"Boimy się, że zaczną wybierać, czy kupić chleb, czy znicze". Zabiła mnie drożyzna na cmentarzu
- Sprzedawanie zniczy przy cmentarzach stało się trudne, ale wciąż jest opłacalne
- Najbardziej podrożały znicze oraz wkłady ze względu na cenę szkła i parafiny
- Większość osób kupuje na Wszystkich Świętych tyle samo produktów, co w poprzednich latach
Kiedyś niezrozumiałe wydawały się kwoty za znicze artystyczne, teraz nawet te "bez udziwnień" sprawiają, że ciężej jest sięgać po portfel. Przedsiębiorcy, którzy oparli swoją działalność na sprzedaży kwiatów, zniczy, wkładów czy wiązanek przy cmentarzach równie mocno odczuwają skutki inflacji.
Cena szkła poszła o 60 proc. w górę, parafiny może przekroczyć 69 proc., a ta importowana z Zachodu – jest już droższa o 90 proc. Według prognoz za znicz zapłacimy więc o 60-70 proc. więcej niż w zeszłym roku. Do tego dochodzą ceny gazu, prądu, transportu czy opakowań.
O wypowiedzi poprosiłam zarówno sprzedawczynię zniczy, jak i kupujących. Wybrałam się na cmentarz na wsi w okolicy Oświęcimia. W godzinach okołopołudniowych pojawiło się tam kilkanaście osób, w większości w wieku ok. 65 lat, aby przygotować groby bliskich na 1 listopada.
– Najgorzej. Ja się nawet nie będę wypowiadać. Nie jest dobrze, nie jest dobrze – ocenia bieżącą sytuację starsza kobieta.
Wpływ inflacji na lokalne stoisko przy cmentarzu
Właścicielka lokalnego straganu ze zniczami od razu wskazuje na wpływ inflacji na ceny.
– Ceny zmieniły się bardzo, o 50 proc. poszły do góry. My, sklepikarze, to się szczerze mówiąc boimy, że ludzie zaczną wybierać, czy kupić chleb czy znicze. Naprawdę za dużo to poszło – podkreśla.
Dowiaduję się, że kobieta, podobnie jak inni sprzedawcy zniczy, zaopatrywała się wcześniej w dwóch fabrykach. Obie już nie działają. Jedna była w Ukrainie i już jest wyłączona. Druga, w Polsce, spaliła się.
Właścicielka stoiska zapytana o to, co podrożało najbardziej, bez wahania odpowiada, że znicze oraz same wkłady. Ich ceny wzrosły równo po 100 proc. Podaje też przykład: kiedyś siedmiodniowy wkład do zniczy kosztował 7 zł, czyli złotówkę za każdy dzień, w który się palił. Teraz w sklepach za takie same widziała cenę prawie 14 zł.
– To jest masakra. Ja tu na pewno takich wysokich cen nie zrobię. Będzie tam znikomy zarobek na wkładach. Na zniczach nie jest aż tak źle, ale na wkładach to jest tragedia – mówi.
Czy ten biznes się jeszcze opłaca?
Przy cmentarzu stało jedno stoisko z kwiatami i wkładami, do którego co jakiś czas podchodziło kilka osób, by spytać o ceny. Niektórzy rzeczywiście coś kupili.
Prowadzącą stoisko kobietę zapytałam, jak widzi swoją działalność w kolejnych latach. Dowiedziałam się, że pracuje na tym straganie tylko sezonowo, dwa razy do roku – na Wielkanoc i dzień Wszystkich Świętych. Ulokowanie stoiska w małej miejscowości nie pozwala osiągnąć bardzo dużych zarobków.
– Biznes na wsi to nie jest za fajny – mówi wprost. W takim układzie jest to opłacalne sezonowo, ale całorocznie – już nie. Tym bardziej, że nie oferuje takich usług, jak dekorowane sal żywymi kwiatami oraz nie ma w ofercie wiązanek "imieninowych". Handluje tylko kwiatami i wkładami.
Kobieta sprzątająca wokół jednego z grobów wyznała, że kwiaty czy znicze kupuje w miejscowej kwiaciarni. Zapytana o to, czy jej zdaniem sprzedawcom przy cmentarzach opłaca się prowadzić biznes przy wyższych cenach, odpowiada twierdząco.
– Przypuszczam, że się opłaca. Chyba nie będą musieli zamykać. Tak jak pani mówię, przyjeżdżają ludzie raz w roku i na pewno jaka by cena nie była, to oni to kupią – twierdzi.
Mniej optymistyczne zdanie miał mężczyzna, który pojawił się na cmentarzu chwilę później. Według niego trudno to przewidzieć, ale konkurencja jest taka, że tego typu stragany jednak będzie trzeba zamknąć.
Wymiana wkładu zamiast nowych zniczy
– Ceny są masakryczne. Ale po co kupować znicze, jak można kupić wkład? To nie ma sensu kupować znicza, który się rozbija i potem tylko są śmieci – stwierdza jeden z mężczyzn.
Podobne podejście mają inne osoby odwiedzające cmentarz. Myją znicze i wymieniają wkłady. Potwierdza to sprzedawczyni. Jedna z kobiet mówi, że wkład wymieniła na taki na baterie, bo świeci dłużej i ostatecznie wychodzi taniej niż tradycyjny.
Zauważa też, że mimo wysokich cen sporo osób wciąż stawia dużo zniczy, choć później ogromna ich część jest potem wyrzucana do śmietników. – A to przecież człowiek by wziął, powymieniał, wymył. A ja to na jesień przyniosę, te zaś [z wiosny – red.] ściągnę i tak wymieniam. A tak kupować nowe to nie opłaca się – stwierdza.
Dodaje, że zakupy zrobiła na długo przed 1 listopada, więc obecne ceny zniczy nie dotknęły jej aż tak bardzo.
Czy Polacy kupują tyle, co kiedyś?
Poruszyłam również kwestię tego, czy w związku z wyższymi cenami kupuje się taką samą ilość artykułów, czy ją zmniejsza albo w ogóle się z którychś zrezygnowało. Sprzedawczyni wkładów oraz kwiatów nie ma wątpliwości. – Mniej jest ludzi. Ludzie zaczynają dokonywać wyborów: czy przeżyć, czy kupić kwiatki – mówi bez ogródek.
Pozostali przedstawiają różne opinie. Wielu z nich kupuje tyle samo, co przed podwyżkami cen. Choć wpływają na to również okoliczności – na rocznicę śmierci któregoś z członków rodziny "trzeba coś kupić". Inni nawet gdyby chcieli, to nie stać ich na robienie takich zakupów częściej niż dwa razy do roku.
Jeden ze starszych mężczyzn przyznał, że ceny znacznie wpłynęły na to, jakie robi zakupy przed dniem Wszystkich Świętych.
– Powiem pani tak, zdecydowanie, z ręką na sercu, że kiedyś – rok temu, dwa lata temu, bo my często z żoną chodzimy na cmentarze. Moja rodzina leży na połowie cmentarza w Wadowicach. Świece mieliśmy po trzy, po pięć, a teraz po dwie, po trzy maksymalnie. Wszystko poszło w górę.
Gdzie po zakupy na Wszystkich Świętych?
Tu znów opinie były podzielone. Kilka osób wskazało właśnie na lokalne stoisko przy cmentarzu, jedna czy dwie na również lokalną kwiaciarnię.
– Ceny zdecydowanie się zmieniły. I to bardzo dużo. Kupuję tam, gdzie są najtańsze – śmieje się mężczyzna w podeszłym wieku – A najtańsze są w Oświęcimiu przy cmentarzu – dodaje.
Kolejny rozmówca wypowiedział się, biorąc pod uwagę sytuację sprzedawców, która zależy właśnie od postawy konsumentów.
– Jeśli ktoś jest Polakiem, to [wysokie ceny – red.] przetrzyma – stwierdza. – A jak ktoś jest nie powiem kim, to pójdzie do głupiego marketu, który wywozi pieniądze za granicę.
Jak zmieniły się ceny?
Większość moich rozmówców stwierdziła, że ceny wiązanek, stroików, zniczy oraz wkładów podrożały w podobnym stopniu. Z ich perspektywy żaden nie poszedł w górę najbardziej.
Jedna z kobiet stwierdza jednak, że "stroiki poszły w górę kolosalnie". Znicze w sklepach mają natomiast osiągać podobne co do wysokości ceny. – Nie żeby były one jakoś za bardzo wygórowane. Według mnie na każdą kieszeń – stwierdza.
Zauważa też, że np. stroik kupuje się na dłuższy okres, a nie codziennie czy co miesiąc. Jeden "wystarcza" na pół roku, dlatego jego ceny raczej nie odczuje się zbyt mocno. Koszt jednej wiązanki wylicza na ok. 100-150 zł.
– No a my kupujemy na co dzień, nie tylko na Wszystkich Świętych. No, rośnie cena, ale żeby tak kolosalnie, to nie – odpowiada. Kobieta mówi również, że koszt nie wpłynął na to, ile kupuje artykułów.
– I tak trzeba kupić – dodaje towarzyszący jej mężczyzna.
– No właśnie, trzeba kupić, bo to najbliżsi leżą. Choćby nie wiem, ile one kosztowały, to się kupi – twierdzi.