Życie za pensję minimalną to często życie na krawędzi ubóstwa. Egzystencja tych, którzy zarabiają ustawowe minimum, często jest pełna wyrzeczeń i skrupulatnego liczenia, a wśród młodych ludzi wkraczających w dorosłość nierzadko wymaga wspomagania przez zamożniejszych krewnych. Jednak to, co dla jednego jest bliskie nędzy, dla drugiego może być normalną, codzienną doczesnością. Wszystko rozbija się o poczucie godności.
Przypominamy najlepsze teksty INNPoland.pl, które cieszył się największą popularnością
Bez pomocy ani rusz
Ola nie załapała się na stypendium socjalne, więc podczas studiów pedagogicznych przez półtora roku pracowała w krakowskiej instytucji kultury, gdzie zarabiała minimalną krajową. Na rozmowie kwalifikacyjnej przyszła szefowa tak bardzo ją onieśmieliła, że nie potrafiła wynegocjować nic więcej. Twierdzi, że gdyby nie dzieliła rachunków za wynajem pokoju ze swoim chłopakiem i nie otrzymywała od rodziców dodatkowego finansowego wsparcia, nie wyżyłaby za te pieniądze.
– Moi rodzice mieszkają na wsi i do najbogatszych nie należą, więc sama im zaproponowałam, że znajdę pracę i część kosztów wezmę na siebie. Chodziło o to, żeby trochę ich odciążyć finansowo. Moje studia nie były tak wymagające, więc mogłam się tym dodatkowo zająć i uciułać trochę grosza – opowiada.
Pochodząca z podlaskiego miasta Iza dziś pracuje w rejestracji warszawskiej sieci prywatnych przychodni. Otrzymuje 2200 złotych na rękę. Przyznaje, że praca sama w sobie do najgorszych nie należy, ale chętnie zarabiałaby więcej, bo pacjenci znęcają się psychicznie nad pracownikami z rejestracji, a szefostwo nie dba o ich potrzeby.
– Mieszkam z mężem, więc jakoś dzielimy się kosztami wynajmu na pół. Ale ciężko się żyje ze świadomością, że musisz dusić kasę, żeby wystarczyło do końca miesiąca. Czasem moi rodzice mi pomagają, jak pojawią się jakieś nieplanowane wydatki, typu leki. Nie jest to godne życie – tłumaczy kobieta.
Iza od dłuższego czasu myśli nad zmianą pracy, ale niedługo przyjdzie jej spłacać kredyt za mieszkanie. W obecnym miejscu zatrudnienia trzyma ją tylko umowa o pracę.
– Gdy człowiek ma pensję minimalną, a chce żyć na jakimś poziomie, robi różne absurdalne rzeczy. Z tych czasów pamiętam taką sztuczkę: gdy ważyłem pomidory na wadze samoobsługowej, to podtrzymywałem torebkę nad kasą, by zaoszczędzić chociażby te 50 groszy – wspomina Mariusz, dziś menedżer warszawskiej firmy.
Życie na minimum
Analitycy serwisu Picodi.com podjęli się katorżniczego zadania – sprawdzili, czy pensja minimalna w Polsce i innych krajach posiadających ten mechanizm jest w stanie zapewnić minimalny komfort osobie, która ją otrzymuje. Wyniki okazały się dość optymistyczne dla Polaków.
Na potrzebę badania stworzono koszyk produktów, będących w stanie zaspokoić zapotrzebowanie dorosłej osoby na niezbędne składniki odżywcze. Na liście znalazło się zatem 10 litrów mleka (24,20 zł), 10 bochenków chleba po 500 g (29,10 zł, 1,5 kg ryżu (4,98 zł), 20 sztuk jajek (12,53 zł), kilogram sera (23,41 zł), 6 kg drobiu i wołowiny (148,50 zł), 6 kg owoców (24,08 zł) oraz 8 kg warzyw (25,03 zł).
Wartość koszyka podstawowych produktów żywnościowych wynosi zatem 291 zł 83 gr. Jako że płaca minimalna netto w Polsce w 2020 roku wynosi 1878 złotych (2600 brutto), to minimalny koszyk produktów stanowi 15,5 proc. tego wynagrodzenia. To oznacza, że jeden dorosły człowiek, wynajmujący pokój o niskim standardzie w Warszawie (ok. 600-700 złotych), poruszający się komunikacją miejską (110 złotych) dość swobodnie przeżyje miesiąc na minimalnej pensji.
Tylko jakie to będzie życie? I jak takie wynagrodzenie miałoby obsługiwać samotną matkę z dzieckiem lub rodzinę wielodzietną?
Godne życie za minimalną krajową
14 proc. Polaków zarabia równowartość minimalnego wynagrodzenia lub mniej według opracowania Eurofund. To sporo powyżej unijnej średniej, która wynosi trochę ponad 7 proc.
Komisja Europejska uważa, że każdy Europejczyk powinien dostawać wynagrodzenie gwarantujące godne życie. Nieoficjalnie mówi się, że w związku z tym zamierza legislacyjnie dostosować pensję minimalną do poziomu życia w danym kraju i ustalić ją na poziomie 60 proc. krajowej średniej, jak podaje „Dziennik Gazeta Prawna”.
– Pytanie, jak pensja minimalna ma się do godnego życia – zastanawia się w rozmowie z INNPoland.pl dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekspertka Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego.
Jak wskazuje, każdy Polak zupełnie inaczej definiuje pojęcie godnego życia. Dla jednego jest to możliwość przygotowania codziennie ciepłego obiadu dla całej rodziny,dla kogoś innego godność utożsamia się z wychodzeniem pięć razy w tygodniu do drogiej restauracji.
– Nie możemy odnosić czegoś, co jest konkretne, czyli wynagrodzenia za pracę do oceny pojęcia abstrakcyjnego, jaką jest ludzka godność. Jeśli jednak już próbujemy szukać jakiegoś uwspólnienia tego, czym jest godne życie, to są to dostęp do opieki zdrowotnej, edukacji na dobrym poziomie i czyste środowisko. Za te trzy rzeczy powinno odpowiadać państwo, reszta jest kwestią indywidualnych potrzeb – stwierdza.
– Godne życie to takie, które nie odstaje od średniej – mówi nam Weronika, dziś lekarka rezydentka na specjalizacji chirurgii ogólnej. – Nie mówię o jakichś luksusach, ale o tym, żeby mieć schludne, wygodne mieszkanie i żyć normalnie, bez wyliczania każdej złotówki. Gdy byłam lekarką stażystką to zarabiałam minimalną krajową i praca za takie pieniądze nie pozwalała na godne życie. Aby się samodzielnie utrzymać, musiałam pracować dodatkowo na pół etatu – wspomina.
Godność dla każdego jest czymś innym
Dr hab. Kazimierz Frieske z katedry Socjologii Zmiany Społecznej Akademii Pedagogiki Specjalnej przekonuje, że w biednych rodzinach niektóre wydatki na pierwszy rzut oka wydają się niekonieczne. Jednak po bliższym przyjrzeniu okazują się niezbędne, bo mają charakter godnościowy i chroniący pewien status.
– W biednej rodzinie z województwa świętokrzyskiego, którą badałem kilka lat temu, jednym z codziennych wydatków było kilka złotych wręczane dziecku do szkoły. Maluch po drodze na zajęcia zachodził z kolegami na zakupy do marketu, by kupić jakieś bułki z dodatkami. W strukturze budżetu tej rodziny takie dwie bułki dzień w dzień były sporym wydatkiem, który można było łatwo zmniejszyć, robiąc mu zdrowszą kanapkę – opowiada.
– Okazało się jednak, że kupowanie tych bułek nie miało charakteru konsumpcyjnego, a statusowy. Chodziło o to, żeby dziecko mogło pokazać w szkole kolegom, że nie jest gorsze i je również na coś stać – dodaje profesor.
Wskazuje, że pojęcie godności życia ludzi ubogich jest względne i nie sposób określić jej za pomocą wysokości pensji minimalnej.
– Ludzie biedni są zazwyczaj są dość słabo wykształceni i nie myślą w kategoriach godności. To inteligencki wymysł, którym zwykle posługują się ekonomiści - mają jakieś kwoty i arbitralnie decydują, za jakie pieniądze można żyć godnie, a za jakie nie. Nie tędy droga. Trzeba się przyjrzeć temu, jak ci ludzie o relatywnie niskich dochodach żyją, myślą. Nawet przy bardzo niskiej pensji można się znakomicie zajmować własnymi dziećmi i własnym gospodarstwem domowym – wyjaśnia.
*imiona bohaterów historii zostały zmienione na ich prośbę