Morawiecki znów obiecuje odbudowę przemysłu stoczniowego. 5 lat gadania, efektów brak

Konrad Bagiński
24 lipca 2022, 11:55 • 1 minuta czytania
Morawiecki od 5, PiS od 13 lat obiecuje "odbudowę" polskiego przemysłu stoczniowego. Ten jak złość władzy ma się nieźle - ale w sektorze prywatnym. Symbolem państwowego jest rdzewiejąca stępka, prom, który mieliśmy zbudować (a potem już "tylko" kupić) i zamykane stocznie. Ale premier dzielnie obiecuje po raz kolejny jego odbudowę.
W czerwcu minęło 5 lat od momentu, gdy Mateusz Morawiecki uroczyście wbił nit w stępkę przyszłego promu. Stępka nadaje się na złom, promu nie ma Sebastian Nowik/REPORTER
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google

- Jeżeli Polacy powierzą nam stery rządów w przyszłym roku, to w pierwszej piątce moich priorytetów będzie pełna odbudowa przemysłu stoczniowego - zapewniał premier Mateusz Morawiecki w sobotę na spotkaniu z mieszkańcami Wejherowa. Była to jego odpowiedź na pytanie jednego z mieszkańców miasta o kondycję przemysłu stoczniowego.


Morawiecki umiał powiedzieć jedynie, że "większość przemysłu stoczniowego została zmarnowana, zniszczona przez rządy III RP".

- Zobaczcie, co zrobili z kolebką "Solidarności", czyli Stocznią Gdańską. Zobaczcie, co zrobili z przemysłem w Szczecinie. Zobaczcie, co się stało z tymi stoczniami - mówił premier.

Powtórka z przeszłości

Uważni obserwatorzy mogliby przecierać ze zdumienia oczy. Cofnijmy się do roku 2019.

– Przemysł stoczniowy, jeśli chodzi o większe statki i statki specjalistyczne, będzie odbudowywany, to chcę zagwarantować – mówił premier Mateusz Morawiecki gdy chwalił się lodołamaczem Puma budowanym w Morskiej Stoczni Remontowej Gryfia w Szczecinie.

Odbudowę przemysłu stoczniowego zapowiadał PiS już w 2009 roku. Reaktywację Sotczni Szczecińskiej obiecywał Andrzej Duda, jak mantrę powtarzała to też Beata Szydło.

– Chcemy się specjalizować i pan minister Gróbarczyk poczynił pierwsze, bardzo ważne kroki w tym kierunku. Jeśli wyborcy nam pozwolą i zdecydują się zagłosować na PiS, to gwarantuję państwu, że w naszej drugiej kadencji pokażemy bardzo duże osiągnięcia – zapowiedział premier Morawiecki przed wyborami w 2019 roku. Dokładnie to samo mówi teraz, choć do wyborów został jeszcze rok.

Przypomnijmy jednak, co pisaliśmy o obietnicach premiera w 2019 roku - bo od tego czasu praktycznie nic się nie zmieniło. Wtedy Morawiecki lansował się na gdyńskiej stoczni Nauta. Problemy tej stoczni ujawniły się się podczas budowy statku naukowo-badawczego "Oceanograf" dla Uniwersytetu Gdańskiego. Okazało się, że jest źle zaprojektowany i trzeba dokonać wielu zmian w jego budowie i wymiarach. Koszty (14 mln zł) musiała ponieść stocznia.

W 2017 roku stoczniowcom udało się utopić w porcie budowany właśnie statek "Hordafor V". W 2018 roku kolejnym ciosem okazał się poważny pożar w Zakładzie Nowych Budów - już zresztą zamkniętym.

Z kolei sam Mateusz Morawiecki 23 czerwca 2017 roku wziął w rękę ozdobny młotek i wbił nim nit w stępkę pod budowę promu w Szczecinie. Z wielką pompą ogłosił wówczas, że przyjechał tu, by dać nadzieję na rozwój Stoczni Szczecińskiej.

W tym roku okazało sie, że stępka idzie na złom. Wcześniej minister Gróbarczyk zapowiedział, że projekt promu zostanie po prostu kupiony na wolnym rynku i wtedy może zacznie się jego budowa. Potem stwierdził, że kupimy już gotowy prom. Przez 3 lata nie zmieniło się nic, żadnego promu nie ma.

W tzw. międzyczasie pracownicy likwidowanej stoczni w Świnoujściu otrzymali pod koniec listopada 2020 roku wypowiedzenia. Nie kryli przy tym rozgoryczenia: według nich, zamknięcie zakładu ma pomóc w ratowaniu należącej do tego samego właściciela stoczni w Szczecinie, a źródło utrzymania może stracić nawet 1000 osób.

– PiS miało ratować polski przemysł stoczniowy, a jest jego grabarzem – komentowali pracownicy stoczni, cytowani przez TVN 24.