Produkcja mięsa nie musi zabijać planety. Ci Polacy udowadniają to każdego dnia

Katarzyna Florencka
Mięso produkowane bez śladu węglowego? To wcale nie bajka, tylko model od lat praktykowany również w Polsce. Stanowi on niezłą alternatywę dla ludzi, którzy z mięsa nie chcą rezygnować – ale niekoniecznie mają ochotę wspierać praktyki przemysłu odpowiedzialnego za ok. 20 proc. globalnych emisji CO2.
Goodvalley Polska działa w naszym kraju od lat 90. Fot. mat. prasowe
Tanie mięso spowodowało w naszych jadłospisach rewolucję: coś, co kiedyś gościło na stołach raz w tygodniu lub rzadziej, zaczęło trafiać tam dzień w dzień. Rzecz w tym, że sektor mięsny jest dla środowiska wyjątkowo destrukcyjny: odpowiada za sporą część globalnych emisji CO2. Hodowla zwierząt przy zerowym śladzie węglowym jest jednak możliwa – jak udowadnia działająca w Polsce firma Goodvalley.

Czytaj także: Flaga wbita w szynkę - taki widok czeka nas wkrótce w sklepach. Będzie spore zdziwienie

Dobra dolina

Historia Goodvalley w naszym kraju sięga pierwszej połowy lat 90. Wówczas to do Polski zawitał Tom Axelgaard – duński rolnik realizujący swój pomysł na zrównoważone rolnictwo. Jego idea nie była skomplikowana: podczas gdy na świecie szło się raczej w kierunku masowej produkcji, tnącej koszty gdzie to tylko możliwe, Duńczyk proponował zwiększenie wydajności i ograniczenie wpływu na środowisko przez skupienie najważniejszej infrastruktury w jednym miejscu.


Pierwsze polskie gospodarstwo Goodvalley położone było więc w centrum pól uprawnych, dzięki czemu pod ręką była pasza dla zwierząt. Naprawdę ciekawe rzeczy zaczęły się jednak trochę później.

W 1999 r. firma rozpoczęła starania o otwarcie pierwszej w naszym kraju biogazowni rolniczej. Chodzi o miejsce, w którym z odpadów produkowany jest biogaz: paliwo do produkcji energii elektrycznej i cieplnej.

O biogazowniach dużo mówi się dzisiaj w kontekście odnawialnych źródeł energii – 20 lat temu tematyka ta nie była jednak w naszym kraju zbyt rozwinięta. Jak pracowało się w awangardzie rolnictwa?

– Zdecydowanie ciekawie! – śmieje się Grzegorz Brodziak, prezes Goodvalley Polska, który w firmie jest od samego początku. Jak wspomina, początki były trudne.

– Nikt wówczas w Polsce nie wiedział, na czym to dokładnie polega, było sporo nieufności, nie było żadnych systemów wsparcia... Pierwszą biogazownię rolniczą otwarliśmy dopiero w 2005 r. w gminie Przechlewo – wspomina.

Zmniejszyć ślad węglowy

Dzisiaj Goodvalley jest największym operatorem biogazowni rolniczych w Polsce: ma ich łącznie osiem na terenie Pomorza. Są one w stanie wyprodukować tyle paliwa, że zasilają i ogrzewają nie tylko całe "swoje" gospodarstwo – ale i okoliczne domy.
W biogazowniach rolniczych odchody zwierząt oczyszczane są z metanu. Oczyszczone odchody używane są do nawożenia pól.Fot. mat. prasowe
Nic w sumie dziwnego, materiału do obróbki mają pod dostatkiem: to odchody zwierząt hodowlanych. Ale zaraz, czy one przypadkiem nie są już wykorzystywane do nawożenia pól? Owszem – jednak warto poddać je wcześniej specjalnej obróbce.

Chodzi o to, że nawet te naturalne nawozy w dużej skali bardzo niekorzystnie działają na środowisko. Odchody zwierzęce, którymi są nawożone pola, emitują bowiem metan: gaz cieplarniany działający ok. 30 razy mocniej niż dwutlenek węgla. Warto więc zawalczyć o to, aby nie pozwolić mu dostać się na pole.

Jak temu zapobiec? Odchody zwierzęce powstałe "przy okazji" hodowli przechowywane są w szczelnych zbiornikach. Stamtąd pompowane są do biogazowni, gdzie poddawane są fermentacji.

W ten sposób powstaje biogaz: jego głównym składnikiem jest właśnie metan, którego w idealnym świecie chcielibyśmy się pozbyć. Następnie biogaz oczyszczany jest z siarki (ona później posłuży do nawożenia pól) i spalany w silniku, który przetwarza go na energię elektryczną i cieplną.

Czytaj także: Mięsożercy zapłaczą. Przez podatek węglowy wędlina będzie kosztować jak złoto

Końcowy bilans wychodzi więc całkiem nieźle. – Bilans emisji wychodzi na zero a nawet trochę na minus jeżeli mówimy o całkowitym śladzie węglowym To jest optymalny układ zamknięty, gdzie produkt uboczny produkcji rolnej zostaje zneutralizowany pod kątem efektu cieplarnianego, a do tego zastępuje energię z paliw kopalnych – argumentuje Grzegorz Brodziak.

Dobre imię masowej produkcji

Nie da się ukryć, że przyszłość przemysłowej produkcji mięsa nie rysuje się w różowych barwach. Eksperci wskazują, że ograniczenie globalnych emisji jest niemożliwe bez wielkich zmian w szeroko pojętym przemyśle spożywczym, coraz częściej mówi się również o włączeniu chowu zwierząt do systemu handlu emisjami.

Zresztą Unia Europejska wprost mówi, że od dużej produkcji preferuje gospodarstwa rodzinne, produkujące w sposób zrównoważony.

– Nasze doświadczenie mówi coś zupełnie innego: zrównoważenie nie zależy wcale od skali – przekonuje Brodziak.

Aby coś takiego się powiodło, musi być jednak spełnionych kilka warunków. Przede wszystkim, nie da się oszczędzić na miejscu: gospodarstwo musi mieć wystarczająco dużo ziemi, aby wyżywić wszystkie hodowane zwierzęta i odpowiedzialnie zagospodarować ich odchody jako nawóz.

Niezbędne są również inwestycje pomagające zmniejszyć wpływ hodowli na środowisko – jak choćby opisywane wyżej biogazownie rolnicze.

– Przede wszystkim jednak gospodarstwo musi stać się ważnym elementem lokalnej społeczności: zaangażowanym w lokalne sprawy, dzielącym się wiedzą, służącym wsparciem finansowym i nie tylko – stwierdza szef Goodvalley Polska.

– Stereotypowy obraz dużego momentami ciężko jest przezwyciężyć, jednak myślę, że nam się to udało. Zaświadczyć mogą o tym ci, którzy obserwują nas na co dzień i widzą, że da się to wszystko zrobić w odpowiedzialny sposób – dodaje.