"Poszły nasze ostatnie pieniądze". Restauratorzy już zainwestowali w ogródki na majówkę

Natalia Gorzelnik
To miało dać szansę ciężko dotkniętej przez lockdown gastronomii. Już od marca słychać było głosy, że restauracje będą miały prawdopodobnie możliwość otworzenia swoich ogródków. Część lokali poczyniła już w tym kierunku poważne inwestycje. Tymczasem nowe obostrzenia przyniosły jeszcze większe rozczarowanie - ogródki gastronomiczne nadal będą zamknięte.
Część restauratorów już zainwestowała w ogródki. Znowu zostali z niczym. Fot. Roman Bosiacki / Agencja Gazeta

Kolejny cios dla gastronomii

Kawiarnie, bary i restauracje pozostają zamknięte dla klientów od października zeszłego roku. Restauratorzy mogą sprzedawać jedynie na wynos, jednak w ten sposób zarabiają jedynie ok. 10 proc. tego, co kiedyś.
Nic dziwnego, że zapowiedź otworzenia ogródków gastronomicznych została przez branżę potraktowana jak światełko w tunelu. O tym, że działalność ogródkowa może być możliwa po Wielkanocy mówiła wiceminister rozwoju Olga Semeniuk.

– Patrzymy na możliwość otwierania ogródków, funkcjonowania na otwartej przestrzeni – zapowiadała.
Czytaj także: Wiceminister zdradziła, kiedy otworzy się gastronomia. Branża będzie wściekła
Dzisiejsze oświadczenia ministra zdrowia Adama Niedzielskiego pozbawiło jednak gastronomię złudzeń. Przypomnijmy, wszystkie obostrzenia zostały przedłużone do 18 kwietnia.


O otworzeniu ogródków na razie nie ma mowy, a ze słów ministra Niedzielskiego wynika, że raczej nie ma co liczyć, żeby działały w majówkę.

– Zostały nam 3 tygodnie do weekendu majowego. Będziemy obserwowali to, jaki wpływ na przyrost zakażeń ma okres świąteczny i będziemy mogli przybliżać się do tej sytuacji. Ale myślę, że jest zbyt wcześnie oczekiwać, abyśmy spędzali majówkę tak jak dwa lata temu - powiedział.

Gastronomia poniosła kolejne straty

Money.pl rozmawiało z restauratorami, którzy już zdążyli poczynić przygotowania do sezonu ogródkowego.

– Wydaliśmy 40 tys. złotych – mówi Witold Młynarczyk, właściciel dwóch restauracji w Olsztynie. W kwotę wliczone są zarówno koszty materiałów i postawienia samego ogródka, jak i dzierżawy terenu od miasta.

– Poszły na to ostatnie pieniądze – żali się mężczyzna. Przed pandemią prowadził w mieście cztery lokale, w tym jeden z największych klubów muzycznych. Z powodu kryzysu, musiał zamknąć dwa z nich. Otwarcie ogródków postrzegał jako ostatnią deskę ratunku

– To jedyna możliwość, żeby przynajmniej część pracowników wróciła do pracy - mówi Młynarczyk. – Bo ci, którzy byli z nami na umowie zlecenia, nie mają na to szans, bo po prostu nie ma pracy.