– Prawie nikt z guru samorozwoju nie ostrzega, że jak z każdym apetytem można przegiąć, przejeść się i dostać niestrawności – stwierdza Igor Mróz, project manager i szkoleniowiec, opisując swoją przygodę z rozwojem osobistym. Gorączka samorozwoju ogarnęła wielu ambitnych i przedsiębiorczych ludzi. Niektórzy tak bardzo stracili dla niego głowę, że pod rozwój osobisty zaczęli podporządkowywać całe życie, w efekcie - zamiast pomóc - tylko sobie szkodząc.
Gorączka rozwoju osobistego
Nie sposób zakwestionować opinii, że rozwijać się należy. Jednak mainstreamowy „rozwój osobisty” jest tematem zgoła odmiennym od nieświadomego, zwykłego dorastania i zdobywania wiedzy w miarę upływu lat.
Przede wszystkim, jak zauważa Encyklopedia Zarządzania, jest świadomy i usystematyzowany. Jednak jak to bywa z ideami, również samorozwój - choć niekiedy bolesny, to sam w sobie potrzebny i pomocny - w ciągu ostatnich kilku lat został skomercjalizowany i sprzedany w formie drogich szkoleń, książek, podcastów czy motywacyjnych sesji. Wiadomo - popyt napędza podaż. Tym bardziej, że historii osiągających sukcesy biznesmenów, którzy zdobyli to, co zdobyli dzięki rozwojowi osobistemu, jest na pęczki.
Wyjątkowo ambitni potrafią zrobić z rozwoju osobistego życiową mantrę. Tak bardzo chcą być lepsi, że w pewnym momencie ich praca nad sobą zmienia się w nałóg. Po powrocie z biura nie odpoczywają - przecież to marnotrawstwo czasu - tylko zakładają na uszy słuchawki i idą pobiegać, słuchając kolejnego podcastu o tym, w jaki sposób jeszcze lepiej zarządzać samymi sobą.
Nadmiar może zaszkodzić
Igor Mróz, project manager, bloger, autor szkoleń pod szyldem "Zero Bullshit Management" dopiero niedawno zdał sobie sprawę, jak bardzo przesyt rozwoju osobistego namieszał mu w życiu, co opisał w szczerym tekście na swojej stronie.
– Niespodziewanie nadmiar rozwoju osobistego poważnie podkopał moją pewność siebie – wyznaje w rozmowie z INNPoland.pl. – Jeśli korzysta się z niego umiejętnie i z umiarem, to człowiek autentycznie lepiej radzi sobie w życiu. Jednak nieustanne czytanie, słuchanie, oglądanie treści o tym, jak być lepszym, może wpędzić w kierat i w końcu doprowadzić do myślenia, że wszystko robi się źle. Bo przecież można lepiej – zauważa.
Jak wspomina mężczyzna, latami ta strategia sprawdzała się świetnie - kariera, sukcesy, zdrowie, sprawność fizyczna i lepsze relacje. Jednak jakieś kilkanaście miesięcy temu stopniowo i niepostrzeżenie wszystko to zaczęło zmierzać w złą stronę. Nadmiar treści o samorozwoju i dążenie do doskonałości obudziły w nim „wewnętrznego krytyka na sterydach i z przytupem”.
– Nie pozwalałem sobie na to, by czegoś nie wiedzieć czy zrobić coś nieidealnie. Nieustannie chodziłem zestresowany i strofowałem się za każdą pomyłkę. Świtało mi z tyłu głowy, że chyba czasem przeginam, ale karmiony historiami tych, co mogą jeszcze szybciej, więcej i lepiej, nie pozwalałem sobie na chwilę słabości. Dojechały mnie dopiero objawy psychosomatyczne. Okazało się, że bóle żołądka, bezsenność, skurcze, alergie i problemy z regeneracją mają jedno wspólne źródło - stres. Stres, w który sam się wpędzam – opowiada.
Zbyt ambitni i perfekcyjni
Jak zauważa dr Beata Kozak, psycholog Uniwersytetu SWPS w Katowicach, rozwój osobisty potrzebuje umiaru, bo - tak jak wszystko wykonywane bez powściągliwości - może zaszkodzić. Wielu jej klientów podczas procesu coachingowego narzuca sobie zbyt ambitne cele, podczas gdy do odczucia wyraźnej różnicy w ich życiu wystarczyłby jeden mały krok.
– Ambitne cele nierzadko okazują się mało realne. Wtedy przychodzi rozczarowanie i rozwój wiąże się z przeżywaniem negatywnych emocji, niezadowoleniem z siebie. W taką pułapkę najczęściej wpadają osoby otwarte na nowe doświadczenia, gotowe do testowania siebie w różnych sytuacjach oraz ekstrawertycy i perfekcjoniści – wyjaśnia ekspertka w rozmowie z INNPoland.pl.
Bywa, że rozwój osobisty staje się celem samym w sobie, a osoby zaangażowane w pracę nad sobą, organizują całe swoje życie wokół szukania okazji do rozwoju.
– Następuje przesunięcie uwagi życiowej w kierunku udziału w warsztatach, procesach coachingowych, czytania książek, zdobywania wiedzy. Bywają nawet przypadki uzależnienia od różnego rodzaju przedsięwzięć rozwojowych - udział w eventach czy warsztatach rozwojowych, staje się jedyną motywacją w życiu i jedynym, bardzo wąskim źródłem zadowolenia i dobrego samopoczucia – tłumaczy psycholog.
Hobby? Rozwój osobisty
Bliscy Igora Mroza oczywiście widzieli, że coś jest nie tak. Zaczęło się przekonywanie, by wyluzował i odpuścił. Koleżanka podesłała mu fragment filmu „American Psycho”, w którym Patrick Bateman prezentuje swój poranny rytuał, z wiadomością: „To o tobie”. Ktoś inny, podsuwając ciastka, namawiał, by zerwał z idealnie zdrową dietą.
– Takie dobre rady można - za przeproszeniem - o kant dupy potłuc. Masz konkretny przepis na życie, który przecież świetnie działa! Ci sami znajomi, którzy ci doradzają, podziwiają cię za sukcesy, które odnosisz właśnie dzięki swojej uber-determinacji. Traktujesz więc takie uwagi jak przytyki, a w najlepszym razie niechciane porady ludzi, którzy cię nie rozumieją. Historię Patricka Batemana odebrałem jako... komplement - gość ma idealne ciało, piękne mieszkanie na Manhattanie, wspaniałą pracę, potrafi odizolować się od emocji. Ideał! – wspomina z gorzką ironią Igor.
W działaniach rozwojowych kluczowy jest umiar. Jak tłumaczy dr Kozak, ważne, aby dokonywać rozwoju stopniowo. Zdobyte podczas samorozwoju nowe odkrycia należy najpierw zintegrować z samym sobą, wprowadzić je do własnego życia i dopiero po tym, jak „nowe staje się już znanym” podejmować kolejne kroki rozwojowe.
– Jeśli chcemy za dużo w zbyt krótkim czasie, działania te prowadzą do dezintegracji i powodują poczucie przytłoczenia – mówi.
Ludzie masturbują się wiedzą
Gorączka samorozwoju nie ominęła również Marcina*, warszawskiego programisty. Choć, jak przekonuje, udział w mainstreamowym rozwoju osobistym przyniósł mu wiele dobrego i bez niego nie osiągnąłby tego, kim jest dzisiaj, to przyznaje, że w pewnym momencie przesadził z liczbą szkoleń i rozwojowych treści.
– Rozwój osobisty jest jak trening samego siebie, więc łatwo mi to porównać do sportu. W pewnym momencie zacząłem trenować zbyt wiele w zbyt wielu dyscyplinach. Jakbym był na boisku piłkarskim napastnikiem, obrońcą i dodatkowo trenerem na ławce – wspomina.
Po kilku intensywnych latach szkoleń i eventów, Marcin zauważył, że znajduje się wśród trenerów, którzy tylko go trenowali, nie sprawdzając postępów. – Problem nie leżał w ich wiedzy, ale w sposobie treningu, który sam w sobie polegał na trenowaniu, a nie na monitorowaniu rozwoju. Nie sprawdzali, czy się rzeczywiście rozwijamy, bylebyśmy się szkolili i czuli się z tym dobrze – przypomina sobie.
– Kiedy się obudziłem? Refleksja przyszła, gdy usłyszałem, że ludzie dziś za bardzo masturbują się wiedzą, bo jest to cholernie przyjemne. Chcą się dużo nauczyć, więc wydają kilka koła na szkolenie i potem myślą, że są bogami. Na szkoleniach sprzedaje im się dopaminę w wersji: „w szkole i na studiach uczyłeś się głupot, dopiero teraz będziesz mądry”. My to łykamy i zamiast inwestować w siebie, przeinwestowujemy – twierdzi.
Rozpad relacji
Rozwój osobisty tak bardzo potrafi zawładnąć życiem, że może doprowadzić np. do popsucia relacji z najbliższymi. – Trafiają do mnie osoby, którym porozpadały się relacje, gdyż ich partnerzy nie byli tak mocno zaangażowani i nie rozumieli potrzeby ciągłego rozwoju swoich partnerów – wskazuje psycholog.
– Mój były chłopak był bardzo wkręcony w rozwój osobisty, wszędzie po naszym mieszkaniu walały się książki w stylu: "Ekstraproduktywność w 5 sekund" czy "Zostań lepszą wersją siebie" – ironizuje Kamila* z Warszawy. – Codziennie rano tworzył listę obowiązków do zrobienia, a wieczorem odznaczał, co udało mu się zrobić. Każdą minutę miał zaplanowaną jak w zegarku i bardzo sobie wyrzucał, gdy ominął jakąś pozycję z listy – mówi.
Jak wspomina, w pewnym momencie partner zaczął jej samej wytykać lenistwo i rozwojową apatię. – Kiedy on szedł grać w squasha z kolegami z pracy, ja zostawałam w domu i oglądałam serial. Wieczorami, leżąc w łóżku, robił notatki z webinara, a ja szłam spać. Docinał mi, niby w żartach, że leniuszek ze mnie i może coś bym z tym zrobiła, ale wiedziałam, że próbuje mnie zmotywować. Podsuwał mi pod nos książki, jak powinnam lepiej zarządzać swoim czasem – opowiada.
Niedługo potem Kamila i jej chłopak rozstali się. Dziewczyna rozpad związku tłumaczy różnicą charakterów i celów życiowych. Choć nie sądzi, że głównym winowajcą był rozwój osobisty, to nie umniejsza jego roli w decyzji o podążaniu innymi ścieżkami. – On chyba nadal tak intensywnie inwestuje w siebie, a ja mogę w spokoju oglądać seriale i leniuchować – śmieje się.
Czas na odpoczynek
Dziś Marcin wycofał się publicznej areny treningowej. To, co reprezentuje sobą, jest już dla niego wystarczające. Zwolnił, chce posłuchać samego siebie. Do rozwoju osobistego planuje jeszcze wrócić, jako do pracy u podstaw i spokojnego szlifowania umiejętności.
Igor pierwszy krok do poradzenia sobie z problemem - czyli zdanie sobie z niego sprawy - ma już za sobą. Podobnie jak Marcin, intensywny rozwój osobisty na razie odłożył na półkę "Na później". Nie zamierza szukać pomocy psychologicznej.
– Terapia znowu kojarzy mi się z rozwojem i kolejnymi mądrościami na temat tego z czym mam problem i gdzie jestem nie taki. A ja jestem naprawdę mądrym i ogarniętym facetem, który trochę zagubił się w tym pędzie. Planuję zająć się odpoczywaniem, odpuszczaniem i jedzeniem lodów. Wszystkim, na co przez ostatnie lata nie miałem czasu. Czuję, że właśnie to, a nie kolejne grzebanie w głowie, będzie dla mnie najlepszą terapią – podsumowuje.
*imiona Kamili i Marcina zostały zmienione na prośbę rozmówców