Bitcoin uchroni cię przed inflacją? Oto wszystko, co chcieliście wiedzieć o kryptowalutach

Iga Kołacz
Jakie są ryzyka i szanse inwestowania w kryptowaluty? Jak pozyskać pierwszy bitcoin? Co ma sztuka do NFT? I czy w czasach szybującej inflacji sposobem na zachowanie oszczędności mogą być bitcoiny? Na te – i inne – pytania odpowiada Michał Grzybkowski z Beyond.pl, firmy zajmującej się przetwarzaniem danych oraz współautor poradnika dla osób, które chciałyby inwestować w kryptowaluty.
Michał Grzybkowski rozmawia z nami o inwestowaniu w kryptowaluty (fot. materiały prasowe)
Kryptowaluty wzbudzają emocje - zarówno sceptyków, jak i entuzjastów. Podczas gdy pierwsi punktują brak regulacji i ryzyko utraty pieniędzy, drudzy podkreślają korzyści z zarabiania bez pośredników, niski próg wejścia oraz coraz łatwiejszy sposób przeprowadzania transakcji.

Mieliśmy okazję porozmawiać na ich temat z Michałem Grzybkowskim: founderem, executive VP technology w Beyond.pl, a także współzałożycielem firm technologicznych Coinpaprika.com, Gamerhash.com, FoundryNFT.com i GoldenSubmarine. Wraz ze Szczepanem Bendytem jest autorem książki "Kompendium wiedzy o kryptowalutach. Praktyczny poradnik dotyczący kryptowalut dla osób nie będących informatykami", której drugie, zaktualizowane wydanie ukazało się pod koniec listopada.


INNPoland: Inflacja w Polsce podskoczyła już do 7,7 proc. rok do roku. Chcąc uchronić się przed topniejącymi oszczędnościami szukamy alternatyw - są nią bitcoiny?

Michał Grzybkowski: Jest to pytanie, w jaki sposób należy oszczędzać pieniądze. Moim zdaniem dywersyfikacja jest najlepszym podejściem do lokowania kapitału. Wielu znanych mi doradców finansowych czy inwestycyjnych radzi, żeby 1 proc. oszczędności lokować w kryptowaluty. Bitcoin, jak i inne kryptowanuty, jest jednak rynkiem nieregulowanym, notowanym całą dobę. Możliwe są gwałtowne skoki wartości, ataki ekonomiczne, a także fake newsy, które powodują nieprzewidziane zachowania rynku. Dlatego nie lokowałbym antyinflacyjnie bitcoina przez miesiąc czy kwartał, bo w tym czasie może się wydarzyć wiele.

Natomiast patrząc z perspektywy osoby, która od 10 lat śledzi ten rynek, uważam, że trzymanie jakiejś części oszczędności w kryptowalutach jest całkiem niezłym pomysłem, ponieważ bitcoin ma wbudowany algorytm, który dokładnie określa, ile tych cyfrowych monet zostanie wyemitowanych i trafi do obiegu. Nie ma polityka ani innej siły sprawczej, która nakazałaby dodrukować bitcoiny.

Warto podkreślić, że jeden bitcoin jest podzielny na sto milionów bitcoinowych centów, które nazywają się satoshi. Nie trzeba więc myśleć o kupnie całego bitcoina, bo można kupić na przykład 3 tys. satoshi o wartości około 6,8 zł.

Wirtualny świat poradził sobie z inflacją bitcoina, która wynosi obecnie 1,8 proc. w skali roku. Odpowiedzią na to jest halving, czyli redukcja emisji BTC aż o połowę, co cztery lata. Czy to rozwiązanie byłoby można przełożyć na naszą gospodarkę?


Redukcja emisji bitcoina zapisana była w algorytmie od początku jego istnienia. Profesor Wojciech Cellary, który był moim mentorem na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu, powtarzał, że dyskusja o kryptowalutach jest dyskusją o granicach ludzkiej wolności.

Musimy przejść spojrzeć na to, jak bardzo pieniądz powiązany jest z polityką i rządami, czyli jak polityka monetarna banku centralnego czy emisyjnego wpływa na gospodarkę. W zastosowaniu bitcoina nie akceptuję rozdziału świata wirtualnego od rzeczywistego. Skoro Visa czy PayPal akceptują kryptowaluty, nie jest to wyłącznie wirtualny obrót.

Problem polega na tym, że bitcoin opiera się na zaufaniu do praw matematyki, a waluty narodowe na zachowaniu do praw ludzi. Jest to pytanie natury filozoficznej: w co wierzymy? W to, że komputery są lepsze do obliczeń, bo się nie pomylą i nie są podatne na manipulację, czy wolimy powierzyć obliczenia sprytnym księgowym, którzy będą to robili wolniej, ale będzie można na nich oddziaływać?

Ci, którzy radzą, aby chociaż 1 proc. oszczędności ulokować w kryptowalutach, mają rację?

Jest to bardzo dobry pomysł, zwłaszcza, że rządy straciły w ostatnim czasie jakiekolwiek hamulce bezpieczeństwa jeśli chodzi o dodruk pieniądza. Oczywiście pandemia koronawirusa wymusiła stymulację gospodarki, ale tych pieniędzy zostało tyle nadrukowanych, że bitcoin kosztuje obecnie 57 tys. dolarów, a jeszcze niedawno kosztował 66 tys. dolarów. Wart jest więcej niż kilogram złota.

Jestem zwolennikiem regulacji i one przyjdą, natomiast już teraz należy myśleć długofalowo o lokowaniu pieniędzy w kryptowalutach. Należy mieć na uwadze, że jeśli coś pójdzie źle, czyli na przykład uderzymy się w głowę albo stracimy zdrowie czy umrzemy, nie ma narzędzi, które prawnie pozwolą przekazać naszym krewnym zaoszczędzone pieniądze. Jest to kryptograficznie zabezpieczone i jeśli właściciel portfela mający dostęp do haseł i kodów umrze, jego dzieci nie będą miały pożytku z tych oszczędności.

Jak wygląda sukcesja kodów dostępu?

Należy ją sobie zaprojektować. Można na przykład zapisać w testamencie, gdzie znajdują się fragmenty kodów, aby członkowie rodziny byli w stanie je odnaleźć. Idea blockchain polega na tym, że jesteśmy bankiem dla samych siebie. Nie ma osób czy instytucji, które mogą nam zatrzymać prowadzenie portfela, skontrolować, wymusić jakieś zachowania. Ale z drugiej strony jak się pomylimy i przelejemy pieniądze na adres bitcoinowy, który nie należy do osoby czy firmy, której chcieliśmy zapłacić, to przepada. Wymaga to więc uwagi, trochę innego myślenia.

Jeśli rodzina - czy inna osoba - pozna kod, bez problemu może z niego skorzystać i używać tych pieniędzy?

Absolutnie tak. Właścicielami kryptowalut są tylko i wyłącznie te osoby, które mają kody dostępu do sieci blockchain, czyli do sieci portfeli, które przechowują te wartości. Jest to bardzo proste: uruchamia się aplikację i wpisuje dwanaście słówek. Po chwili wyświetlają się zgromadzone wartości, którymi można swobodnie dysponować. To jest kryptografia - jeśli ktoś ma hasło, otwiera zamek.

Z jakim jeszcze ryzykiem wiąże się inwestowanie w bitcoiny?

Z wieloma ryzykami. Istnieje grupa ludzi - daily traderów, którzy myślą, że przechytrzą rynek siedząc nad wykresami analizy technicznej i zarobią na tym. Badania prowadzone na uniwersytecie w Sao Paulo pokazały, że 98,5 proc. daily traderów traci pieniądze, zaś 1 proc. żyje na poziomie przeciętnego kasjera w banku - pomijając już kwestię stresu związanego z tym, a tylko 0,5 proc. daily traderów zarabia ponadprzeciętnie. Daily trading po prostu się nie opłaca.

Drugim ryzykiem jest trzymanie kryptowalut na giełdzie. Aby handlować nimi, trzeba je przelać na giełdę, czyli na ten czas tracisz kontrolę, bo musisz zaufać osobie, która prowadzi giełdę. Jeśli okaże się niegodna zaufania, dochodzi do tragedii, ponieważ ludzie tracą majątek. Historia pokazuje, że ponad połowa giełd kryptowalutowych splajtowała lub została okradziona. Dlatego nigdy nie trzymaj środków na giełdach dłużej niż to jest potrzebne.

Co to znaczy "dłużej niż jest potrzebne"?

Jeżeli chcemy wymienić bitcoin na ethereum to ze swojego portfela przelewamy go na giełdę, dokonujemy transakcji i wracamy z powrotem z ethereum na nasz portfel, czyli na coś, co kontrolujemy. A wielu inwestorów, których znam, wychodzi z założenia, że nie chce im się wypłacać i zostawiają na giełdzie. Potem te giełdy znikają i są tragedie liczone w setkach tysięcy złotych.

Warto też dokumentować transakcje. Jeżeli pięć lat temu kupiliśmy bitcoina za tysiąc dolarów, bo wtedy tyle kosztował, a dzisiaj kosztuje 57 tys. dolarów, warto przechowywać dowód zakupu: screenshot czy przelew z banku, który poświadczy, że pieniądze były przelewane na giełdę. Bo ludzie zmieniają konta bankowe, banki też się zmieniają, giełdy upadają i potem trudno tę historię odtworzyć a Urząd Skarbowy ma prawo zapytać o źródło pochodzenia kapitału.

A jak wygląda kwestia podatków? Banki europejskie regulują to?

Jeszcze cztery lata temu toczyła się dyskusja, czym jest bitcoin - towarem czy walutą? A dziś wypłacamy z giełdy albo kantoru kryptowalutowego, bo w samej Polsce jest około 400 punktów kantorów takich, jak Kanga Kantor czy Bitcan.pl. Wpłacamy do nich pieniądze gotówką czy przelewem i kupujemy bitcoiny. A po sprzedaży, pieniądze trafiają na nasze konto bankowe, przeważnie prywatne. Następnie składamy deklarację do Urzędu Skarbowego, mówimy za ile kupiliśmy kryptowaluty oraz za ile je sprzedaliśmy, a od tej różnicy, która jest naszym zyskiem, odprowadzamy podatek.

A czy wszyscy odprowadzają podatki?

Myślę, że zdecydowana większość, ponieważ niepłacenie podatków jest bez sensu, bo i tak wyjdzie to w systemie bankowym. Poza tym w tej chwili praktycznie nie ma anonimowych giełd. Podczas rejestracji należy potwierdzić swoją tożsamość - podać zdjęcie dowodu osobistego, jakiś dokument typu faktura za wodę czy dowód zamieszkania oraz zrobić selfie. Jestem zwolennikiem regulacji, bo dzięki nim można uniknąć wielu problemów. Każdy ma prawo przecież zarobić na inwestycjach, ale również stracić.

Ile pieniędzy muszę mieć, aby cokolwiek zarobić na bitcoinach?

Nie zajmuję się handlem kryptowalutami. Ale mogę powiedzieć, że zostałem okradziony z bitcoinów w 2013 roku, kiedy kopałem je hobbystycznie. Gdyby nie pewien twór wydobywczy, podobny do giełdy, który agregował komputery kopiące bitcoiny, a który został okradziony, miałbym dziś dużo pieniędzy z tego. Znam natomiast młode pokolenie dwudziesto- i trzydziestolatków, którzy jeżdżą uberami, deskorolkami czy hulajnogami, a mogłyby kupić sobie jacht śródziemnomorski. Są to milionerzy poza systemem.

Niedzielni inwestorzy napędzają ten rynek?

Nie, ale widziałem kilka takich baniek spekulacyjnych na bitcoinie. Pamiętam bańkę, gdzie bitcoin kosztował tysiąc dolarów a potem spadł do 230 dolarów za sztukę. A w 2017 roku było 20 tys. dolarów, a potem spadło do 3,5 tys. dolarów. Pisząc pierwszą edycję książki o kryptowalutach, zastanawiałem się, kiedy pojawią się inwestorzy instytucjonalni. Po 3,5 roku mamy wielu takich inwestorów i są to poważne instytucje, jak niemieckie czy amerykańskie licencjonowane fundusze inwestycyjne.

Co sądzi pan o aplikacjach, które kuszą laików łatwym wzbogaceniem się - od zera do milionera?

To są bzdury. Każda rozsądna osoba wie, że jeżeli ktoś proponuje jakąś inwestycję - przez aplikację czy spotkanie z udziałem gwiazd i darmowym jedzeniem, nie mamy do czynienia z czymś poważnym. Bitcoin nie reklamuje się.

W USA można kupić bitcoiny w Walmarcie. W Polsce też możemy sobie wejść do sklepu i go nabyć?

W Polsce w sklepach kupić nie można, ale w wielu miejscach stoją bitomaty, do których wpłacamy pieniądze i otrzymujemy wydruk z QR kodem zawierającym wartość w kryptowalutach. Natomiast prawie we wszystkich sklepach w Polsce można kryptowaluty wydać. Pomaga w tym chociażby startup GamerHash, którego jestem współzałożycielem. Wystarczy zainstalować naszą aplikację i pobrać kod do interesującego nas sklepu, na przykład Żabki. Idę więc z takim kodem na 30 zł do kasy i płacę za Coca-Colę.

Jak i gdzie kupić swój pierwszy bitcoin lub jego ułamek?

Warto to zrobić w instytucji, która jest regulowana przez Komisję Nadzoru Finansowego. W Polsce jest co najmniej jeden kantor online, który podlega pod małą instytucję płatniczą - Bitcan.pl. Oznacza to, że z tym podmiotem musi współpracować cały sektor bankowy, czyli banki nie mają prawa odmówić przelewu w jedną czy w drugą stronę.

"Dlaczego bitcoin wart będzie milion dolarów?" - pyta Pan w tytule swojej książki. Brzmi jak kokieteria.

Oczywiście nie ma gwarancji, że to nastąpi, natomiast jest duże prawdopodobieństwo wystąpienia takiego zjawiska. Na potrzeby książki zbadaliśmy kilka trendów. Wynika z tego, że przy trendzie zbliżonym do liniowego zajmie to 130 lat, a przy trendzie logarytmicznym może to być już za 6 lat. Analizowaliśmy także szereg korelacji ceny bitcoina chociażby z popularnością w Google, czy ilością aktywnych użytkowników tego systemu na świecie. Będę trochę przerażony, jeśli bitcoin będzie wart milion dolarów, bo będzie to oznaczało, że dolar być może będzie tak słaby, że za ten milion dolarów niewiele będzie można kupić.

Początkowo bitcoiny można było wykopać w domu. Czy jest to jeszcze możliwe?

Oczywiście, ale wymagane są do tego zaawansowane urządzenia, zaś czynnikiem decydującym o opłacalności jest koszt prądu. Jeśli ktoś ma dostęp do taniego prądu albo kopie na fotowoltanice, można to robić. Gdybyśmy używali najnowszego MacBooka M1, który ma bardzo wydajny procesor i zużywa mało prądu, to jakbyśmy go zostawili na cały miesiąc, nakopie - przy obecnym kursie bitcoina - około 12,5 dolara. Z kolei silny komputer gamingowy, potrafi wyciągnąć 650-700 dolarów miesięcznie. Sprzęt ten zwraca zwraca się więc w 8-9 miesięcy.

Czy po takim czasie sprzęt nie jest zużyty i nie nadaje się do pracy?

Urządzenia do przemysłowego kopania kryptowalut pracują na maksymalnych obrotach i rzeczywiście ich trwałość jest ograniczona - przeważnie po półtora roku nadają się na złom. Natomiast domowe, hobbystyczne wydobywanie kryptowalut, które realizowane jest na komputerach dla graczy, działa podobnie jak wygaszacz ekranu. Tak pracuje na przykład aplikacja Gamerhash, która została zaprojektowana do używania niewykorzystanej mocy obliczeniowej, gdy komputer się nudzi, z intensywnością pracy podobną do grania w gry wideo.

Istnieje też mit, że bitcoin zatruwa środowisko, co jest tragedią dla planety. Bitcoin w większości kopany jest na zielonych źródłach energii. Wręcz można powiedzieć, że stymuluje rozwój, bo często używa energii w miejscach, z których nie byłaby wprowadzana do sieci, bo na przykład nie ma kabli, żeby go przesłać dalej. Oczywiście nadal ponad 30 proc. bitcoinów pochodzi z użycia czarnej energii, natomiast ci, którzy z niej korzystają są sukcesywnie wypychani z rynku.

Realnym jest doprowadzenie do zerowej emisji dwutlenku węgla?

Tak, zresztą Islandia już to wprowadziła. Pozyskiwany przez nich prąd w 100 proc. jest prądem zielonym, pochodzącym ze źródeł termalnych. Zresztą na Islandii nie mają problemu z bitcoinami. Byłem tam kilka razy, bo interesowałem się inwestycjami w serwerownie kopiące bitcoiny - oni cieszą się, że to napędza im gospodarkę, a dla planety jest neutralne.

Zakaz wydobywania bitcoina w Chinach spowodował gwałtowny spadek emisji CO2, ale zakładam, że nie jest to kierunek, w którym zmierzacie.

Jest to bardzo dobre, tylko nie wierzmy, że Chiny zrobiły to ze względu na ekologię. Oni po prostu przygotowują się do swoich narodowych cyfrowych pieniędzy, dla których bitcoin jest konkurencją. CBDC, czyli pieniądz cyfrowy banku centralnego będzie rewolucją.

Jeżeli bank centralny chin wyemituje token, który będzie miał cechy kryptowaluty, choć tak naprawdę nią nie będzie, ale będzie za niego gwarantował, nie będzie powodu, aby fryzjer w Bydgoszczy na swojej ladzie - oprócz terminala płatności blikiem czy kartami - postawił obok drugi terminal, który będzie przyjmował chińskie pieniądze.

A skoro będzie działać, być może stwierdzimy, że nie potrzebujemy banków komercyjnych albo zaczniemy kupować ropę za chińskie pieniądze, nie za dolary. Wtedy siła Stanów Zjednoczonych jako gospodarki opartej na dolarze, który jest walutą referencyjną rozliczeniową świata finansów, stanie się zagrożona. Jest to gigantyczny atak ekonomiczny. Uważam, że Chiny już wygrały tę wojnę, chociaż salwa jeszcze nie padła. Jestem przekonany, że za 2-3 lata w Polsce będziemy mogli płacić chińskimi pieniędzmi i nikogo to nie będzie dziwić.

Tylko czy będziemy chcieli? Bo jest to też kwestia braku zaufania do Chin.

Wolałbym zapłacić czy otrzymać wynagrodzenie za usługę w euro czy w chińskich pieniądzach niż w złotówkach, które straciły tyle na wartości.

W książce wskazuje pan, że w ciągu dekady znikną takie zawody, jak notariusz, a także część prawników i pracowników administracji. Ich praca w dużej mierze polega na uwiarygadnianiu faktów. Będziemy bardziej ufać technologii niż ludziom?

Będzie to po prostu to tańsze. Poza tym w wielu obszarach bardziej ufam technologii niż mojemu egoistycznemu wyobrażeniu, co wydaje mi się, że jest lepsze. Jeżeli chcę gdzieś dojechać - nawet w obrębie miasta - sprawdzę w Google, bo to on ma informacje, jak wyglądają korki na ulicach i która trasa jest optymalna.

Świat nie lubi próżni. W którą stronę nastąpi przekwalifikowanie?

W USA na początku wieku 90 proc. ludzi zajmowało się rolnictwem, a teraz zajmuje się nim mniej niż 1 proc., a ponad 60 proc. ludzi w pracuje w zawodach, które zajmują się w jakimś stopniu przetwarzaniem danych. Kompetencje zmieniają się. Sądzę, że kolejną umiejętnością będzie obsługiwanie interfejsów maszynowych - to może być programowanie, ale też praca w usługach wsparcia osób, które sobie jeszcze z tym nie radzą.

Żyjemy w czasach cyfrowej gospodarki. To, że rozmawiam z panią bezpośrednio przez ten ekranik, chociaż jest pani w Warszawie, a ja w Poznaniu, oznacza, że internet stał się konkurencją dla Polskich Linii Kolejowych czy linii lotniczych, bo nie wydaliśmy pieniędzy na to, żeby się spotkać.

2021 rok jest rokiem tokenów NFT. Popularyzację zaczęto od wykorzystywania go w sztuce, a teraz zaczęli zarabiać na nich celebryci czy influencerzy. Tak naprawdę zarabiają na wartości emocjonalnej, unikalności. Jest to celebracja posiadania czy nieposiadania?

Jest to nowe pokolenie inwestorów, które wychowało się na grach komputerowych. Oni doskonale rozumieją, że wirtualny miecz z gry "World of Warcraft" można wystawić na Allegro za 100 zł, bo oni robili to już 10 lat temu. Młodzi ludzie w sposób natywny nauczeni są rozumienia wartości przedmiotów cyfrowych. A teraz pojawiła się technologia, która potrafi to opakować i przenosić między różnymi właścicielami, a wkrótce też miedzy światami.

Fakt, że młodzi ludzie chcą w ten sposób inwestować w sztukę jest niesamowite. Jest to rynek, gdzie galerie sztuki nie miały wcześniej dostępu, gdyż trzeba było być inwestorem. A teraz może okazać się, że komuś spodoba się utwór "Neon Future NFT" DJ Steve’a Aoki, połączony z animacją Polaka Macieja Kuciary. I on chce to mieć.

Wprawdzie inni też mają dostęp do tego utworu, ale oryginalny plik - ten jedyny, podpisany przez twórcę, jest u niego. Może go pokazać znajomym, sprzedać czy wyświetlić na telewizorze w domu. A za chwilę - najdalej za trzy lata - założę okulary, które będą miały rozszerzoną rzeczywistość i dla mnie oraz moich znajomych w domu, biurze czy przed domem będzie stała wirtualna rzeźba, którą będzie można podziwiać.

Jest to zmiana podejścia do konsumowania sztuki. A co jest sztuką? To jest trudne pytanie. Do tej pory opieraliśmy się na autorytetach, którzy mówili: to jest sztuka, a to są bzdury. Natomiast, jeżeli ktoś jest w stanie zapłacić kilka tysięcy dolarów za sztukę w formie cyfrowej, bo mu się podoba, to nie ma dyskusji. On to tak wycenia, a z prawami rynku się nie dyskutuje. Przykro mi, że znani artyści żyjący w bańce galerii artystycznych nagle są wyceniani o rząd wielkości mniej niż człowiek, o którym nikt nie słyszał. Ale może to właśnie tamci artyści nie wyczuli, jaka sztuka w tej chwili przemawia do inwestorów.

Do czego może nas doprowadzić rozwój NFT? Bo to są kwestie chociażby wytwarzania treści z niczego.

Sztuka współczesna bywa bardzo dyskusyjna. Patrzę na NFT znacznie szerzej niż w kontekście sztuki. Będzie można na przykład kupić bilet na mecz, który będzie biletem opartym na NFT.

Ludzie są próżni. Jak za jakieś trzy lata wejdziemy do metaversów na wirtualne spotkanie i założy pani buty Prady, osoba, która wejdzie z panią w interakcję, dowie się, że tych butów jest tylko 100 sztuk w całym metaversie. A pani ma jedne z nich, więc musi być to coś unikatowego, a być może nawet drogiego. Może to wpłynąć na percepcję. Po raz pierwszy w historii naszej cywilizacji mamy do czynienia z technologią, która uniemożliwia fałszowanie, dlatego sądzę, że jedną z pierwszych poważnych branż jaka powstanie, będzie cyfrowa moda.

Metaverse w sposób natywny powiązany jest z cyfrowymi dobrami, które będą tokenizowane, a technologia cyfrowa, która stoi za NFT, gwarantuje niepodważalność prawa własności, możliwość handlowania, ochronę przed fałszerstwami. Jestem bardzo ciekaw - choć nie mówię, że pełen optymizmu - jakie będą działy się cuda, jeśli chodzi o rozumienie wartości i tego, co kto i co będzie chciał kupić oraz dlaczego.

Jest to więc celebracja posiadania.

Zaczęła pani wywiad od tego, jak inwestować. Powiedziałbym więc, że jeżeli na tradycyjne portfele osób zamożnych składają się nieruchomości, obligacje, akcje, waluty, ale też sztuka, to czy lepiej jest mieć rzeźbę, która może się zbić - albo jest tylko w jednym domu, a mamy ich kilka, a żeby jeszcze ją sprzedać, trzeba rozmawiać z domami aukcyjnymi - czy lepiej jest mieć coś, co jest zdigitalizowane. Być może więc NFT jest ochroną przed utratą wartości.

Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl