Czy turysta w japonkach powinien zapłacić za akcję ratunkową? GOPR jak darmowa taksówka

Natalia Gorzelnik
Turystyka, która w biustonoszu i klapkach wchodziła na mrozie na Babią Górę. Para, która poszła w góry pomimo ostrzeżeń i złapał ich halny wiejący z prędkością 150 km/h. Pijani turyści, których trzeba było ściągać ze szczytu. Wszystkim tym osobom udzielono pomocy - z narażeniem życia ratowników. I żadna z nich za to nie zapłaci.
Nakłady na ratownictwo górskie rosną, jednak MSWiA nie chce, by to ratowani ponosili koszty akcji. Fot. W.Mateja/Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe - TOPR

Akcje ratownicze w górach

W ubiegłym roku Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe przeprowadziło 606 działań ratowniczych z czego 229 z udziałem śmigłowca. Udzieliło pomocy 709 osobom. W zdecydowanej większości były to wypadki turystyczne. Ich najczęstszą przyczyną były poślizgnięcia i potknięcia (300), ale także brak umiejętności (79) czy nieodpowiednie wyposażenie (44).
W działaniach ratowniczych uczestniczyło 1948 ratowników, którzy w sumie na wyprawach i akcjach spędzili ponad 6 000 godzin. Jak czytamy w prawo.pl, mimo że TOPR, ani GOPR nie przekazują do MSWiA informacji ile interwencji podejmowanych jest wskutek nieuzasadnionego wezwania, interwencji związanych z bezmyślnością turystów nie brakuje. A liczba akcji i nakłady finansowe przeznaczane na pomoc w górach cały czas rosną.
Prawo.pl

O ile w 2018 roku było to 15,4 mln zł, rok później 16,5 mln zł, to w ubiegłym roku już 20,5 mln złotych. W tym roku, w ustawie budżetowej na zadania ratownictwa górskiego zaplanowano rekordową kwotę kwotę 36, 5 mln złotych. To pieniądze, które nie wliczają się do pensji etatowych ratowników, a te także rosną (z 1,3 mln w 2019 r. do 2,8 mln zł w roku ubiegłym).

Poza rządową dotacją, na ratownictwo górskie idzie 15 proc. wpływów z biletów do parków narodowych, a także pieniądze z Fundacji Ratownictwa Tatrzańskiego TOPR. To jednak cały czas za mało, a stowarzyszenia cały czas proszą o pieniądze - czy to ze zbiórek, czy u sponsorów.

Opłata za ratownictwo górskie

Jak czytamy w portalu, MSWiA krytycznie odnosi się do pomysłu zmian legislacyjnych, mających na celu pokrywanie kosztów akcji ratowniczych w przypadku, gdy interwencja służb ratunkowych wynika z nieuzasadnionego wezwania.
Maciej Wąsik
wiceminister spraw wewnętrznych i administracji

“Wprowadzenie tego typu rozwiązań wiązałoby się ze zmianą systemu finansowania ratownictwa górskiego w Polsce, wprowadzeniem „kary za nieodpowiedzialne zachowanie” w górach, bez gwarancji zwiększenia poziomu bezpieczeństwa. Ponadto przyjęcie takiego rozwiązania może spowodować, że nie zostanie wezwana pomoc, kiedy będzie ona naprawdę potrzebna.”

Zdaniem resortu wprowadzenie płatności za nieuzasadnioną akcję ratunkową wymagałoby m.in. ustalenia kto i w jaki sposób dochodziłby obowiązku pokrycia kosztów za akcje ratownicze w górach, oraz kto pokrywałby koszty akcji ratowniczych w przypadku wypadków śmiertelnych.


Resort obawia się również negatywnego wpływu zmiany na turystykę. MSWiA zastanawia się, czy pokrywanie kosztów nieuzasadnionych akcji nie ograniczyłoby dostępu do takiej formy wypoczynku osobom z rodzin gorzej uposażonych albo zdecydowanie zmniejszyłoby częstotliwość korzystania z tej formy wypoczynku i rekreacji.

Jak przypomina prawo.pl, Szwajcaria pobiera 50 proc. kosztów akcji ratunkowej. Austriacy szacują średni koszt takiej pomocy między 2 000 a 8 000 euro. Natomiast Włosi wyliczają każdą minutę pracy wysokospecjalistycznego śmigłowca na 150 euro.

Na Słowacji godzina pracy ratownika waha się od 35 euro do 79 euro. Jeżeli wypadek zdarzy się wysoko w górach, w akcji bierze udział 4 ratowników i pracują 10 godzin, to cena wyniesie 3160 euro. Z kolei godzina lotu śmigłowca kosztuje 3-3,5 tys. euro. Akcja ratownicza może więc kosztować nawet 20-30 tys. zł.

– Toprowcy znają przypadek turysty, który poprosił o pomoc, bo złamał nogę, ale kiedy dowiedział się, że poleci po niego słowacki śmigłowiec, to z tą złamaną nogą dotarł na polską stronę Tatr – mówi dr Krzysztof Sondel z AWF w Krakowie.


Ostatni szlak na Gubałówkę

Jak pisaliśmy w InnPoland, PTTK zlikwidowało ostatni szlak turystyczny na Gubałówkę. Problem z trasami turystycznymi na wzniesienie ciągnął się od kilku lat. Jedna z nich – te wzdłuż torów kolejki – została zlikwidowana już jakiś czas temu.
Czytaj także: Majówka w Zakopanem? Możesz się zdziwić. Górale zamknęli szlak i ściągają dutki
Szlak przebiegał przez prywatne grunty, których właściciele żądali w sezonie opłaty za przejście. W tej sytuacji PTTK zmieniło trasę i zaczęło kierować turystów na oznakowany, czarny szlak przez Gładkie. Niestety, okazało się, że ci sami górale mają i tam ponad hektar prywatnego lasu.

– Zwrócili się (właściciele ziemi – przyp.red.) do Centralnego Ośrodka Turystyki Górskiej PTTK w Krakowie, żeby tędy nie przebiegał. A COTG zwróciło się do nas, abyśmy zajęli w tej sprawie stanowisko – mówi Marek Nodzyński z Oddziału Tatrzańskiego PTTK. – Dzisiaj prawo własności jest święte, więc nie mieliśmy wyjścia i w środę zlikwidowaliśmy szlak. Zamazaliśmy oznakowanie.