Bat na drogowych piratów. Oto, co możesz zrobić, gdy ktoś wisi ci na zderzaku i mruga "długimi"

Natalia Gorzelnik
Jazda na zderzaku nie tylko denerwuje i stresuje, ale może być bardzo niebezpieczna. Nawet co piąty wypadek lub kolizja na autostradach i drogach szybkiego ruchu w Polsce są spowodowane niezachowaniem bezpiecznej odległości. Do tej pory kierowcy, którzy jeździli za blisko, mogli czuć się bezkarni. To jednak zmieniło się 1 czerwca wraz z nowelizacją kodeksu drogowego.
Od 1 czerwca za jazdę na zderzaku grozi mandat do 500 złotych i 6 punktów karnych. Fot. PxHere

Jazda na zderzaku

– Pojęcie “jazdy na zderzaku” to nic nowego. Niezachowanie bezpiecznej odległości od poprzedzającego pojazdu istniało w przepisach prawa o ruchu drogowym już od dawna. Co się zmieniło, to dokładna “instrukcja” co do tego, jak powinniśmy tych przepisów przestrzegać – mówi Robert Opas z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji


W myśl nowych przepisów odstęp między pojazdami na autostradzie i drodze ekspresowej ma być wyrażany w metrach i wynosić nie mniej niż połowę prędkości, z jaką porusza się dany pojazd. – Chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa, chociażby podczas gwałtownego hamowania – podkreśla mundurowy.

Kierowca jadący z prędkością 100 km/h powinien zatem jechać w odległości 50 metrów za pojazdem przed nim. I analogicznie. Jeżeli poruszamy się z prędkością 140 kilometrów na godzinę, dystans powinien wynieść 70 metrów.

Wyjątkiem od tej reguły ma być manewr wyprzedzania. Jeżeli jednak uporczywie jedziemy za samochodem przed nami, tłumaczenie policji, że właśnie się do niego zbieraliśmy, nie przejdzie. – Manewr wyprzedzania nie polega na podjeżdżaniu pod sam zderzak, by dopiero potem ominąć samochód – zaznacza mundurowy.
Robert Opas
Komenda Główna Policji

“Żeby wykonać bezpiecznie manewr wyprzedzania, należy zachować odległość kilkunastu metrów. Dodatkowo manewr ten musimy zasygnalizować kierunkowskazem. I wykonujemy go od razu po włączeniu kierunkowskazu, a nie wtedy kiedy dojeżdżamy do zderzaka auta przed nami”.

Bezpieczna odległość

W jaki sposób kierowcy mają “odmierzyć” odległości na trasie? Skąd mają wiedzieć, że jadą w odstępie 50, a nie na przykład 48 metrów?

– Z takich niewielkich różnic żaden policjant nie będzie nikogo rozliczać – uspokaja Robert Opas. Mundurowy zdradza też sposób na łatwe oszacowanie tego, czy odległość, którą zachowujemy, jest bezpieczna.

– Tu świetnie sprawdzi się zasada 5 sekund. Obserwując samochód jadący przed nami, obieramy sobie jakiś element infrastruktury drogowej, który właśnie minął – znak, bramownicę etc. Przy tym obiekcie my sami powinniśmy znaleźć się właśnie za te 5 sekund. Jeżeli tak to obliczycie, nie musicie się państwo obawiać rozmowy z policjantami w białej czapce – zapewnia.

A jak dokładnie nowy przepis ma być egzekwowany? Główny Inspektorat Transportu Drogowego nie posiada na ten moment urządzeń do pomiaru odległości pomiędzy pojazdami w ruchu. Fotoradary mierzące odstępy między autami to zresztą rzadkość na większości europejskich dróg. Czy przepis jest zatem martwy?

– Podstawą jest ocena wzrokowa Jeżeli policjant widzi, że pojazd jedzie za innym w odległości 10 czy 20 metrów, to do ujawnienia wykroczenia nie jest potrzebny specjalistyczny sprzęt – zwraca uwagę policjant.
– Dodatkowo, na drogach ekspresowych i autostradach mamy do dyspozycji laserowe miernik LTI 20/20 TruCam, które posiadają funkcjonalność umożliwiającą mierzenie odległości – dodaje.

Mundurowi posiadają obecnie ponad 1000 sztuk tego sprzętu. Dodatkowo korzystają też z monitoringów i z dronów.

Piraci na autostradach

A co z drogowymi piratami? Z niecierpliwymi kierowcami, którzy spieszą się tak bardzo, że podjeżdżają pod sam zderzak, a do tego poganiają nas światłami? Takie zdarzenia są bardzo niebezpieczne i stresujące, a do tego trudno wykrywalne. Czy aby taki delikwent został ukarany w odpowiednim momencie, musiałby poświecić po wstecznym lusterku policjantom w nieoznakowanym radiowozie?

– Podstawą do ukarania takiego kierowcy mogą być nagrania z wideorejestratorów – mówi Robert Opas. – Taka jazda to nie tylko naruszanie obowiązku zachowania bezpiecznej odległości, ale również używanie świateł niezgodnie z przeznaczeniem, co również jest wykroczeniem drogowym – dodaje.
Czytaj także: Czy policja i straż miejska mogą ukarać kierowcę na podstawie zdjęcia lub filmu?
Nagranie z samochodowej kamerki można wysłać mailem na skrzynkę stopagresjidrogowej. Jeżeli będzie dobrej jakości, z widocznymi numerami rejestracyjnymi, może być potraktowane jako dowód w dalszym postępowaniu. Kierowca będzie musiał liczyć się z karą. I to dotkliwą. Mandaty za jeżdżenie na zderzaku mogą dochodzić do 500 złotych.

– Mamy jednak nadzieję, że nie będzie konieczności wystawiania aż tak dużych mandatów. Liczymy, że nowe przepisy dotyczące jeżdżenia na zderzaku nauczą kierowców, że odległość między pojazdami jest kluczowa dla naszego bezpieczeństwa na drogach ekspresowych i autostradach – zaznacza policjant.

Wątpliwości ekspertów

– Przepis sam w sobie jest dobry – uważa mecenas Artur Wdowczyk. – Osoby, które podjeżdżają za blisko zderzaka innego samochodu na autostradach czy drogach szybkiego ruchu, stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa. Podobne rozwiązania prawne są zresztą stosowane w innych krajach europejskich.

Ekspert ma jednak wątpliwości co do kwestii mierzenia odległości między samochodami.
mec. Artur Wdowczyk

"Samochody nie mają czujników. Mierzenie “na oko”, “na wyczucie” może być bardzo kłopotliwe. Jeżeli policja będzie chciała ukarać kogoś mandatem, ale ta osoba nie przyjmie go i pójdzie z nim do sądu, będzie mogła upierać się i mówić, że jechała z odpowiednią odległością.

Udowodnienie, że było inaczej będzie bardzo trudne. Ciężar dowodu spoczywa na oskarżającym. Ale jak ten policjant ma to wymierzyć?"

Zdaniem eksperta, przepis będzie musiał zostać doprecyzowany po jakimś czasie jego funkcjonowania. Podkreśla jednak, że wprowadzenie go do kodeksu było koniecznością.

– To jak z jeżdżeniem “na suwak”. Bardzo trudno było nauczyć kierowców tego, by stosowali się do takiego stylu jazdy. Kiedy zaś zostało to wprost nakazane – poszło już zdecydowanie łatwiej – uśmiecha się mecenas Artur Wdowczyk.