Hakowanie ludzkich genów już trwa. Stworzono gen "niewidzialności" jak u kałamarnicy
Wyobraźmy sobie, że za kilkadziesiąt lat będziemy w stanie hakować geny ludzi jeszcze na poziomie komórek. Za pomocą metody in vitro naukowcy - najprawdopodobniej za duże pieniądze - będą mogli sprawić, że geny naszych dzieci będą odporniejsze na choroby, a nasze pociechy staną się niebywale inteligentne i sprawne fizycznie. Wizja szaleńców czy realna przyszłość?
Na wzór kałamarnic, które potrafią zmieniać przezroczystość swoich komórek, by lepiej zaadaptować się do otoczenia, badacze z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine nauczyli się tworzyć ludzkie komórki, które zmieniają swoje właściwości w zakresie odbijania i przepuszczania światła.
Jaki był zamysł amerykańskich badaczy i czy dzięki nim człowiek ma szansę stać się niewidzialnym? Na te pytania odpowiedział nam prof. Michał Witt, biolog molekularny, lekarz genetyk oraz kierownik Zakładu Genetyki Molekularnej i Klinicznej Instytutu Genetyki Człowieka PAN w Poznaniu.
Genetycy z Uniwersytetu w Kalifornii połączyli geny człowieka z genami kałamarnicy, by stworzyć gen niewidzialności.
Nie, nie połączyli jednych komórek z drugimi. Badacze zaprogramowali zarodkowe komórki nerki człowieka informacją genetyczną kałamarnicy. To są kwestie różnych kombinacji genetycznych, które można przeprowadzić in vitro, czyli w hodowlach komórkowych. Wiemy, jak się to robi i nie jest to nic nadzwyczajnego, lecz po raz pierwszy udało się w odniesieniu do tego konkretnego genu.
Genu niewidzialności?
Chodzi o gen refleksyny, czyli białka, które wpływa na zmianę absorpcji i rozpraszania światła. Ten gen ma nie tylko kałamarnica, ale również motyle czy inne zwierzęta morskie. Jednak trzeba przyznać, że właśnie u kałamarnicy ten gen daje najbardziej spektakularne efekty.
Po co człowiekowi gen wpływający na rozpraszanie światła?
Tak do końca tego nie wiemy. Z całą pewnością naukowcy z Kalifornii myśleli o stworzeniu nowych biomateriałów, które byłyby bliskie fizjologii człowieka i które odpowiadałyby na pewne bodźce środowiskowe - w tym przypadku na bodźce świetlne. Na co nam się to przyda - tego jeszcze nie wiadomo.
A gdybyśmy puścili wodze fantazji?
To możemy sobie wyobrazić, że gdy człowiek poleci na Marsa - a ewentualnie to zrobi, gdyż NASA zapowiada pierwszą tego typu wyprawę na rok 2030 - to będzie musiał się przystosować do ekstremalnych dla homo sapiens warunków. Zamiast rujnować dziewicze środowisko, które tam zastanie i próbować przystosować je do swoich potrzeb, to może sam trochę się zmieni i nauczy reagować na pewne bodźce, na które reakcja w warunkach ziemskich nie jest w ogóle potrzebna.
Czy człowiek będzie w przyszłości mógł zmieniać kolor swoich komórek, tak jak kalmary?•123rf.com
Co prawda trudno powiedzieć, czy akurat umiejętność rozpraszania światła przyda się ludziom na Marsie - nigdy na nim nie byłem, więc nie wiem. Chodzi raczej o wypracowanie modelu przy konstruowaniu nowych biomateriałów, który może nam się w przyszłości do czegoś przysłużyć. Dziś trudno nam jednoznacznie określić, do czego.
Może do stworzenia super-człowieka, który będzie miał super-siłę, odporność na szkodliwe promienie słoneczne i który nigdy nie będzie chorował?
Genetyk na takie pytania musi odpowiadać niesłychanie ostrożnie, mając na uwadze dobro społeczeństwa oraz pragnienia najróżniejszych osób, grup, firm, a nawet narodów do tworzenia specjalnych bytów, wykazujących jakieś szczególne cechy. Genetyk nie chce być twórcą cech szczególnych.
Nie na tym właśnie opiera się genetyka? Żeby ulepszać wadliwe geny i tworzyć nowe, lepsze?
Genetycy stoją na straży właściwego przekazywania i właściwej ekspresji cech, które zdrowy człowiek normalnie ma. Celem działania genetyków medycznych nie jest tworzenie nowych bytów czy cech.
Jednak biotechnologia wydaje się podążać właśnie w tym kierunku.
I będzie podążać bez względu na to, co powiedzą genetycy. Nie unikniemy tego - jeśli ludzie osiągną jakąś umiejętność, to prędzej czy później ją wykorzystają. Można mieć tylko nadzieję - i obwarowywać ją wieloma normami prawnymi i etycznymi - żeby szli w dobrym kierunku. Ale tego, że pójdą w złym, niestety nie można wykluczyć. Na tym polega rozwój ludzkości.
Złym kierunkiem są odważne wizje niektórych futurystów i pisarzy popularno-naukowych, którzy twierdzą, że wkrótce będziemy mogli swobodnie hakować geny naszych dzieci?
Środowisko naukowe, które rozumuje racjonalnie i rozsądnie, broni się przed tym szaleństwem. Nie uda nam się jednak przekonać wszystkich, żeby w nie nie popadli. Chodzi nam zatem o to, by była to marginalna część działalności człowieka, a nie zasadnicza. Zasadniczą powinna być ta prowadząca do celów jak najbardziej pozytywnych.
Nie sądzę, by bogaci ludzie, którzy w przyszłości będą zmieniać geny swoje i swoich dzieci, by były bardziej mądre i zdrowe, stanowili marginalną część działalności człowieka.
Na to nic nie poradzimy. Rozwarstwienie społeczne jest wpisane w definicję ustrojów demokratycznych. Nie możemy tym ludziom zakazać się bogacić, ich sprawą jest również to, w jaki sposób wykorzystają zasoby, które zgromadzili.
"Obowiązkiem naukowca jest zachowanie zdrowego rozsądku" - mówi prof. Witt.•123rf.com
Czyli pewnego dnia jakiś rosyjski oligarcha dzięki swoim pieniądzom będzie mógł tę etyczną granicę w genetyce przekroczyć? Czy taka granica w ogóle istnieje?
Granice istnieją. Wyznaczają je normy etyczne, uwarunkowania kulturowe, a wreszcie normy prawne. Oczywiście zmieniają się również w czasie - 50 lat temu nie rozmawialiśmy o modyfikacji komórek somatycznych. Wtedy mówiono o tym, że w 2020 wszyscy będziemy wyglądali jak Marsjanie.
Tymczasem obowiązkiem naukowca zawsze jest zachowanie zdrowego rozsądku. Do tego jest powołana nauka - żeby znajdować racjonalne rozwiązania problemów i tworzyć rozsądne granice. Niestety nie jesteśmy w stanie całkowicie zapobiec temu, by te granice nie były przekraczane. Możemy jedynie robić wszystko, co w naszej mocy, by je zachować.
Gdyby otrzymał pan możliwość, by nieco "poprawić" geny pańskich dzieci - tak, aby zostały na przykład obdarzone nieprzeciętną inteligencją - zdecydowałby się pan?
Jest to typowe pytanie, które pada zwykle z ust rodziców podczas porady genetycznej: "Panie doktorze, a co by pan zrobił w naszej sytuacji?". Na ogół jest to sytuacja bardzo trudna, wynikająca z różnych uwarunkowań genetycznych.
Doktor wyznający zasady etyczne wykonywania zawodu lekarza genetyka odpowiada na ogół: "To jest jedno z pytań, na które nie mogę odpowiedzieć. Nie ma znaczenia, co ja bym zrobił, ważne jest to, co państwo zrobią".
Ja zaś odpowiem tak: mechanizmy, które istnieją naturalnie, przy całej swojej komplikacji i skłonności do zawodzenia wykazują znaczny poziom doskonałości i można na nich polegać. Dążenie do pełnej doskonałości poprzez przekraczanie etycznie, kulturowo i prawnie przyjętych zasad jest rzeczą bardzo ryzykowną. Podejmowanie tego ryzyka w danym momencie i w danej cywilizacji, w której te zasady obowiązują, nie jest dobrym tropem.
Dziś możemy formować ludzkie geny na wzór genów kałamarnic. Co nasz czeka w przyszłości?
Trudno jednoznacznie powiedzieć. Ciągle największą tajemnicą jest to, w jaki sposób dochodzi do obróbki naszych genów, a tak właściwie przekładania ich zawartości na efekt fenotypowy, czyli na to, jak wyglądamy.
Nasze ludzkie geny podlegają tak niezwykle precyzyjnej regulacji i w tak zadziwiający sposób są zarówno kontrolowane, jak i zmieniane w swojej ekspresji, że my tych procesów ciągle nie do końca rozumiemy. Oczywiście w wielu wypadkach są one już poznane, ale wciąż istnieje olbrzymie pole do badań.