Zarabiamy więcej i to źle? Czesi ostrzegają Polaków, skutki będą dotkliwe

Maria Glinka
21 lipca 2023, 07:49 • 1 minuta czytania
W Polsce po raz pierwszy od roku płace rosną szybciej niż inflacja. Choć z punktu widzenia przeciętnego Kowalskiego to dość dobre informacje, to właśnie przed tym scenariuszem ostrzegał niedawno szef czeskiego banku centralnego. Jego zdaniem wzrost zarobków wyższy niż wzrost cen utrudni walkę z inflacją i uwiąże ją na podwyższonym poziomie.
Czeski bank centralny ostrzega przed skutkami wzrostu płac. Fot. Bartlomiej Magierowski/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Płace rosną szybciej inflacja. Pierwsze takie dane od roku

11,9 proc. rdr. – o tyle w czerwcu 2023 r. wzrosło przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw według najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego (GUS). Tymczasem inflacja w czerwcu 2023 r. wyniosła 11,5 proc. rdr.


W praktyce oznacza to, że statystycznie pensje Polaków rosną szybciej niż wzrost cen. Takiej sytuacji nie było od lipca 2022 r.

Szef czeskiego banku centralnego ostrzega

Scenariusz, który powoli zarysowuje się w Polsce, jest już znany tuż za naszą południową granicą. Jednak wnioski z niego płynące nie są już aż tak korzystne.

Jak donosi portal money.pl, prezes Czeskiego Banku Narodowego Aleš Michl ostrzegał niedawno, że wzrost wynagrodzeń wyższy niż inflacja utrudni walkę ze wzrostem cen. Może także scementować ją na podwyższonym poziomie. Dlaczego? Ponieważ im więcej zarabiamy, tym więcej możemy wydać, a wzrost konsumpcji przeszkadza w tłumieniu wzrostu cen.

Czechom na razie udaje się uniknąć takiego wariantu. – Kluczowa dla przyszłego przebiegu inflacji [popytowej – przyp.red.] konsumpcja gospodarstw domowych spada realnie już sześć kwartałów z rzędu i jest poniżej poziomu sprzed pandemii – przyznał szef czeskiego banku centralnego na początku lipca.

W sytuacji przygaszonego popytu firmy są bowiem zmuszone, aby obniżać ceny, bo nie mogą sprzedać swoich towarów i usług. W takiej sytuacji inflacja spada.

Polska powtórzy scenariusz Czech? Niekoniecznie

Prezes CBN uważa, że najważniejsze jest obecnie zmniejszenie deficytu budżetowego przez rząd. Dzięki temu na rynek trafi mniej pieniądza, a więc wpłynie to pozytywnie na walkę ze wzrostem cen.

I Czesi mają już na tym polu sukcesy. Szacunki wskazują, że nasi południowi sąsiedzi dobrną do celu inflacyjnego (2 proc.) w połowie przyszłego roku. Zdaniem Narodowego Banku Polskiego (NBP) nasz kraj osiągnie ten cel (2,5 proc. z odchyleniem o 1 pkt. proc. w górę lub dół) dopiero półtora roku później.

Przed negatywnymi skutkami szybciej rosnących płac niż cen ostrzegają też analitycy największego banku w Polsce. – Ponowny wzrost wynagrodzeń w ujęciu realnym przy rekordowo niskim bezrobociu i poprawiających się nastrojach konsumentów, jest podstawą oczekiwanego przez nas w drugiej połowie 2023 r. ożywienia popytu konsumpcyjnego – przewidują ekonomiści PKO BP, cytowani przez money.pl.

Z kolei analitycy z Credit Agricole uważają, że w kolejnych miesiącach wzrost płac będzie lekko spadał, więc możemy uniknąć nakręcania się spirali płacowo-cenowej. Innego zdania jest Mariusz Zielonka, ekonomista Konfederacji Lewiatan, który uważa, że "już do końca roku wynagrodzenia realne będą rosły", a na rynku pracy zagości "lekki kryzys".

Średnie zarobki wg GUS to mit

Jak już informowaliśmy w INNPoland.pl dane GUS dotyczące przeciętnego wynagrodzenia w Polsce nie oddają pełnego obrazu zarobków Polaków. Około dwie trzecie obywateli zarabia bowiem mniej, niż podaje urząd.

Powodów jest kilka. Pierwszy jest taki, że GUS liczy zarobki w tzw. sektorze przedsiębiorstw, czyli firmach zatrudniających przynajmniej 10 osób. Ze statystyk wypadają więc wszystkie małe firmy, na ogół płacące gorzej niż duże.

W szacunkach GUS brakuje też wynagrodzeń m.in. w administracji publicznej, edukacji, opiece zdrowotnej, pomocy społecznej. W rezultacie średnie wynagrodzenie w praktyce wyliczane jest na podstawie zarobków 6,5 mln pracowników, podczas gdy w sumie pracuje w Polsce prawie 17 mln osób.