Nikt nie chce polskiego węgla. Hałdy rosną pod niebo, a elektrownie nie odbierają towaru

Krzysztof Sobiepan
Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości, że polskie górnictwo węglowe jest zupełnie zbędne? Góry węgla kamiennego rosną pod niebo, a do końca roku mogą jeszcze się powiększyć. Towaru nie chcą już nawet odbierać elektrownie, a mimo to mamy wspierać chodzącego trupa jeszcze do 2049 r.
Po co praca górników? Tego nie wie nikt. Fot. Marcin Tomalka / Agencja Gazeta
Na koniec trzeciego kwartału zwały węgla kamiennego w całym kraju przekroczyły 23,5 mln ton i do końca roku pewnie jeszcze wzrosną – wskazuje Bartłomiej Derski z portalu wysokienapiecie.pl.

Serwis przypomina, że górnicy fedrują jak gdyby nigdy nic, a ich urobku nie chcą odbierać elektrownie, które przecież miały być ratunkiem dla polskiego "czarnego złota".

Elektrownie nie chcą odbierać polskiego węgla

Wytwórcy prądu po prostu nie mają gdzie spalać węgla kamiennego. Działające już bowiem nowe bloki węglowe są po prostu dużo bardziej efektywne od starych kotłów z lat 70. i 80. Nowinki techniczne potrzebują prawie o połowę mniej paliwa z węgla by wytworzyć tyle samo energii. Zapotrzebowanie na węgiel kamienny w przeliczeniu na ilość produkowanej energii tylko w 2020 r. zmniejszyło się o kolejne 2 proc.


Ceny prądu na polskim rynku hurtowym wołają o pomstę do nieba. Koszty winduje m.in. właśnie wysoka cena węgla oraz opłaty związane z emisją CO2. Choć przez lockdown zużycie prądu za 2020 r. ma być o 2 proc. niższe niż przed rokiem, to od naszych sąsiadów sprowadzamy coraz więcej energii. Derski mówi tu o wzroście importu o ponad 20 proc. Tymczasem krajowe wytwórstwo energetyczne spadnie o ok. 5 proc.

Elektrownie biorą energię nie z węgla, ale z gazu i OZE

Jeśli elektrownie nie palą węglem, to czym? Jak się okazuje w obecnym roku rośnie produkcja prądu z gazu (o 15 proc. ) i a o 12 proc. Wzrosła generacja energii ze źródeł odnawialnych (OZE). A jeśli alternatywa dla węgla rośnie to siłą rzeczy spada zapotrzebowanie na elektryczność pozyskaną z węgla.

W wiosennym zamknięciu ok. 64 proc energii pochodziło z węgla kamiennego lub brunatnego. Rok 2020 mamy zaś zakończyć z 70 proc. udziałem węgla w miksie energetycznym, co jest wynikiem rekordowo niskim w naszej historii.

Jak podsumowuje Wysokie Napięcie, stare elektrownie, które potrzebują do pracy więcej węgla, powoli odchodzą do lamusa. Te placówki mają też mniej okazji by zarobić na wygenerowanym prądzie. Polska energetyka to zaś już tak właściwie jedyny odbiorca rodzimego węgla. Dyktowane wysokimi kosztami wydobycia ceny naszego "czarnego złota" sprawiają, że kamiennego "made in Poland" nikt nie chce za granicą. Inne kraje po prostu zapewniają ten surowiec w dużo korzystniejszych cenach.

Czytaj także: Polaku, tyle dopłacasz do pensji górnika. Zarabia więcej niż wynosi... wartość węgla

Polski węgiel trzyma się polityką

Jak pisaliśmy ostatnio w INNPoland.pl, Ministerstwo Aktywów Państwowych pracuje zaś w najlepsze nad nowelizacją ustawy o funkcjonowaniu górnictwa węgla kamiennego. Zmiana prawa oznacza kolejne miliardy dla górnictwa, które jak już ustaliliśmy nie ma racji bytu.

Wśród proponowanych w nowelizacji rozwiązań znajduje się np. przedłużenie obowiązywania regulacji dotyczących możliwości zbywania kopalń, przedłużenie regulacji dot. restrukturyzacji zatrudnienia czy podwojenie (!) limitu wydatków na restrukturyzację z dotychczasowych 7 mld do wysokości 14 mld zł.

Przypomnijmy, że we wrześniu roztrząsaliśmy porozumienie zawarte pomiędzy górniczymi związkowcami, a rządem. Ustalono wtedy, że ostatnia polska kopalnia zostanie zamknięta w 2049 r. Z kolei pracujący górnicy mieli dostać gwarancję zatrudnienia aż do samej emerytury – benefit którego nie ma chyba żadna inna grupa zawodowa w Polsce.

Czytaj także: Polskie kopalnie nie są warte funta kłaków. Państwowa spółka wycenia je na okrągłe 0 złotych