Gazprom zakręca kurek. To Putin zdecyduje, czy wystarczy nam gazu na zimęZapasy gazu w magazynach nie są nieskończone. Ceny rosną Kreml toczy swoją grę, Europa nie zdąży się uniezależnić
Tegoroczna zima będzie trudna zarówno dla gospodarstw domowych, jak i przedsiębiorstw. 2 września Gazprom poinformował, że dostawy do Niemiec gazociągiem Nord Stream 1 nie zostaną wznowione. Oficjalnie winnym ma być "usterka" i "wyciek", terminu naprawy nie podano. To rzecz jasna rosyjski szantaż energetyczny i pokaz siły Putina, który to będzie trzymał w ryzach europejską zimę. Magazyny będą pustoszały, a ceny gazu drastycznie wzrosną.
Informacja z piątku zaskoczyła rynki, euro zanotowało mocne spadki, wobec czego słabnie również złoty, co tylko utrudnia kontraktowanie gazu, bo ten staje się jeszcze droższy. Już w poniedziałek 5 września na giełdach gaz drożał o ponad 30 proc., a w piku nawet blisko 40 proc.
Piotr Kuczyński, ekonomista i analityk DI Xelion w rozmowie z INNPoland podkreśla, że decyzja Gazpromu, czyli tak naprawdę Kremla, to odpowiedź na decyzję podjętą przez państwa grupy G7, czyli ustalenie limitów na ceny ropy z Rosji.
– Decyzję Gazpromu wiążę bezpośrednio z tym, co postanowiły państwa G7, czyli nałożenie ograniczenia cenowego na ropę sprowadzaną drogą morską z Rosji po 5 grudnia tego roku. To, że Gazprom natychmiast, tego samego dnia poinformował, że coś się zepsuło i kurka nie odkręci, to jest retorsja za to. To jest oczywiste. Tegoroczna zima niewątpliwie będzie w rękach Putina – zauważa Kuczyński.
Jak dodaje, z komunikatu G7 wynika, że państwa te nie wiedzą, jak na limity cenowe zareagują Chiny i Indie, czyli biznesowi partnerzy Rosji. – Nie wiedzą, to im podpowiem. Chiny i Indie będą miały w nosie ten zakaz i wiedzą to wszyscy, tylko nie ci, którzy podjęli te arcymądre decyzje. A czy Kreml będzie sprzedawał ropę po wskazanych przez G7 cenach? Również odpowiadam - nie będzie – podkreśla ekonomista.
Zdaniem Kuczyńskiego, decyzja Rosji już zaczyna uderzać w Polskę, bo Niemcy boją się, że przez zakręcenie Nord Stream 1 zacznie im brakować gazu, więc ograniczają dostawy poza kraj. Jak podkreśla ekonomista, Polska tylko pozornie jest w dobrej sytuacji, bo niby ma zapasy w zapełnionych magazynach, a także w perspektywie może odbierać gaz poprzez Baltic Pipe, problem jednak w tym, że nie podpisaliśmy jeszcze żadnego kontraktu na gaz odbierany tą drogą.
Czytaj także:– Dlatego rzeczywiście tej zimy wszystko jest w rękach Moskwy, w rękach Kremla. Zakładam, że jeżeli nie będzie podczas wojny żadnych szaleńczych ruchów, to Gazprom odkręci i coś będzie dostarczał. Na pewno nie w pełnej mocy i na pewno drogo, ale nie zamarzniemy — mówi ekspert.
Choć PGNiG zapewnia, że gaz z Niemiec wciąż płynie (choć w mniejszych ilościach), a krajowe rezerwy na zimę jeszcze nie zostały uruchomione do bieżącego zużycia, to sytuacja jest daleka od spokojnej.
– To, że Niemcy mają wypełnione magazyny w 85 proc. - dobrze, ale to im wystarczy na dwa-trzy miesiące. Listopad, grudzień i może połowa stycznia, i co dalej? Zima jest trochę dłuższa. W związku z tym będzie problem, a będzie to okupione wzrostem cen, bo te będą bardzo wysokie. Bawi się z nami Putin jak kot z myszką – podkreśla Kuczyński i dodaje, że wszystko w rękach Gazpromu. Ten może wydać komunikat, że z "usterką" się uporał i puścić gaz, albo udawać, że awaria jest poważna i nie wie, kiedy wznowi dostawy.
W dobie kryzysu, inflacji, spowolnienia gospodarczego i rosnących kosztów życia, energetyczne spółki Skarbu Państwa rosną w siłę i zarabiają jak nigdy. Tylko PGNiG pochwaliła się tym, że w ciągu pierwszego półrocza 2022 zarobiła na czysto 4,8 mld zł, czyli dwa razy więcej niż rok wcześniej.
Z jednej strony wojna wytoczona Ukrainie przez Rosję wpływa na ceny energii, z drugiej jest gra spekulacyjna i zarabianie na kryzysie energetycznym. W tym, gdy spółki, które właściwie są monopolistami w Polsce, mogą narzucać ceny, kumulują też zyski. Wokół tej gry toczy się jeszcze jedna gra — polityczna.
Opozycja grzmi, że zyski państwowych koncernów są niemoralne, władza zapewnia, że nie zdziera kasy z obywateli i będzie pomagała dopłatami. Sama PGNiG gigantyczne zyski tłumaczy "sytuacją na europejskim rynku".
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl W oficjalnej odpowiedzi gazowej spółki na wystąpienie Donalda Tuska czytamy: "PGNiG Obrót Detaliczny jak każda spółka prawa handlowego musi uwzględniać w ofercie cenę, po której kupuje paliwo gazowe. Jednakże oferta nie jest wiążąca umową i tak jak i my, tak i nasi Klienci obserwując sytuację na giełdzie, mogą wybrać ofertę w innym, bardziej korzystnym momencie".
Pytanie, kiedy nadejdzie ten bardziej korzystny moment. Prawdą jest, że odbiorcy przemysłowi mogą kontraktować ceny gazu na dłuższy termin, co jednak jest droższe od ceny bieżącej, ale pozwala zabezpieczyć się przed nagłymi wzrostami. Teraz jednak po ptakach, taniej energii i paliw nie ma się co szybko spodziewać. Jednak rządzący bardziej niż leczyć, powinni zapobiegać.
– Zgadzam się z tymi, którzy mówią, że te spółki nie powinny tyle zarabiać. Niemcy uruchomiły kolejny pakiet pomocowy, duża część ma pochodzić z opodatkowania zysków koncernów energetycznych. To jest słuszne. U nas to banalna sprawa, wszystko są to koncerny kontrolowane przez Skarb Państwa, można im błyskawicznie te miliardy zabrać i wspomóc tych, którzy tego potrzebują, ale tylko tym, bo ja – nawet jak gaz zdrożeje o 100 proc. to sobie dam radę, ale są osoby, które sobie rady z tym nie dadzą i im trzeba pomóc – podkreśla analityk DI Xelion.
Z drugiej strony można pomyśleć, że dzięki tym "nadzwyczajnym" zyskom spółki te będą miały zabezpieczony budżet na zakup energii po wyższych cenach, na właśnie takie sytuacje, gdy Putin zakręca kurek i gaz ostro drożeje.
– I to jest dylemat. Dlatego, że rzeczywiście mogą tak powiedzieć. Jednak pytanie, ile im potrzeba, by zakupić ten droższy gaz i po ile go będą sprzedawali, czy marże będą zerowe bądź minimalne. Jeśli coś jest w rękach Skarbu Państwa to łatwo to ustalić tak, by było to z korzyścią dla konsumenta, bo to konsument jest teraz najważniejszy, ale też fabryki, które potrzebują gazu do produkcji. To trzeba odgórnie, w rządzie ustalić, ale ten rząd jest dramatycznie nieporadny – twierdzi Kuczyński.
Putin, reagując na zachodnie sankcje, mocniej otworzył się na Chiny, a te jeszcze mocniej otwierają się na rosyjski gaz. Zdaniem Piotra Kuczyńskiego, teraz Rosja będzie jeszcze bardziej szła w kierunku Chin i Indii, jeszcze szybciej będzie budowała rurociągi i gazociągi do Chin, i jeszcze bardziej będzie rozwijała handel drogą morską z Indiami.
– Indyjskie rafinerie zwiększyły produkcję trzykrotnie, bo kupują ropę z Rosji, przerabiają i sprzedają, a my będziemy potem kupować tę rzekomo hinduską benzynę, która będzie produkowana z rosyjskiej ropy – podkreśla ekonomista.
Jego zdaniem, takie ruchy co prawda nie przyniosą natychmiastowych zysków, ale w kilka lat pozwolą Rosji uniezależnić się od kapitału z Europy. Pytanie, co zrobi Europa.
Unia Europejska pracuje nad uniezależnieniem się od gazu i ropy z Rosji. M.in. poprzez wspomniany wyżej Baltic Pipe taką niezależność stara się też uzyskać Polska. To jednak zajmie długie miesiące, a w przypadku bardziej poważnych inwestycji nawet lata. W tym czasie będziemy nieco w potrzasku Putina.
– Na tę zimę nie zdążymy, nie ma cudów. Jak Kreml nas będzie chciał zamrozić, to zamrozi. A na przyszłość to OZE jest naprawdę jedynym ratunkiem. Jeśli nie chcemy podlegać szantażowi rosyjskiemu, bo to jest broń energetyczna. Chcąc pozbawić Rosji tej broni, musimy mieć własne źródła. Ropy jest za mało, więc trzeba to zastąpić energią odzyskiwalną, ale też energią atomową, która jest łatwa do produkowania i magazynowania, jak już się tę elektrownię postawi, i nie jest zależna od wiatru czy słońca – podkreśla ekonomista Piotr Kuczyński.
Działać jednak trzeba tu i teraz, Unia Europejska dostrzega tę potrzebę, bo ceny gazu, energii i paliw drastycznie rosną w wielu unijnych krajach. Dlatego też już 9 września w Brukseli odbędzie się "nadzwyczajne posiedzenie Rady Energetycznej".
– Musimy naprawić rynek energii. Rozwiązanie na poziomie unijnym będzie najlepszym, jakie możemy mieć – poinformował Jozef Sikela, minister przemysłu i handlu Czech, które 1 lipca przejęły prezydencję Rady UE.
– Przed 24 lutego twierdziłem, że tej wojny nie będzie, bo to się nikomu nie opłacało, to było nielogiczne, tak samo, jak długa wojna. Jednak w tej chwili myślę, że przedłużanie wojny może być na rękę Putinowi i może chodzić o to, by raz poluzować, raz zakręcić ten kurek, by było coraz trudniej, by to europejski lud wywołał presję na swoich rządzących i by powstała też presja nie na Rosję, tylko na Ukrainę, by się dogadać – podsumowuje Piotr Kuczyński.
Piątkowe spotkanie unijnych liderów może być kluczowe w kontekście szybkiego reagowania na energetyczny kryzys, a ustalenia z niego płynące – zdaniem unijnych polityków – doprowadzą do opanowania sytuacji z rosnącymi cenami gazu. Krótkoterminowo nie ma jednak wątpliwości, że za agresywne działania Putina zapłacimy wszyscy – w postaci wzrostu rachunków.