Polak od 40 lat ręcznie wykonuje okulary. Zachwycają się nimi polskie i zagraniczne gwiazdy

Natalia Gorzelnik
W jego okularach chodzą polskie i zagraniczne gwiazdy. To ulubiona marka DJa Adamusa, nosi je też Izabela Trojanowska, a nawet Bryan Adams. Andrzej Bodych jest w branży już ponad 40 lat. I cały czas ma pomysły na świeże spojrzenie. Jego inspiracje dziś to ręcznie rzeźbione, oryginalne okulary. Zawsze w bajecznych kolorach.
Andrzej Bodych. Fot. archiwum własne
Natalia Gorzelnik, INNPoland: Kiedy rozpoczęła się pana przygoda z okularami?

Andrzej Bodych:W branży zacząłem działać już w drugiej połowie lat 70-tych. Wcześniej ukończyłem obróbkę ze skrawaniem, automatykę i metalopastykę. To trzecie to u nas rodzinny fach - smykałka do kowalstwa artystycznego jest przekazywana z ojca na syna już od wielu pokoleń.


Początkowo pracowałem dla prywatnej firmy. Zawsze jednak chciałem otworzyć swoją działalność i po paru latach poczułem, że nadszedł ten czas. Postanowiłem zatem się zwolnić - i przejść na swoje.

Od początku działał pan pod własnym nazwiskiem?

Wcześniej była to marka Auster i tak nazywała się moje firma - Auster Wyrób Opraw Okularowych Andrzej Bodych. Ponad 10 lat temu postawiłem na stworzenie brandu wyłącznie pod własnym nazwiskiem i tak powstała marka Bodyych. Jak wyglądały początki?

W latach 80 wykonywałem okulary wtryskowe. To technologia, która polega na odlewaniu kształtu oprawek. Samodzielnie przygotowywałem projekt, a potem formę.

Moje okulary od samego początku cieszyły się ogromną popularnością. Byłem największym producentem w kraju. Rzędy sprzedaży sięgały setek tysięcy miesięcznie.

Ramki, w dużych ilościach, trafiały też do innych krajów bloku wschodniego - do Rosji, Rumunii... Szczególnie dobrze wspominam współpracę z Bułgarią - w barterze za okulary dostawaliśmy wina (śmiech).

W jaki sposób udało się Panu zbudować taką pozycję?

Po pierwsze, zawsze robiłem okulary nietypowe. I to się ludziom podobało. I byłem w tym po prostu dobry. A jak jest się w czymś dobrym, to klienci sami cię szukają.

Jak wyglądały okulary w latach 80-tych ?

Tak, że z powodzeniem mogłaby je pani nosić dzisiaj. Były modne i ładne, ale miały pewne ograniczenia technologiczne. Metodą wtrysku nie da się osiągnąć takiej różnorodności kolorów. Bardzo szybko poczułem, że ten sposób produkcji jest mało obiecujący.

Zacząłem się interesować produkcją “z płyty” - czyli oprawek, które powstają metodą frezowania. Zamiast granulatu wykorzystuje się specjalne płytki, z których wykrawa się odpowiedni kształt. W ten sposób oprawki produkują najwięksi światowi giganci. Ja zacząłem taką produkcję na początku lat 90-tych.

… co zbiegło się z okresem transformacji ustrojowej. Jak na firmie odbił się ten czas?

Początkowo fatalnie. Zainwestowałem wszystkie pieniądze w bardzo drogie maszyny do produkcji okularów z płyty. A rynek został zalany przez tanie, chińskie plastiki. Wszyscy klepali mnie po plecach i mówili, że robię piękne okulary. Ale ich nie kupowali. Bałem się, że zbankrutuję. Ale się nie poddałem.

Musiałem wtedy w pewnym sensie wymyślić się na nowo. Cały czas przyświecał mi jednak jeden cel - robić okulary inne niż wszyscy. Nastawiłem się więc na klienta, który szuka czegoś wyjątkowego.
I to się udało. W pana okularach chodzą gwiazdy - i to światowego formatu. Ma pan ulubionego modela lub modelkę?

Wszyscy są moi ulubieni (śmiech). I nie muszą być celebrytami. Każda osoba, która chodzi w moich okularach, jest moją “wizytówką”.

A pandemia? Jak na markę wpłynął ostatni rok?

Szczerze? Było lepiej niż w poprzednich latach. Pandemię przegrali ci, których nie było w sieci. A ja na obecność w social mediach stawiam już od ponad 10 lat. I to zaprocentowało.

Ludzie siedzieli w domach, przeglądali internet. Mój fanpejdż jest ciekawy, kolorowy, dobrze się go ogląda. Więc ludzie go oglądali i kupowali oprawki. Można powiedzieć, że dzięki Facebookowi i Instagramowi wciąż istnieję.

Co jest dla pana najważniejsze w procesie produkcji okularów?

Projekt. Mój własny, indywidualny design. Jeżeli ktoś projektuje coś za ciebie, to nie możesz powiedzieć, że jest to prawdziwie twoje.

Tak jest na przykład z oprawkami marki sygnowanymi logotypami znanych projektantów. Firmy sprzedają swoje znaki zewnętrznym partnerom. I "markowe” okulary, które możemy kupić pod tym logotypem, zwykle nie mają nic wspólnego z brandem.

A Bodyych to okulary i projektowane i produkowane przeze mnie, Andrzeja Bodycha. To podstawowa różnica.

Na co pan zwraca uwagę przy projektowaniu?

Ramka musi być bardzo wygodna. To jest absolutną podstawą. Klient, gdy założy moje okulary - czy to korekcyjne, czy przeciwsłoneczne - ma się poczuć jak w butach szytych na miarę czy idealnie dopasowanej odzieży. Ma czuć lekkość.

A potem dochodzi do tego dynamika. Odpowiedni kształt, kolory. Moje okulary są bardzo kolorowe, nikt w kraju nie ma takiej palety barw. Te ramki zawsze były i do tej pory są inne niż wszystkie.
Kolorowa oprawka pasuje każdemu?

Kiedyś kolorów wystrzegali się panowie. Dzisiaj okulary typowo męskie potrafią być tak samo barwne jak te przeznaczone dla pań. Więc tak, na kolor może pozwolić sobie każdy. Ważne jest to, co chcemy w ten sposób wyrazić.

A czy kolor to główny obszar, w którym można “zaszaleć”? Czy na rynku opraw jest przestrzeń na wprowadzanie nowości?

Oczywiście! Teraz na przykład tworzę takie okulary, które nie są na koniec polerowane. Ja je po prostu rzeźbię, ewentualnie na koniec lekko wyrównam pilnikiem. Każda oprawka jest dzięki temu unikalna.

Każda wychodzi spod pana rąk?

Projektuję, frezuję i szlifuję każdy prototyp. Potem zarządzam procesem produkcji na większą skalę. Jak trzeba, to sam usiądę na frezarkę. Chociaż staram się tego wystrzegać (śmiech).

A czy można zamówić u pana okulary dopasowane idealnie pod siebie, których nie ma nikt inny?

Wszystkie ramki są oryginalne, bo moje kolekcje liczą po kilkaset sztuk. A potem, jak się sprzedadzą, projektuję inne. Ma to też taki plus, że trudno mnie podrobić. Ktoś kopiuje mój jeden projekt, ale ja już sprzedaję następny (śmiech).

Zdarza się też, że zgłaszają się do mnie klienci, którzy chcą coś tylko dla siebie. Wtedy oczywiście to dostają, chociaż jest to dużo droższa usługa.

A jak można się z panem skontaktować?

Staram się być na wszystkich wystawach, jeżdżę na targi. Udzielam się i pokazuję. A przede wszystkim obserwuję twarze. Po takich wyjazdach, po spotkaniach z klientami, mam mnóstwo pomysłów. Co może komu pasować, co powinienem nowego stworzyć. A zwykły Kowalski, który nie bywa na pokazach? Czy on ma szansę na konsultacje z panem?

Można na przykład spotkać się ze mną w moim atelier w Konstancinie Jeziornej przy ulicy Leśnej 10. Serdecznie zapraszam, chętnie pomogę każdemu w wyborze czegoś pasującego idealnie do jego twarzy i osobowości.