Rozstała się z firmą sygnowaną swoim nazwiskiem. Katarzyna Panek o świeżym starcie [WYWIAD]

Natalia Gorzelnik
Jej ścieżka zawodowa była długa i przepełniona zwrotami akcji. Przeszła przez przeróżne branże, fascynowała się wieloma tematami - od motoryzacji, na designie mebli czy poradnikowym programie dla kobiet skończywszy. Kilka lat temu temu, dołączyła do firmy męża, gdzie zajmowała się PR-em i marketingiem obecnie największego usługodawcy ‘aut na minuty” w Europie Środkowej. Dziś rozstaje się z firmą. W wywiadzie z InnPoland mówi, co dalej i zapowiada świeży, biznesowy start.
Katarzyna Panek brała aktywny udział w rozkręcaniu polskiego car sharingu. Fot. archiwum własne
Kiedy rozpoczęła się pani kariera zawodowa?

Katarzyna Panek: Bardzo wcześnie, gdy miałam kilkanaście lat. Moi rodzice mieli sklep spożywczy. Mieliśmy taki układ, że jeśli np. chciałam jechać na wakacje, to wcześniej musiałam tam popracować.


Co ważne, nie mogłam liczyć na żadną taryfę ulgową. Przeszłam przez wszystkie szczeble tej sklepowej kariery. Zaczęło się od wystawiania artykułów na półkach, ale szybko awansowałam na zieleniak, a potem mogłam już przejść na wędliny (śmiech).

To były bardzo dawne czasy, kiedy dzieci jeszcze pomagały swoim rodzicom. Ale dzięki temu, że moi rodzice prowadzili działalność i mnie w nią angażowali - jestem związana z biznesem od kiedy pamiętam.

W jakim kierunku planowała się pani początkowo rozwijać?

Planów było sporo. Swoją ścieżkę akademicką rozpoczęłam od psychologii, ale szybko przekonałam się, że to nie ten kierunek. Później poszłam na prawo, bo wydało mi się bardzo elitarne (śmiech). Ale to też nie było to, porzuciłam to, nie poszłam nawet na aplikację.

Dlaczego?

Poza samą nauką, musiałam jeszcze pracować. Zaczęłam więc intensywnie zastanawiać się, gdzie mogę dorobić sobie na studia. Uznałam, że świetną robotą dla mnie będzie stanowisko asystentki prezesa.

Nie miałam do tego żadnego przygotowania, ale intensywnie przeglądałam oferty pracy. I na tej podstawie, w kilka miesięcy, nauczyłam się wszystkich wymaganych umiejętności.

I udało się?

Owszem, dostałam tę pracę. Tak bardzo się w nią zaangażowałam, że pochłonęła większość mojej uwagi. Zaczęło jej natomiast brakować na studia (śmiech).

To była firma z branży armaturowej, potem medycznej, w której obracałam się później przez kilka dobrych lat. Realizowałam sporo bardzo ciekawych projektów. To był wspaniały ale też trudny czas. Wtedy po raz pierwszy zetknęłam się ze zjawiskiem brania zbyt wiele na siebie.

Mam też za sobą również bardzo poważny kryzys, kiedy “posypała się” zarówno moja sytuacja finansowa, jak i osobista. Doszło do tego, że musiałam chodzić do sklepu z listą zakupów i mocno liczyć pieniądze, bo nie wystarczało mi na podstawowe potrzeby.

Ale z perspektywy czasu uważam, że takie porażki są bardzo dobre i wiele nas uczą. I pozwalają się odbić mocno do góry. Od tego czasu jestem dość oszczędna, bo wiem, jak to jest nie mieć pieniędzy.

A skąd wzięła się w pani życiu motoryzacja?

Mój tata jest mechanikiem, pamiętam, że często grzebał przy samochodach. Był też przedsiębiorcą, miał wraz z mamą sklep, ale samochody były w naszym życiu ważnym elementem, lubił te nietypowe i luksusowe. Pamiętam z dzieciństwa zielone Suzuki Samurai, sportowe Volvo i Camaro.

Czyli nie jest pani tą stereotypową kobietą, która nie radzi sobie z wymianą opony?

(Śmiech) Jako mała dziewczynka potrafiłam rozpoznawać rodzaje silników po ich dźwięku. Albo zdiagnozować problem w podwoziu po samym “stukaniu”. Teraz samochody są już tak zaawansowane pod kątem chociażby elektroniki, że nie odważyłabym się uchodzić w tej dziedzinie za autorytet.

No i opon nie zmieniam. Mimo tego, że lubię samochody wolę pozostać typową kobietą i poprosić o pomoc.

Pani wiedza na temat motoryzacji przekracza jednak “typowy” poziom.

To prawda (śmiech). Przez jakiś czas pisałam artykuły do znanych czasopism branżowych. Dostawałam auta do testowania, jeździłam nimi i opisywałam wrażenia. To był świetny czas w moim życiu.

Miałam też krótki epizod off-roadowy, ale kiedy urodziła się moja córka, zaczęłam obawiać się ryzyka. Miałam kilka drobnych wypadków i stwierdziłam, że to nie jest czas na takie zabawy.

Czy w taki sposób poznała się pani z mężem?

Niezupełnie (śmiech). Poznaliśmy się w takich okolicznościach, że nikt z nas nie wiedział, czym dokładnie się ta druga strona zajmuje. W tamtym czasie nie było jeszcze carsharingu, PANEK S.A. wynajmowała samochody w tradycyjnym systemie.
A jak to się stało, że zaczęliście razem pracować?

To w ogóle nie było planowane, wyszło zupełnym przypadkiem. Kiedy poznałam męża
prowadziłam stowarzyszenie dla kobiet, miałam misję pomagania. Byłam po jednym, ogromnym kongresie i zastanawiałam się nad organizacją kolejnego.

To była praca wynikająca z potrzeby serca - chciałam dać ludziom coś od siebie. Sama miałam ciężkie doświadczenia po porodzie, choruję na endometriozę i wiem, jak to jest nie mieć na nic siły.

Wtedy myślałam, że mogę zmienić świat. Chciałam, żeby moje doświadczenia i ludzie, których poznałam dzięki pracy w branży medycznej, zaowocowały czymś wspaniałym.

Jednocześnie musiałam też zarabiać. I tu, niestety, pojawił się konflikt. W efekcie bardzo mnie ta praca wyniszczała, bo martwiłam się o przyszłość. Zawsze chciałam być niezależna finansowo, a w tym przypadku było to trudne.

Mój mąż widział, jak bardzo się spalam i jakie to jest ciężkie. Musiałam dokonać wyboru i postanowiłam dołączyć do jego teamu.

Jak wygląda życie rodzinne z biznesem w tle? Czy to spotkania firmowe przy każdej kolacji?

Work life balance… długa historia… Ja jestem za oddzielaniem pracy od domu, nawet jeśli praca jest pasją. To jednak nie zawsze się udawało. Moja córka nie rozumiała, dlaczego mama na placu zabaw, zamiast kręcić karuzelą, czyta maile.

Życie z twardym biznesem w domu jest trudne. Emocje nie zawsze chcą zostać przed progiem. Biznes lubi dominować, a kiedy w firmie pracuje wiele osób, a ty jesteś jedna, to bywa, że się temu poddajesz. I potem robisz naleśniki, w trakcie czytasz maile, rozmawiasz przez telefon i usiłujesz być z dzieckiem.

Nie da się wszystkiego robić na 100%. Teraz to wiem. Coś w takim układzie musi ucierpieć. Pół biedy, jeśli to będzie spalony naleśnik (śmiech).

Mimo wszystko to musi być trudne rozstać się z firmą, która ma w logo własne nazwisko.

Nie jest mi łatwo, chociaż wiem, że to po prostu musiało się wydarzyć.

Dlaczego?

Ja w firmie byłam osobą, która robiła wiele rzeczy. Byłam potrzebna, więc uważałam, że zrobię wszystko najlepiej. Przez to się często “zakopywałam”, brałam na siebie za dużo. Finalnie cierpiały albo tematy pracy, albo rodzina.

No i wakacje. Wyjazdy nigdy nie były odpoczynkiem od pracy… Ja po prostu zapomniałam, jak się odpoczywa.

Kiedy pojawia się jakiś stresujący mail, a ja byłam na wakacjach, to myślałam o tym, co było w poczcie. To było niepotrzebne. Potem człowiek wraca do biura i ani nie jest wypoczęty, ani praca nie jest zrobiona.

Czy to właśnie jest główną przyczyną pani odejścia z Panek?

Główną przyczyną jest nasze osobiste rozejście. Praca, COVID, a reszta to już bardzo osobiste sprawy.

Myślę, że wiele osób teraz ma taką sytuację, przynajmniej sporo w moim otoczeniu. Zeszły rok to był trudny czas dla wszystkich. Były momenty, kiedy wszystko się zatrzymało, lockdown, trudne wybory, niepokój.

Nie pracowałam wtedy mniej, pracowałam o wiele więcej, żeby to wszystko udźwignąć. Do tego dziecko na zdalnym nauczaniu. Nie sądziłam wtedy, że zabieranie dziecka do pracy to będzie taki wysiłek. Ani nie byłam w pracy, ani z dzieckiem. Byłam tym zmęczona.

Żałuję, że tak mało mówi się o tym, jak pandemia wpływa na ludzi i jakie konsekwencje psychiczne przyniesie w przyszłości.

Podwójne rozstanie musi być jednak bardzo trudne.

Tak, ale z firmy odchodzę w momencie, w którym jest już tak rozpędzona, że nic tylko grzać dalej. Car sharing będzie się rozwijać na pewno i ma przed sobą świetlaną przyszłość.

Oczywiście jest mi trudno, ale bardzo wiele się nauczyłam i poznałam masę wspaniałych ludzi. Jestem za to wdzięczna.

I co dalej, zostanie pani w automotive, zmieni branżę na coś zupełnie innego?

O to pytają mnie wszyscy (śmiech). Na razie zbieram myśli i uczę się żyć inaczej. To trudne, kiedy wcześniej zaczynało się każdy dzień od odprawy i maili. Zaczynam już trochę tęsknić za biznesem.

A później, czym chciałaby się pani zająć?

Od pewnego czasu dojrzewa we mnie myśl, aby wrócić do pomagania innym. Teraz mam na to nieco inny pomysł. Właśnie skończyłam założenia do programu o chwilowo roboczym tytule “Przedsiębiorcza pani domu”.

Chciałabym, aby moje doświadczenia biznesowe i osobiste nie poszły na marne. Chcę się tym dzielić. Nagrywać filmy poradnikowe i mówić jak ułatwiać sobie życie.

Będę poruszać tematy typowo biznesowe, związane np. z działalnością gospodarczą i prostymi formami biznesu, ale i domowe związane z oszczędzaniem i logistyką życia. Wszystko będę robić pod kątem kobiet. Zaprosiłam do współpracy ekspertów, chciałabym przekazywać wiedzę, która będzie sprawdzona.

W internecie mamy wiele różnych źródeł wiedzy, niektóre się wykluczają. Ja skorzystam z własnego doświadczenia, wielu popełnionych błędów oraz pomocy osób, które są doświadczone i mają wiedzę nie tylko praktyczną, ale i merytoryczną.

A to z tą psychokryminalistyką?

(Śmiech) To zawsze była moja pasja, więc po prostu postanowiłam, że muszę ją zrealizować. Chciałabym jeszcze dokończyć tradycyjną psychologię, myślę że za rok albo dwa będę mieć dyplom. Studiuję na SWPS w Katowicach, ta uczelnia ma super podejście do studentów

Obecnie robię dwa lata nauki w rok. Sama nie wiem, jak daję radę. Jak się studiuje mając 36 lat i masę doświadczeń życiowych, jest chyba po prostu łatwiej.

Zamierza to pani później wykorzystać w pracy zawodowej?

Wykorzystuję to cały czas! PR i marketing są oparte na psychologii tak mocno, że aby być w nich dobrym, trzeba mieć wysoką świadomość.

Ja przykładam dużą wagę do person, lubię sobie wyobrażać co myśli i czuje klient. Największy błąd większości firm to kładzenie nacisku na finanse i zapominanie o tym, że jeszcze jest konsument, który ma wolną wolę. Może mieć obiekcje, lęki albo po prostu nie rozumieć tego, co z pozycji naszego krzesła jest dziecinnie proste.

Nim jednak rzuci się pani w wir dalszych projektów, zapowiedziała Pani odpoczynek. W jaki sposób odpoczywa Katarzyna Panek?

Projektuję stoły (śmiech).

Bardzo lubię sztukę. I zawsze marzyłam o tym, żeby mieć w domu wyjątkowe rzeczy. Teraz zmieniłam mieszkanie, zabrakło stołu... Postanowiłam zaprojektować go sama.

Jakiego rodzaju meble sobie pani wyobraża?

Chciałabym robić stoły z wyjątkowych materiałów, przy których będą mogły zasiadać całe rodziny. Widzę je, jako wyjątkowe elementy we wspólnej przestrzeni. Zaczęłam projektować modele, ale też cały brand. Trwają prace nad koncepcją i nazwą.

Ta pasja łączy się oczywiście z przedsiębiorczością. Mam nadzieję, że będę mogła w jednym z odcinków opowiedzieć o tym, jak powstawały założenia biznesowe tego przedsięwzięcia, jakie były oczekiwania i co się spełniło.

To jednak nie wszystko, odpoczywam zajmując się bardzo przyziemnymi sprawami. Mam zamiar zmienić kolor ścian w mieszkaniu, zająć się wszystkimi sprawami, które leżały i czekały na dobry dzień. Odnowię kontakty z osobami, które zaniedbałam. To będzie takie katharsis.