Branża futerkowa grzmi, że jej likwidacja doprowadzi Polskę do ruiny. Sprawdzamy, czy to prawda

Leszek Sadkowski
Zdaniem wiceministra finansów Sebastiana Skuzy likwidacja branży futerkowej nie obniży polskiego PKB o 3 proc., jak obawia się branża. Nie zakłada również wzrostu cen mięsa po wprowadzeniu ustawy futerkowej, o czym przekonują hodowcy. Ich szacunki są mocno przesadzone, a trend jest jeden - branżę czeka powolny upadek.
Odejście od hodowli zwierząt futerkowych staje się faktem. Dominik Werner / Agencja Gazeta

Odejście od futer zwierzęcych

Najwięksi producenci skór futerkowych na świecie to kraje europejskie, czyli Dania, Czechy i Polska. Ale biznes idzie coraz gorzej, bo na świecie spada popularność i zapotrzebowanie na futra, które uznaje się za nieekologiczne, a sam ubój zwierząt na potrzeby przemysłu za niehumanitarny.

Poza tym, z tego właśnie powodu, słynne firmy odzieżowe rezygnują z przetwarzania futer zwierzęcych. To tak znane marki jak Zara, Versace, Bershka czy Pull&Bear. A do grona tego dołączą zapewne kolejne.

I podczas gdy jeszcze w 2015 r. firmy działające w Polsce wyeksportowały ponad 9,3 mln skór norek za średnią cenę ok. 158 zł za sztukę, to już rok temu było to tylko ponad 7 mln za 96 zł od sztuki - wynika z branżowych szacunków.

Nowelizacja ustawy


W branży nie jest zatem różowo, a nie pomoże jej też projekt nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt, która przewiduje m.in. zakaz hodowli zwierząt futerkowych, wykorzystywania zwierząt w celach rozrywkowych i widowiskowych oraz utworzenie rady ds. zwierząt. Autorem tego projektu jest partia rządząca, ale poprą ją zapewne także inne kluby poselskie.


Tymczasem wiceminister finansów Sebastian Skuza pytany w poniedziałek w Polskim Radiu 24 o skutki finansowe projektu i ile z podatków trafia do budżetu m.in. od branży futerkowej, przyznał, że nie ma dokładnych danych w tej sprawie. Dodał też, że sprawę należy rozpatrywać tak w aspekcie finansowym, jak i moralnym.

Bo jest to tzw. „Piątka dla zwierząt”, która zawiera m.in. takie zapisy jak zakaz hodowli zwierząt futerkowych i ograniczenie uboju rytualnego, który ma odbywać się jedynie na potrzeby krajowych związków wyznaniowych.

Stowarzyszenie Otwarte Klatki podało niedawno, że zimą zlikwidowano 40 ferm futrzarskich, a w ciągu ostatnich czterech lat ok. 200, czyli blisko jedną trzecią całości.

Ceny mięsa

Wiceminister Skuza odpowiedział też na argumenty branży futerkowej, która twierdzi, że likwidacja ferm może spowodować wzrost cen mięsa w sklepach. Chodzi bowiem o to, że branża ta zagospodarowuje m.in. odpady, jakie powstają przy produkcji mięsa.

Skuza ocenił, że na ceny w sklepach wpływają nie tylko ceny stałe hodowli, ale również inflacja, a ta w 2021 r. może wynieść 1,8 proc. W związku z tym argument dotyczący wzrostu cen mięsa w sklepach w związku z tzw. ustawą futerkową jest mało prawdopodobny.

Racjonalnie rzecz biorąc likwidacja ferm nie może mieć wpływu na wzrost cen mięsa w sklepach. Bo i z jakiego powodu miałaby mieć?

Niezadowoleni rolnicy

Z szacunków wynika więc, że branża się kurczy, a firmy futrzarskie zatrudniają już poniżej 4 tys. osób i generują mniej niż 0,1 proc. PKB i odpowiadają za ok. 0,15 proc. eksportu, czyli ok. 1,3 mld zł przy całkowitym eksporcie rzędu 803 mld zł.

Nie zmienia to faktu, że przedstawiciele branży i rolnicy nie są zadowoleni. Mówią nawet, że kolejny może być zakaz hodowli krów, kur, świń, kaczek. - I zbudujemy nowy lepszy świat - ironizuje jeden z rolników. Wtórują mu inni na Twitterz.


Piotr Oreńczak, lekarz weterynarii i rolnik dodaje, że w Holandii też miały być tylko norki, a teraz za resztę rolnictwa się biorą, z tą różnicą, że ich stać na takie dziwactwa i solidne odszkodowania płacą.

Ale światowy trend jest raczej niezmienny - odejście od hodowli zwierząt futerkowych staje się powoli faktem. Do 2025 roku zostaną zamknięte wszystkie fermy zwierząt futerkowych w Norwegii. Tamtejsi farmerzy byli wtedy oczywiście rozżaleni i nazywali tę decyzję zdradą. U nas jest obecnie podobnie. I podobnie będzie zapewne w innych krajach.