Dlaczego szkolne kanapki lądują w sedesie? „Jesteśmy wrażliwi, ale głównie w deklaracjach”

Izabela Wojtaś
Podczas gdy 120 tys. dzieci chodzi do szkoły bez śniadania, w szkolnych sedesach lądują kanapki. Rozwydrzona dzieciarnia, w głowach jej się przewraca? My, dorośli, nie jesteśmy lepsi. Wśród wszystkich wyrzucanych przez nas, konsumentów, produktów, na pierwszym miejscu jest chleb. A w sumie rocznie na śmietniku ląduje nawet 9 milionów ton jedzenia.
Polacy marnują ogromne ilości jedzenia. W koszu ląduje w sumie 9 mln ton rocznie. Najwięcej wyrzucamy chleba. Fot. Kamil Sztuba / Banki Żywności
Co powoduje, że pozbywamy się zawartości naszych lodówek i talerzy w niepokojąco dużych ilościach? Jak temu przeciwdziałać? O tym opowiedział w rozmowie z INNPoland Marek Borowski, prezes Federacji Polskich Banków Żywności.

Zacznę naszą rozmowę od historii, która utkwiła mi w pamięci. Bezdomny, który żywił się w śmietniku na tyłach sklepu znanej sieci, pewnego dnia zastał tam łańcuch i kłódkę. Zdenerwował się, wrzucił do śmietnika niedopałek. Spłonął cały sklep, straty były gigantyczne, bezdomny wylądował z długim wyrokiem w więzieniu. Wydaje mi się, że ta historia pokazuje, że jesteśmy zamknięci na takie problemy jak głód, panuje chyba jakieś tabu związane z jedzenie?
Marek Borowski, prezes Federacji Polskich Banków ŻywnościFot. Banki Żywności
Jeżeli chodzi o nas, Polaków, to jako społeczeństwo jesteśmy wrażliwi. Tylko ta nasza wrażliwość najbardziej widoczna jest w deklaracjach. Oczywiście jesteśmy w stanie pomóc, wesprzeć, ale w takich sytuacjach, jak ta przytoczona powyżej, myślimy bardziej o swoim interesie. Nie staramy się rozwiązać problemu, tylko zabezpieczyć siebie. W tym wypadku sieć myślała o swoim interesie.
Fot. Banki Żywności
Co w takiej sytuacji można było zrobić?
Gdybyśmy tę żywność posegregowali i włożyli do oddzielnego pojemnika, to ani nie byłoby sytuacji z tym pożarem, ani nikt nie musiałby grzebać w tym śmietniku. Oczywiście chciałbym, żeby przy sklepie stanął pojemnik, do którego mogłaby trafić niesprzedana żywność. Tylko tutaj wchodzimy na grząski grunt dotyczący handlu. Pojawiają się pytania: czy osoby, które przyjdą i wyjmą sobie z tego kosza produkty, by je kupiły czy nie?


Czyli blokadą w tym wypadku była możliwa utrata zysku?

Sprzedawca to, co może sprzedać, sprzedaje. I to jest słuszne. Natomiast po drugiej stronie stoimy my, stoją organizacje pozarządowe, banki żywności. Mówimy: jeśli nie udało ci się sprzedać, to daj nam te żywność. My ją od ciebie odbierzemy i przekażemy do instytucji, które zajmują się osobami najbardziej potrzebującymi. Dla sklepu czy dystrybutora jest to niewątpliwie lepsze rozwiązanie, dlatego że nie zakłóca mu całego systemu sprzedaży. A przy tym ma pewność, że żywność, którą przekaże, trafi do potrzebujących.
I takie rozwiązanie się pojawiło. Od połowy września w ramach ustawy o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności sklepy wielkopowierzchniowe i hurtownie muszą przekazywać nieodpłatnie niesprzedaną żywność. Czy widać już efekty tej ustawy?

Tutaj mam bardzo pozytywne informacje. To jest jedna z niewielu ustaw, która zaczęła działać przed wdrożeniem, a była procedowana przeszło trzy lata.

Przed wdrożeniem? Jak to możliwe?

Jako Banki Żywności propagowaliśmy ideę niemarnowania niesprzedanej żywności i informowaliśmy, że w pewnym momencie zaczną obowiązywać rozwiązania legislacyjne i prawne, które nałożą obowiązek przekazywania niesprzedanej żywności.

Jakie efekty przyniosła taka akcja informacyjna?

Od 2015 roku różne sieci handlowe i sklepy zaczęły podpisywać z nami porozumienia i umowy, w ramach których podejmowaliśmy współpracę przy zagospodarowywaniu żywności. Na przestrzeni trzech ostatnich lat ilość przekazywanej do nas żywności wzrosła sześciokrotnie.

Sześciokrotnie? To bardzo dużo. A o jakich liczbach mówimy?

W 2015 roku było to 1,5 tys. ton, a w 2018 r. 10 tys. ton, czyli ten wzrost był bardzo duży.
Fot. Banki Żywności
To dobrze prognozuje na kolejne lata.

Tak. Coraz więcej sieci się do nas zwraca z prośbą o uruchomienie współpracy, podpisanie umów. Wypracowują systemy, które mają pomóc zagospodarować żywność, zaczynają prowadzić bardziej racjonalną politykę i optymalizować swoje straty. Spodziewam się, że 2020 rok też będzie dla nas ogromnym wyzwaniem i dalszym poszerzeniem działań. Zobaczymy za rok, jaki efekt ta ustawa przyniesie. Chciałbym, żebyśmy mogli powiedzieć, że zagospodarowuje min. 20 tys. ton produktów, bo byłby to kolejny wzrost o 100 proc.

Od sieci handlowych trafia do was aż 10 tys. ton żywności. A kto marnuje najwięcej żywności: rolnicy, producenci, dostawcy, sieci handlowe czy klienci?

Mamy w tej chwili taką sytuacje, że najwięcej żywności marnuje się u konsumentów. I to ta sfera wymaga najwięcej aktywności, największych działań.

Jak to naprawić?

Tutaj po pierwsze edukacja, po drugie kampanie informujące o tym, jak racjonalniej gospodarować jedzeniem, jak lepiej robić zakupy, jak oszczędniej przygotowywać posiłki, jak później posiłki przechowywać, żeby lepiej zagospodarować jedzenie, które już mamy w domu.

A co najczęściej wyrzucamy?

Konsumenci najczęściej wyrzucają chleb. Na kolejnym miejscu pojawiają się warzywa i owoce, dalej produkty mięsne i produkty nabiałowe. Wszystkie produkty suche, które mają dłuższe terminy przydatności do spożycia, marnują się zdecydowanie mniej. Natomiast jeżeli chodzi o naszych partnerów, od których pozyskujemy żywność, to zdecydowanie na pierwsze miejsce wysuwają się owoce i warzywa. Później oczywiście pieczywo, produkty nabiałowe, ciasta, produkty rybne, produkty mięsne. I to są takie produkty, które, jako banki żywności, otrzymujemy codziennie.
Fot. Banki Żywności
Ile z tego udaje się wam uratować?

Stworzyliśmy taki system, że wszystko, co do nas trafia, trafia potem do osób potrzebujących.

Wszystko? Jak to?

Wypracowaliśmy sobie taką zasadę współpracy z dystrybutorami, że odbieramy tylko taką żywność, którą oni sami by zagospodarowali w swojej kuchni. Żywność przyjeżdża posortowana, przygotowana i natychmiast jest w całości do oddania następnej organizacji, czyli tej, która współpracuje z Bankiem Żywności celem jej zagospodarowana. Najczęściej jest to żywność z krótkim terminem do spożycia w ciągu 1-3 dni.

Zauważyłam opakowanie z logo Banku Żywności. Czy to oznacza, że tworzycie niejako marki własne jedzenia? Czy z dwóch dobrych, napoczętych soków, zlewacie w jedno nowe opakowanie?

Banki Żywności nie zajmują się produkcją żywności. Natomiast na rzecz banków jest realizowany program pomocy żywnościowej. Jest on w 85 proc. organizowany finansowany z funduszy UE i jest skierowany do osób ubogich. W jego ramach otrzymujemy ok. 20 produktów z całej piramidy żywienia. To są między innymi przetwory warzywne, nabiałowe czy zbożowe. Na wszystkich tych produktach jest logo Banków Żywności i napis, że produkt nie jest na sprzedaż.
Fot. Banki Żywności
Skąd zatem ten produkt na zdjęciu wśród żywności z drugiej ręki?

Czasami, bardzo rzadko, zdarzają się takie sytuacje, że ktoś podczas zbiórki taki produkt przynosi. Bardzo dobrze. Jeżeli nie jest w stanie sam takiego produktu spożyć, to w ten sposób może się podzielić z inną osobą potrzebującą.

Pamięta pan moment w swojej działalności, który był szczególnie wzruszający? Wszyscy beneficjenci waszej pomocy z pewnością jej potrzebują.

Momentów wzruszających jest dużo. Pamiętam taką wigilia któregoś roku. Skończyliśmy już pracę, każdy udał się do domu. Dostaję telefon od jednej z sieci handlowych. Kierownik hali mówi: „Słuchaj nie wiem, co mam zrobić. Ma dwie tony wspaniałych wędlin, nie mogę tego zostawić na święta, bo jak zostawię, to będę musiał to wyrzucić. Może wiesz, co z tym zrobić?”. Chwila zastanowienia, telefon, kierowca.

I co?

Pojechaliśmy wspólnie odebrać te wędliny i z tymi prawie dwoma tonami wylądowaliśmy najpierw w schronisku dla bezdomnych, a później w domu dla osób samotnych. Jak widziałem reakcje osób, które wypakowywały to z samochodu, jakiego rodzaju żywność i jakiej jakości dostają, to serce się radowało. Później przez kilka miesięcy docierały do mnie informacje, że takich świąt to oni dawno albo w ogóle nie mieli. I to był taki moment pokazujący sens tego, co robimy.

A czy były jakieś momenty kryzysowe, które wywoływały złość, bezsilność?

Tak. Pamiętam sytuację sprzed kilkudziesięciu lat. Nie pracowałem jeszcze wtedy w Banku Żywności, tylko byłem dyrektorem w szkole. Wszedłem raz do toalety, a tam ujrzałem kanapkę wyrzuconą do sedesu. Do dziś pamiętam swoją reakcję. To mną wstrząsnęło. Zrobiłem apel, przedstawiłem całą tę sytuację. To wydarzenie było na tyle emocjonujące, że zostało mi przez 25 lat w głowie. Co więcej, na nim buduję cały czas komunikację, że nie możemy doprowadzać do takiej sytuacji, żeby ktokolwiek wyrzucał chleb gdziekolwiek.
Fot. Banki Żywności
Zwłaszcza że pewnie były w szkole dzieci, które z wielką chęcią zjadłyby taką kanapkę... Jak pokazują badania, aż 120 tys. polskich dzieci przychodzi do szkoły głodnych.

Tak, wtedy w szkole też były takie dzieciaki. Przychodziły do szkoły i czekały na pierwszy posiłek. Powiem więcej: byłem w stanie zidentyfikować przynajmniej kilku uczniów, którzy rano przychodzą po to, żeby jak najszybciej zjeść. Organizowaliśmy im zresztą śniadania w szkole. Tym bardziej bolała ta wyrzucona kanapka. Mocno zmotywowała mnie do działania i do zrobienia czegoś pozytywnego.

Widziałam w waszym raporcie, że 64 proc. osób uważa, że terminy „należy spożyć do” oraz „najlepiej spożyć przed” za tożsame. W jak dużym stopniu ta dezorientacja co do dat na etykietach przyczynia się do marnowania żywności. Czy producenci nie powinni dostarczać informacji o dacie przydatności do spożycia w inny sposób?

Nad tym oznakowanie trzeba by się faktycznie zastanowić. Uważam, że przy wielu produktach nie powinno być daty „należy spożyć przed”, bo ona bardzo negatywnie wpływa na skalę marnowania żywności. Miesza też konsumentom w głowach, że jest to termin „przydatności do spożycia”. Problem polega na tym, że w polskim prawie te dwa terminy są tożsame. Cały czas jako Banki Żywności walczymy, żeby te pojęcia rozgraniczyć. Wydaje mi się jednak, że tu bardziej musimy postawić na edukację, na kampanie, na informacje o tym, jak trzeba rozumieć te produkty.

A jakie je trzeba rozumieć?

Oczywiście termin „należy spożyć do” to jest termin sztywny i mówi o bezpieczeństwie żywności. Ten drugi termin, „należy spożyć przed”, jest wykorzystywany bardziej do celów marketingowych. Spokojnie firmy mogłyby dać niektórym produktom dużo dłuższe terminy przydatności do spożycia.
Fot. Banki Żywności
Ale tego nie robią...

Z różnych względów, chcą mieć szybszą rotację w magazynie, nie chcą prowadzić kolejnych badań przechowalniczych. Wydaje mi się, że dużo lepiej byłoby, gdybyśmy zmienili retorykę w tej kwestii, nauczyli społeczeństwo czytać, jak długo produkty jest przydatny do spożycia, wprowadzili tylko oznaczenie „wyprodukowano” i informację o zaleceniach – zlecany termin przechowywania to...

Ma pan jakieś sprawdzone sposoby, jak nie „zgłupieć” w sklepie? Kupujemy oczami, mamy ochotę na wszystko, wracamy do domu i już się odechciewa jeść.

Ważne jest przede wszystkim planowanie i myślenie o tym, co my mamy przygotować, dla ilu osób i na ile posiłków. Jak już to wiemy, to sprawdzamy zasoby swoich szafek, tzn. co do tych potrwa mamy, i dopiero wtedy robimy listę zakupów. A już w sklepie: kupowanie zgodnie z listą.

To się sprawdzi również podczas świątecznych zakupów?

Tak. Choć przy okazji świąt warto się przede wszystkim zastanowić nad wielkością porcji, które przygotowujemy. Powinniśmy tu zdecydowanie zmienić swoje podejście. Nie myśleć o porcjach obiadowych – z okazji świąt te porcje powinny być mniejsze, bo tych potraw chcemy spróbować więcej. Warto się też zastanowić nad tym, ile osób do nas dotrze, ile posiłków chcemy przygotować. Oczywiście rozumiem, że w święta zawsze możemy wpaść do nas ktoś bez zapowiedzi, dlatego tego jedzenia powinno być więcej. Jak najbardziej, takie sytuacje mają miejsce, to jest w polskiej tradycji i na to powinniśmy być przygotowani. Powinniśmy jednak od razu, podczas przygotowania, zastanowić się, co my możemy zrobić z żywnością, której nie spożyjemy. Najprostszą metodą jest rozdanie jej rodzinie czy dzieciom. A to, co zostanie, możemy zamrozić czy zamknąć w słoiku, a później cieszyć się gotowym obiadem.

Zachęcam do racjonalnego myślenia o gospodarowaniu żywności. Jak włączymy sobie takie myślenie, co z żywnością robić, to na pewno to marnowanie się zmniejszy.