Rząd chce zakazać importu węgla z Rosji. Zapłacą za to zwykli Polacy
Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google
Premier Morawiecki zapowiedział rychłe zakazanie importu węgla z Rosji. To element odcinania się od rosyjskich surowców - ropy, gazu i właśnie węgla. Decyzja o zakazie importu węgla jest w tej układance dla rządu najprostsza, bo państwowe koncerny praktycznie z niego nie korzystają. Większość rosyjskiego węgla trafia do lokalnych ciepłowni i pieców w gospodarstwach domowych. W tym drugim przypadku chodzi o osoby raczej niezamożne, których nie stać było jeszcze na wymianę pieca i węgiel jest dla nich jedynym dostępnym cenowo paliwem.
Teoretycznie mamy w Polsce potężny sektor węglowy, który mógłby wypełnić lukę po rosyjskim imporcie. Ale to tylko teoria - już wiadomo, że polskie kopalnie nie są w stanie zwiększyć wydobycia w taki sposób, by zrekompensować brak węgla ze wschodu. Co więcej - ci, którzy dziś palą węglem z Rosji wręcz nie chcą i nie potrzebują tego paliwa z polskich kopalń. Dlaczego?
To proste - węgiel z Rosji jest po prostu lepszy. Ma wyższą wartość opałową i mniejszą zawartość siarki oraz popiołu. Państwowe koncerny energetyczne spalające węgiel z polskich kopalń jakoś sobie z tym radzą, są w stanie montować na kominach kosztowne filtry, wyłapujące część siarki. Takich możliwości nie mają lokalne ciepłownie i gospodarstwa domowe. Są więc skazane na szukanie innych dostawców. W efekcie to właśnie one przez ostatnie lata były głównym odbiorcą rosyjskiego węgla - bardziej wydajnego i mniej zanieczyszczonego niż polski.
Czytaj też: Putin byłby zachwycony rządową tarczą antyputinowską. To plan na katastrofę
Co więcej - węgiel z polskich kopalń to produkt przeznaczony dla dużych elektrociepłowni, w postaci tzw. miałów. Lokalne ciepłownie i gospodarstwa domowe potrzebują zupełnie innego paliwa - tzw. węgla grubego. Innego nie dadzą rady spalić. A polskie kopalnie nie są technologicznie przystosowane do produkcji "grubego" - więc mali odbiorcy są po prostu skazani na import.
Ile węgla potrzebujemy i skąd go wziąć?
Ich potrzeby do tej pory zaspokajał węgiel rosyjski - tani, wysokoenergetyczny i w miarę czysty. W 2020 r. sprowadziliśmy 12,8 mln ton czarnego paliwa, a w 2021 r. – według wstępnych danych Eurostatu – 12,5 mln ton. W minionym roku 66 proc. zagranicznego węgla pochodziło z Rosji. Prosty rachunek pokazuje, że po zakazie importu rosyjskiego węgla będziemy musieli skądś zdobyć ponad 8 milionów ton tego paliwa. Skąd? Tego rząd nie mówi.
W obozie władzy ścierają się dwie koncepcje - szybsza transformacja energetyczna albo kopanie większych ilości węgla i otwieranie nowych kopalń. Zwycięża ta druga, ale nawet jej realizacja nie pomoże zastąpić rosyjskiego węgla. Tym bardziej, że już wiadomo, iż przez import innego niż rosyjski węgla albo spalanie polskiego, wzrośnie u nas poziom zanieczyszczeń.
Chociaż tak naprawdę spalanie polskiego w domowych piecach i lokalnych ciepłowniach raczej nie wchodzi w grę (nawet gdyby był "gruby") - bo, jak pisze "Parkiet" w Polsce już topnieją zapasy węgla. A polskie kopalnie nie są w stanie zwiększyć wydobycia, więc mali odbiorcy będą skazani na eksport. Ale skąd?
Z importem wiąże się jeszcze jeden problem, o którym pisze "Polityka". Rosyjski węgiel przyjeżdża do nas głównie koleją. Gdyby ściągać inny węgiel z innych krajów, trzeba by się było przestawić na zwiększenie importu drogą morską, a to oznacza konieczność zwiększenia mocy przeładunkowych terminala w Porcie Gdańsk.