Skazani na współlokatorów aż do późnej starości. "Jestem tym przerażona"
Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google Na początku kwietnia 36-letnia brytyjska aktorka, modelka i aktywistka Jameela Jamil opublikowała na Instagramie zdjęcie, na którym przytula się na kanapie ze swoim chłopakiem, brytyjskim muzykiem Jamesem Blake’em. Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie podpis pod fotografią. „Zdjęcie zrobił jeden z naszych współlokatorów. Tak, wciąż mamy współlokatorów” - napisała Jameela. „Oni są naszymi najlepszymi przyjaciółmi i kochamy ich. Studenckie życie na zawsze” - dodała aktorka. Na koniec zaznaczyła, że nie ma co patrzeć na tradycje, lecz żyć tak, aby być szczęśliwym i by było nam wygodnie.
Gwiazda amerykańskiego serialu „Dobre miejsce” z pewnością może sobie pozwolić na własne mieszkanie, jednak chęć mieszkania z przyjaciółmi, choć razem z partnerem dobiegają czterdziestki, po prostu wpisuje się w ich styl życia. I jest to zrozumiałe, ponieważ wspólne mieszkanie, zwłaszcza z zaprzyjaźnionymi równolatkami ma wiele plusów. Kłopot w tym, że współdzielenie mieszkania nie zawsze jest naszym wyborem. A patrząc na polskie realia można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że większość osób mieszka ze współlokatorami z konieczności. I jeśli do tej pory sądzili, że jest to tylko okres przejściowy, ostatnie wzrosty cen na rynku mieszkaniowym pozbawiło wiele osób złudzeń i marzeń o własnym M.
Drożeją mieszkania, drożeją kredyty, a dorośli wciąż jak studenci
Dla osób zarabiających średnią krajową lub nawet trochę więcej sytuacja na rynku mieszkań jest dramatyczna. Nieruchomości drożeją z miesiąca na miesiąc. I nic nie wskazuje na to, aby miało się to zmienić. W środę, 6 kwietnia Rada Polityki Pieniężnej po raz siódmy już - licząc od jesieni ub.r. - podniosła stopy procentowe, w efekcie czego stopa referencyjna podskoczyła do 4,5 proc. Podwyżki, z jakimi mamy ostatnio do czynienia, uderzają bezpośrednio w kredytobiorców, poddając w wątpliwość, czy zwyczajnie będzie ich stać na własne mieszkanie. Wielu, którzy jeszcze rok temu mogli pozwolić sobie na jego zakup przy wsparciu kredytu hipotecznego, teraz utracili zdolność kredytową.
- Jestem tym przerażona. Za kawalerkę we Wrocławiu trzeba teraz dać 2,2 -2,5 tys. zł i to za taką przyzwoitą, a nie jakąś super, ani nawet nie w centrum - mówi Irena, 36-letnia mieszkanka Wrocławia, która od 17 lat wynajmuje mieszkanie, a właściwie pokój, za który płaci około tysiąca zł. - Moje opłaty za czynsz nie wzrosły od dawna. Właściciel kupił to mieszkanie tanio, między innymi z tego względu, że jest to poddasze w starej kamienicy, z dala od centrum. Mam dobry układ z właścicielem i dlatego tam mieszkam - mówi wrocławianka.
W pozostałych trzech pokojach mieszkają jej znajomi. Część z nich, gdy się wprowadzała, była jeszcze studentami, ale już od dawna pracują. I patrząc obiektywnie, wcale nie zarabiają najgorzej jak na polskie warunki - pracują w korporacjach lub mają założoną własną działalność gospodarczą, zajmując się szeroko pojętym digitalem. Przez ostatnie kilkanaście lat przez to wrocławskie mieszkanie przewinęło się wiele osób, zazwyczaj singli, w tym również obcokrajowców (jeden z nich był Australijczykiem), od dwudziestolatków do czterdziestolatków.
Była też para, która wynajmowała mieszkanie, a równolegle zbierała pieniądze na zakup mieszkania. - Myślę, że dużo par nie będzie teraz stać na kredyt i nie będą miały innego wyjścia, niż współdzielenie mieszkania albo powrót do rodziców - mówi trzydziestolatka. - Znam osoby, które nigdy nie rozważały mieszkania ze współlokatorami. Założyły wcześnie rodzinę, wzięły kredyt i heja. W gorszej sytuacji są single, którzy nie kupowali wcześniej mieszkania, ponieważ nie czuli takiej potrzeby, a teraz kaplica - mówi Irena.
Nie tylko młodzi mają współlokatorów
Mieszkania współdzielą też seniorzy, jak na przykład Marek, blisko 60-letni warszawiak. - Mam niską emeryturę, ale wciąż jestem aktywny zawodowo, więc na brak pieniędzy nie narzekam. Od kilkunastu lat jestem po rozwodzie, a od kilku lat wynajmuję pokój w swoim trzypokojowym mieszkaniu. Po raz pierwszy wynająłem go znajomemu - chłopak akurat potrzebował lokum, a ja mogłem mu pomóc - opowiada Marek. - Okazało się, że to dobre rozwiązanie. Kilkaset złotych miesięcznie jest naprawdę ulgą w rachunkach. Poza tym mam towarzystwo, jest do kogo gębę otworzyć, spokojnie usiąść, napić się piwa, obejrzeć mecz albo film - mówi emeryt.
Wspomniany znajomy wkrótce ustatkował się: kupił mieszkanie i się ożenił. - Teraz wynajmuję pokój kolejnemu koledze. Jest tak samo, czyli obaj dobrze się dogadujemy, dzielimy kosztami, nie wchodzimy sobie w drogę, ale fajnie jest mieć z kim pogadać, zamówić jedzenie. Jednak nie ukrywam, że pierwotnym impulsem były finanse, ponieważ te wszystkie podwyżki naprawdę potrafią dać w kość - mówi Marek.
Współlokatorem Marka jest 28-letni Tomasz, któremu układ ten jest bardzo na rękę, a właściwie daje mu możliwość funkcjonowania. - Wiesz ile kosztuje wynajęcie mieszkania? Kawalerka z opłatami to w Warszawie ponad 2 tys. zł, a mieszkając u znajomego płacę o połowę mniej - mówi wprost Tomasz. - Na początku nie wiedziałem jak to będzie mieszkać u znajomego. W sumie jest to obca osoba, a nie rodzina. Ale okazało się, że jest absolutnie bezproblemowo - dobrze się dogadujemy, pracujemy o różnych godzinach, więc nie przeszkadzamy sobie. Wiem, że gdybym wynajmował mieszkanie sam, nie miałbym jak oszczędzić na wkład własny, a tak udaje mi się coś odkładać - mówi Tomek.
Coraz więcej osób będzie skazanych na życie ze współlokatorami
- Moja motywacja? Wyłącznie finansowa - odpowiada Irena, zapytana dlaczego wciąż współdzieli mieszkanie, choć od kilku lat marzą jej się własne cztery ściany. - Nie stać mnie ani na kredyt, ani na wynajęcie mieszkania w pojedynkę, szczególnie teraz, kiedy ceny poszybowały jeszcze bardziej ze względu na uchodźców - argumentuje Irena.
- Wynajem indywidualny jest drogi, po prostu. Razem jest zdecydowanie taniej i z czasem można zacząć odkładać na własne mieszkanie - mówi z kolei Marlena, 29-letnia mieszkanka Warszawy, która wynajmuje mieszkanie razem z koleżanką. - Mieszkam z koleżanką, z którą kiedyś studiowałam. Ona ma około 25 lat, nawet nie wiem, ile dokładnie - dodaje Marlena.
- Główną motywacją, dlaczego współdzielę mieszkanie jest lepsza cena i możliwość integracji ze współlokatorami. Znam się z nimi od lat i po prostu fajnie jest mieć kumpli obok siebie - tłumaczy Maciek, 22-latek z Warszawy.
Zdaniem Bartosza Turka, głównego analityka HRE Investments, takich historii będzie coraz więcej.
Na rynku najmu w Polsce przeludnienie mieszkań jest na poziomie jednym z najwyższych w Europie. Sytuacja współdzielenia jest niezbędna, to jest konieczność, bo podaż mieszkań była niewystarczająca i to nawet przed atakiem Rosji na Ukrainę. Teraz przewaga popytu nad ofertą jest bezprecedensowo duża. Ma to odzwierciedlenie w stawkach czynszów. W efekcie może dojść do tego, że jak dotychczas kogoś było stać, aby sobie wynająć komfortowe dwu- czy trzypokojowe mieszkanie, będzie teraz musiał ograniczyć swoje potrzeby. A jak było go stać na wynajem kawalerki, niewykluczone że wróci do wynajmu pokoju w kilkupokojowym mieszkaniu.
- Jesteśmy teraz w bezprecedensowej sytuacji, bo potężny napływ migrantów spowodował, że na rynku najmu w Polsce brakuje mieszkań, a czynsze poszły w górę bardzo mocno i bardzo szybko - o 20 proc., o 30 proc. czy 40 proc., w zależności od segmentu rynku i miasta - komentuje dla INNPoland Turek.
Jak zaznacza, mieliśmy do czynienia z szokiem popytowym i podażowym. - Szok popytowy jest oczywisty, ponieważ część Ukraińców, która do nas przyjechała jest na tyle zamożna, że mogła pozwolić sobie na wynajem mieszkania. Zaś podażowy szok był taki, że część właścicieli mieszkań widząc tragedię naszych sąsiadów, którzy uciekają przed wojną, postanowili puste mieszkania czy pokoje na wynajem przeznaczyć na pomoc uchodźcom. Pomoc zarówno bezpłatną, jak i za symboliczne pieniądze. Więc z jednej strony oferta zmalała, a z drugiej strony została momentalnie wykupiona - mówi Turek.
- Jak do tego dodamy podwyżki stóp procentowych i wynikające z nich ograniczenia dostępu do kredytu, maluje nam się taki obraz, że dla osób chcących kupić mieszkanie na kredyt lub wynająć, dostępność lokali została ograniczona, a z drugiej strony wzrosła atrakcyjność inwestowania na tym rynku. Bo przy czynszach wyższych o kilkadziesiąt procent, rentowność wynajmu znacząco poszła w górę, a do tego inwestorzy widząc dwucyfrową inflację, szukają bezpiecznej przystani dla kapitału - wyjaśnia Bartosz Turek, podkreślając, że kupno mieszkań pod inwestycje przybierze na sile.
Zaznacza, że i bez wojny czynsze najmu w Polsce wzrosłyby i to najprawdopodobniej w tempie dwucyfrowym. - Niestety wszystko wskazuje na to, że będziemy musieli godzić się na gorsze warunki, bo po prostu mieszkań jest za mało - ocenia analityk.