich usług. Szukanie zawsze najniższej ceny może ostatecznie odbić się czkawką. Ważne aby negocjując cenę danej usługi, porównywać przysłowiowe jabłka z jabłkami, a gruszki z gruszkami. – wskazuje w rozmowie z INNPoland.pl.

Na Zachodzie jest szacunek
„Polacy nie szanują cudzej pracy. Pojedziesz za Odrę, a tam człowiek sam śrubki w kaloryferze nie dokręci, bo zaraz woła fachowca, któremu zapłaci za zrobienie tego. Dlaczego nie robi tego sam? Bo szanuje cudzą pracę. Szanuje to, że ktoś zapierniczał na studiach, wyrobił sobie zawód i uczył się do niego. (…) W Polsce (…) zarówno jedna strona nie kieruje się kulturą biznesu, jak i druga nie potrafi szanować siebie i swojej pracy” – pisze w rozgoryczeniu Piotr, użytkownik forum serwisu GoldenLine.pl.

Na szeroko rozumianym Zachodzie rzeczywiście jest inne podejście do wyceny ludzkiej pracy niż w Polsce. Przyznaje to mieszkająca w szwedzkiej Laponii polska blogerka Agnieszka Boeske, która niedawno wraz z partnerem otworzyła internetowy sklep Feels like North. Ustalone w nim ceny są zgodne ze szwedzkimi standardami rynkowymi.

– Tutaj każdy, kto wykonuje jakąkolwiek usługę, jest rzemieślnikiem. Fryzjer, kierowca taksówki, stomatolog, mechanik, masażysta. Tutaj czas jest bardzo cenny. To wynika z wielkiego szacunku u narodów nordyckich dla życia prywatnego, balansu między pracą a czasem wolnym. Za usługi płaci się więc jak za luksusowe rzeczy - i kiedy się nad tym zastanowimy, to właśnie tak powinno się traktować innego człowieka poświęcającego nam swój czas - jako coś luksusowego, wyjątkowego – wyjaśnia w rozmowie z INNPoland.pl.
Lekcja szacunku dla czasu wolnego i balansu między życiem prywatnym a zawodowym zdecydowanie by się Polakom przydała.Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Dodaje, że właśnie ze względu na bardzo wysokie koszty osobowe dla pracodawców, nordyckie firmy dążą do maksymalnego zmechanizowania produkcji. – Tak, by zasoby ludzkie wykorzystywać jedynie w niezbędnych celach, jak chociażby sprzedaż bezpośrednia – tłumaczy.

Ocenię się niżej, może wtedy ktoś kupi
Znajomy stolarz skarży się, że Polacy pragną kupić ręcznie wykonany mebel, płacąc jedynie za koszty materiału potrzebne do jego wykonania, dorzuciwszy uprzednio kilka groszy za pracę rzemieślnika. W jego ocenie dla statystycznego krajana ludzka praca jest warta o wiele mniej niż koszt materiałów, maszyn czy narzędzi.

– Polscy klienci oczywiście są gotowi zapłacić za robociznę, jednak gdy okazuje się, że usługodawca wycenia swoją pracę na dwa, trzy razy wyżej niż koszt materiałów, nagle podnoszą wielki lament. Dlatego tak wielu polskich rzemieślników, wystawiając oficjalny rachunek dla klienta, swoją pracę wycenia o wiele niżej niż jest ona warta w rzeczywistości, udając, że to cena materiałów jest tak wysoka – zauważa.

Idealnym przykładem obrazującym takie nastawienie jest rachunek wystawiony innemu znajomemu przez podwarszawskiego mechanika. Kwota za części do samochodu ponad dziesięciokrotnie przewyższa koszt robocizny, choć jest jasne, że materiały mechanicy nabywają w hurtowniach po cenach o wiele niższych od wartości ustalanej dla indywidualnego konsumenta. – Kogo on chce nabrać, założę się, że zarobił więcej! – denerwuje się mój rozmówca.
Mechanik wyceniający swoją pracę ponad dziesięć razy niżej niż części do naprawianego samochodu.fot. prywatne zasoby
W ten sposób koło niskiej wyceny się zamyka. Z obawy, że nikt za naszą pracę nie zapłaci, Polacy wyceniają ją nisko. Ostatecznie obawa nie jest nieuzasadniona - sami przecież też nie lubią przepłacać za cudze usługi, więc kto chciałby zapłacić im?

To również poważny problem branży kreatywnej, m.in. grafików, copywriterów czy fotografów, którzy nieustannie zmagają się z problemem wyceny autorskich utworów. „Brakuje ci pewności siebie i przekonania, że to co robisz, ma dużą wartość dla klienta. Długo to był mój największy problem i nie widziałam wartości w tekstach, które piszę, w związku z tym proponowałam za nie jakieś śmiesznie niskie stawki” – przyznaje na swoim blogu tosieoplaca.pl Agnieszka Skupieńska, freelancerka.

Zatem nie dość, że nie doceniamy pracy innych i żądamy od nich niskich cen, to jeszcze nie potrafimy odpowiednio wycenić swoich własnych umiejętności. Jak zauważa w rozmowie z INNPoland.pl prof. Tomasz Ochinowski z Katedry Psychologii i Socjologii Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego, wynika to z modelu wychowania, nastawianego raczej na kary. Model ten wydaje się nadal obowiązywać w Polsce.

– Dbanie o zdrowe, realistyczne poczucie własnej wartości wciąż nie jest ważnym elementem wychowania i edukacji w Polsce. W przeciętnej polskiej rodzinie, a jeszcze bardziej w przeciętnej polskiej szkole, jeśli dziecko jest grzeczne, to się nic nie mówi. Interwencja pojawia się dopiero, gdy zacznie psocić. Może to skutkować, tym, że dorosły człowiek nie będzie doceniał wartości tego co robi i może mieć trudności w odpowiednim oszacowaniu własnej pracy – wskazuje.

– Być może podchodzimy do pracy człowieka z niewielkim szacunkiem, ponieważ jest ona w naszym kraju stosunkowo tania. Taka sytuacja powodowała przenoszenie produkcji i usług do Polski przez firmy zagraniczne – zastanawia się dr Grzywacz. – Poza tym o postrzeganiu ludzkiej pracy mogą decydować prawa ekonomii. W Polsce można - chociaż coraz trudniej - znaleźć fachowców-rzemieślników. Dopóki tak będzie, ceny nie będą wygórowane. Jeśli praca rzemieślnicza, usługi fachowców staną się nieopłacalne, ludzie ci będą rezygnowali z wykonywania zawodu lub wyjeżdżali tam, gdzie ich wysiłek i kompetencje będą docenione – dodaje.

Rozmowa o zarobkach jest fe
Problem potęguje również fakt, że w Polsce od lat panuje tabu dotyczące tematu pieniędzy. W 2015 roku zaledwie połowa pracujących rodaków podejmowała z kierownictwem temat o podwyżce pensji, podczas gdy 75 proc. z nich oczekiwała, że to sam szef zaproponuje im podniesienie wynagrodzenia, jak wynika z raportu Pracuj.pl „Podwyżka bez tabu”.
Koszt materiałów, narzędzi czy maszyn Polacy oceniają na znacznie wyższy niż koszt ludzkiej pracy - skarżą się polscy rzemieślnicy.Fot.Marta Błażejowska/ Agencja Gazeta

– Mam wrażenie, że w momencie, kiedy zaczynamy rozmawiać na rozmowie rekrutacyjnej o oczekiwanym poziomie wynagrodzenia, to wielu kandydatów ma poczucie, że niejako wstyd o tym rozmawiać, że jest to temat tabu. Zdarza się, że jak pytamy pracownika o jego oczekiwania finansowe, to widać u niego pewien dyskomfort – zauważa dr Adam Kowalik.

– To kwestia naszej kultury i historii. Przed 1989 rokiem to, ile zarabiamy, zależało od nas samych jedynie w nikłym stopniu, dlatego dziś nie mamy szacunku dla własnej i cudzej pracy, nie potrafimy więc jej wyceniać i o niej rozmawiać – objaśniał w rozmowie z portalem naTemat.pl dr Piotr Mosak z warszawskiego Centrum Doradztwa i Terapii.

Jak zauważył psycholog, z PRL-u i czasów transformacji wywodzi się wciąż żywe przekonanie, że ci, którzy osiągnęli finansowy sukces, to cwaniacy i kombinatorzy. – Polaków wciąż trawi ogromna zazdrość i chytrość, która sprawia, że pogardzamy gwiazdami i bogaczami, a jednocześnie negocjując naszą płacę zawsze myślimy “żebym tylko nie zażądał za mało” – skwitował.

Zmieńmy nastawienie
Jednocześnie Polacy nadal zarabiają niżej od przeciętnej w Unii Europejskiej. Jak dodaje prof. Ochinowski, jest w tym coś z mentalności postkolonialnej, zarówno ze strony pracodawców i decydentów krajów starej Unii, jak i Polaków. – Z tego powodu jesteśmy poniekąd przyzwyczajeni, że nasza praca jest słabiej oceniana – zaznacza.

Przyczyny w niskim ocenianiu własnej i cudzej pracy przez Polaków można również szukać w tym, jak postrzegamy samych siebie. W ankiecie CBOS w 2015 r. jako typową polską cechę na pierwszy miejscu wskazano pracowitość, lecz tuż za nią uplasowały się... malkontenctwo, narzekanie, pesymizm i roszczeniowa postawa wobec życia, jak przypomina sondaż „Polacy o sobie” przeprowadzony dla tygodnika „Polityka”.

Zmiana nastawienia do wyceny ludzkiej pracy z pewnością nie przyjdzie nam, Polakom, łatwo, skoro szukanie dziury w całym i roszczeniowość określamy jako nasze cechy narodowe. Jednak dopóki nie będziemy szanować i cenić własnej pracy, dopóty nikt również jej nie doceni i za nią nie zapłaci. Narodzie, zmień nastawienie i... pomyśl o sobie dobrze. Masz do tego jak największe prawo.