Politycy dostają podwyżki, a zwykli Kowalscy grzęzną w kryzysie. "Robicie sobie z Polski paśnik!"

Leszek Sadkowski
Choć zarobki posłów były relatywnie niskie w porównaniu z innymi krajami, to skala ostatniej podwyżki - nawet ponad 100 proc. dla prezydenta czy premiera i 18 tys. zł dla żony prezydenta - w obecnej kryzysowej sytuacji budzi ostry społeczny sprzeciw.
"Opozycja, która złej władzy podwyższa wynagrodzenie w czasie kryzysu, nie ma racji bytu. Ogarnijcie się". Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Skala poselskiej podwyżki

Z szacunków wynika, że ponad jedna czwarta pracowników w Polsce traci dochody w wyniku pandemii. A wiele wskazuje na to, że jesienią może ich być więcej. Tymczasem politycy chcą zafundować duże podwyżki dla parlamentarzystów, członków rządu, a nawet prezydenta i jego żony.

Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę to, że ich zarobki były relatywnie nie aż tak duże w porównaniu z innymi krajami, to skala podwyżki (nawet ponad 100 proc. dla prezydenta czy premiera oraz 18 tys. zł dla żony prezydenta) jest zaskakująca i w obecnej sytuacji budzi społeczny sprzeciw.


Tym bardziej, że posłom wcale nie dzieje się źle. Pod koniec lipca INNPoland.pl podawał, że posłowie co roku z tytułu pełnionej funkcji zarabiają sześciocyfrowe kwoty. Najbiedniejsi posłowiem wchodząc do Sejmu, przychodzili z niczym, obecnie mają już po kilka samochodów i mieszkania.

- Dzisiaj tzw. najbiedniejsi posłowie w dużej mierze zwiększyli swój majątek.
Do tej listy możemy zaliczyć: ministra w Kancelarii Premiera Łukasza Schreibera, wiceministrów - Annę Krupkę, Adama Andruszkiewicza, czy Pawła Szefernakera (MSWiA). Również do tego grona dodajmy wicemarszałek sejmu Małgorzatę Gosiewską, czy Barbarę Dziuk z PiS oraz Roberta Winnickiego i Jakuba Kuleszę z Konfederacji - czytamy.

Przywileje i dodatki polskich posłów

Jak zarobki posłów wyglądają obecnie według ustaw?Wysokość uposażenia poselskiego odpowiada obecnie 80 proc. wysokości wynagrodzenia podsekretarza stanu, z wyłączeniem dodatku z tytułu wysługi lat i wynosi obecnie 8.016,70 zł brutto. Do tego dochodzą dodatki, ulgi, dodatki funkcyjne czy dieta parlamentarna.

Dieta parlamentarna wynosi dokładnie 2.505,20 zł brutto. Zgodnie z art. 42 ust. 2 ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora jest ona wolna od podatku dochodowego od osób fizycznych w granicach określonych w przepisach dla diet otrzymywanych z tytułu pełnienia obowiązków obywatelskich.

Są też dodatki funkcyjne - przewodniczący komisji otrzymuje za to ok. 20 proc. wynagrodzenia, wiceprzewodniczący 15 proc. pensji, a szef podkomisji stałej 10 proc. Jest jeszcze comiesięczny ryczałt na prowadzenie biur poselskich, który wynosi około 11 tysięcy. Chodzi o pokrycie kosztów związanych z utrzymaniem biura, głównie o wynagrodzenia pracowników biura, czynsz i media.

Poseł ma prawo, na terenie kraju, do bezpłatnego przejazdu środkami publicznego transportu zbiorowego oraz przelotów w krajowym przewozie lotniczym, a także do bezpłatnych przejazdów środkami publicznej komunikacji miejskiej według art. 43 ust.1 ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora.

Kwestię tę reguluje również rozporządzenie Ministra Infrastruktury z dnia 28 grudnia 2001 r. w sprawie trybu korzystania przez posłów i senatorów z bezpłatnych przejazdów i przelotów na terenie kraju, które wskazuje Polskie Linie Lotnicze LOT jako zapewniające przewóz posłów na trasach krajowych. Na przejazdy kolejowe umowy zostały zawarte z przewoźnikami kolejowymi PKP Intercity i Przewozami Regionalnymi.

Pandemiczne faux pas

Uwagę na skalę i fatalny czas na podwyższanie sobie pensji przez posłów pierwszy zwrócił były premier Donald Tusk.

- Perfect Timing Day: przyznać wielkie podwyżki prezydentowi, rządowi i parlamentowi w rocznicę strajku 1980, w czasie rewolucji u najbliższego sąsiada, w szczycie pandemii, kiedy zaczyna się głęboka recesja - napisał na Twitterze przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej.

I dodał: - Opozycja, która złej władzy podwyższa wynagrodzenie, i to w czasie kryzysu, nie ma racji bytu. Po prostu. Ogarnijcie się, proszę.

- W Sejmie wylądował projekt ustawy podnoszący wynagrodzenia czołowym politykom oraz 18 tys. zł miesięcznie dla Pierwszej Damy. Przypomnę, wg GUS: połowa Polaków zarabia do 4100 zł (mediana), średnia to 5000 zł. A Ty jaką podwyżkę dostałeś w tym roku? - ironizował ekonomista Rafał Mundry także na Twitterze: Głosów sprzeciwu wśród ekspertów i zwykłych obywateli jest jednak o wiele więcej. Swoim zdaniem na temat podwyżki dla polityków podzielił się między innymi Dariusz Szczotkowski, prezes Stowarzyszenia Niskie Składki.

- Czy Pierwsza Dama powinna otrzymywać wynagrodzenie? TAK. Czy taką kwotę? NIE. Starosta odpowiadający za szpitale, drogi, szkoły i wiele innych spraw w powiecie, może zarobić maksymalnie 12,5 tysiąca brutto. W tej sytuacji 18 tysięcy za bycie żoną prezydenta to gruba przesada - stwierdził.

Dobitnie wyraził się także radny Warszawy Marek Szolc. - Dziś zwykły poseł dostaje na rękę ok. 8400 PLN. Zjednoczona Prawica proponuje podwyżkę o ok. 4500 PLN. Ponad 50 proc. (!) w środku głębokiej recesji, spadku dochodów z podatków. Plus podwyżki o 100 proc. dla prezydenta i premiera, o 80 proc. dla ministrów... Robicie sobie z Polski paśnik! - denerwował się.

Liczba komentarzy i gorzkich słów na temat kontrowersyjnej decyzji polityków w czasie koronakryzysu jest niezliczona. Internet cały wre z powodu podwyższania pensji parlamentarzystom, podczas gdy rzesze zwykłych obywateli tracą pracę i zmagają się z trudną sytuacją finansową. - Jesteśmy świadkami skoku na kasę - komentują m.in. użytkownicy portalu Wykop.pl.

Sytuacja gospodarcza jest trudna

Sam rząd przyznaje, że sytuacja rzeczywiście jest trudna. Jacek Sasin wicepremier i minister aktywów państwowych nie ma optymistycznych prognoz dla polskiej gospodarki. Podkreślił, że przed nami może być jeszcze wiele złych wydarzeń.

Co gorzej, kończą się środki pomocowe na tarcze antykryzysowe, a kolejnych pieniędzy może już nie być. - Choć w kraju pojawiły się nowe czerwone strefy z dużymi obostrzeniami, rząd nie przewiduje dodatkowego wsparcia dla przedsiębiorców z tych obszarów -wprost powiedziała wicepremier Jadwiga Emilewicz.

Tymczasem działy gospodarki najbardziej dotknięte pandemią to hotelarstwo, turystyka, handel (z wyjątkiem sklepów spożywczych) czy gastronomia. Co gorzej, osoby zatrudnione w tych sektorach, były na ogół niżej wykwalifikowane, przez co miały niższe płacę.

Niestety, istnieje spora obawa, że jesienią dołączą do nich kolejne branże i pracownicy, bo COVID-19 nie odpuszcza i nikt jeszcze nie wie, ile szkód może w Polsce i na świecie wyrządzić.