Elon Musk zadarł z Apple. Pokazali mu, o co chodzi z wolnością słowa
- Elon Musk zdradził, że Apple praktycznie przestało kupować reklamy na Twitterze i zasugerował, że Apple "nienawidzi wolności słowa w Ameryce"
- Użytkownicy Twittera zwrócili uwagę, że jest wręcz przeciwnie, gdyż firma Tima Cooka korzysta z wolności słowa
- Po zmianie właściciela Twitter zmaga się z utratą kluczowych reklamodawców
Apple wstrzymuje reklamy na Twitterze
Elon Musk ma kolejny problem – a jego źródłem jest tym razem najbardziej wartościowa firma świata. Okazuje się, że Apple dołączyło do gigantycznego grona reklamodawców, którzy z powodu chaosu panującego na Twitterze od jego przejęcia przez Muska postanowili zawiesić swoje wydatki reklamowe na platformie.
Utrata pieniędzy Apple musiała szczególnie zaboleć Muska, gdyż poświęcił temu osobny wpis na Twitterze. "Apple praktycznie przestało reklamować się na Twitterze. Czyżby nienawidzili wolności słowa w Ameryce?" – pożalił się swoim obserwującym miliarder, oznaczając przy okazji szefa Apple Tima Cooka.
Odpowiedzi od Cooka na razie Musk się nie doczekał, jednak użytkownicy Twittera pospieszyli z wyjaśnieniami dla szefa platformy na temat tego, na czym tak naprawdę polega wolność słowa.
"Gdy firma wybiera miejsce, w którym chce pokazywać swoje reklamy, korzysta z wolności słowa. Dlaczego nie szanujesz ich wolności słowa?" – zapytał jeden z nich. Inny użytkownik zwrócił uwagę na to, że "wolność słowa nie jest wolnością od konsekwencji". "Apple może korzystać z wolności słowa, nie reklamując się na platformie, która nie traktuje priorytetowo prawdy i faktów. Przeinaczanie prawdy, szerzenie dezinformacji i teorii spiskowych wpływa na bezpieczeństwo użytkowników" – dodał.
Inni pospieszyli z dodatkowym wyjaśnieniem, linkując do przemówienia Tima Cooka z 2018 roku, w którym ostro sprzeciwiał się szerzeniu nienawiści w mediach społecznościowych: – Mamy tylko jedną wiadomość dla tych, którzy chcą szerzyć nienawiść, podziały i przemoc: nie ma dla was miejsca na naszych platformach. Nie macie tu domu – mówił Cook.
Twitter może zbankrutować?
Przed nowym szefem Twittera stoi jednak niezwykle trudne zadanie, jeśli chce przekonać największych reklamodawców do powrotu na platformę. W połowie listopada jego chaotyczne zarządzanie Twitterem sprawiło, że jednak z korporacji straciła praktycznie w jednej chwili miliardy dolarów. Po uruchomieniu usługi Twitter Blue pozwalającej kupić słynną niebieską plakietkę weryfikacji platforma została zalana przez osoby podszywające się pod słynne osoby i duże firmy.
Jedna z nich, udająca farmaceutycznego giganta Eli Lilly and Company, ogłosiła za pomocą "zweryfikowanego" konta, że od teraz insulina będzie darmowa. Fałszywa informacja była podawana setki razy i zyskała popularność w ekspresowym tempie. Na te ruchy zareagowała również giełda. W ciągu 24 godzin cena pojedynczej akcji spółki Eli Lilly spadła o 20 dolarów (z 366 do 345 dolarów). Amerykańskie media szacują, że firma straciła około 20 mld dolarów kapitalizacji rynkowej.
Jednak nieprawdziwy wpis uderzył nie tylko w Eli Lilly. Konsekwencje odczuła również konkurencja. Insulinę dostarczają też Novo Nordisk i Sanofi. W wyniku skandalu na Twitterze ich akcje spadły o odpowiednio 3,5 i 3,4 proc.
Sam Musk zdaje się mieć wątpliwości co do dalszej przyszłości Twittera. Według niego rysuje się ona w czarnych barwach z powodu nadchodzącego spowolnienia gospodarczego oraz uzależnienia platformy od kampanii reklamowych.
"Bez znaczących przychodów z subskrypcji istnieje duża szansa, że Twitter nie przetrwa nadchodzącego spowolnienia gospodarczego. Mniej więcej połowa naszych przychodów musi pochodzić z subskrypcji" – napisał w mailu do pracowników, którego treść ujawnił branżowy serwis platformer.news.