![Zakaz "wegemięsa"? Europosłowie robią z nas skończonych idiotów [OPINIA] Na zdjęciu widać burgera, częściowo zakrytego granatową flagą Unii Europejskiej z żółtymi gwiazdami. Flaga faluje, a w tle panuje ciemność, która podkreśla kolory.](https://m.innpoland.pl/48c11f58df594832f0c67b14ba7a81ce,1920,0,0,0.webp)
Parlament Europejski zdecydował, że nazwy takie jak kiełbasa czy hamburger będą zarezerwowane wyłącznie dla produktów mięsnych. Koniec "wegekiełbas" i "wegeburgerów" w Unii. Dlaczego? Argumentów za wprowadzeniem zakazu było kilka i trudno wybrać, który jest bardziej kuriozalny. Łączy je jedno: obrażają naszą inteligencję.
"Stek jest zrobiony z mięsa – kropka. Używanie tych nazw tylko w odniesieniu do prawdziwego mięsa zapewnia uczciwość etykiet, chroni rolników i podtrzymuje europejskie tradycje kulinarne" – mówiła Celine Imart, posłanka Europejskiej Partii Ludowej (EPL), odpowiedzialna za podjęcie tej sprawy przez Parlament.
Podobne argumenty padały na temat określeń takich jak "mleko" czy "jogurt" do opisywania produktów roślinnych. UE uzasadnia zakaz po pierwsze ochroną konsumenta, który rzekomo może pomylić produkty i przez przypadek kupić roślinną alternatywę, a po drugie zapewnianiem "uczciwej konkurencji".
Przyznam, że częściowo zaskoczyły mnie te argumenty. Najczęściej słyszałem tylko różne warianty pierwszej części wypowiedzi Imart: "Stek jest zrobiony z mięsa i kropka". Czyli: "mleko pochodzi od zwierząt, nie orzechów" itp. Okazuje się jednak, że większość polityków z Parlamentu Europejskiego ma nas wszystkich za skończonych idiotów.
Co więcej, przyznają to sami europosłowie, gdy krytycznie oceniają wprowadzanie policji językowej. Robią to nawet partyjni koledzy Celine Imart.
"Nie powinniśmy robić z konsumentów idiotów. Jeśli na opakowaniu jest napisane ‘wegetariański burger’ lub ‘wegetariańska kiełbasa’, każdy może sam zdecydować, czy chce to kupić, czy nie. Wierzę i mam nadzieję, że dyskusja zakończy się fiaskiem" – powiedział Peter Liese, poseł EPL cytowany przez "Deutche Welle".
Spróbujmy jednak przez chwilę poudawać, że wynik ostatniego głosowania w sprawie sznycli nie jest efektem działania potężnego lobby branży mięsnej i weźmy argumenty polityków na poważnie.
Biedni producenci mięsa i głupi konsumenci
Zacznijmy od kluczowego argumentu ostatniej debaty w Parlamencie Europejskim – troski o konsumenta. Ten mógłby potencjalnie kupić przez przypadek roślinną alternatywę dla mięsa, co według parlamentarzystów mogłoby być uznane za wprowadzanie w błąd. Jest to jednak tylko założenie, które nie znajduje potwierdzenia w badaniach. Jest wręcz przeciwnie.
Z badania Europejskiej Organizacji Konsumentów (BEUC) z 2020 roku wynika, że aż 70 proc. konsumentów nie widzi problemu w używaniu określeń tradycyjnie stosowanych do produktów mięsnych wobec ich roślinnych alternatyw. Pod warunkiem że są one jasno oznaczone jako wegetariańskie lub wegańskie, a taki wymóg już przecież obowiązuje w Europie.
"Badania pokazują, że konsumenci nie mylą się przy półkach sklepowych. Są w stanie dzięki używanemu dotychczas nazewnictwu odnaleźć produkt roślinny, który odpowiada ich oczekiwaniom i smakowi, który kojarzą na bazie znajomości produktów mięsnych" – mówi w rozmowie z "OKO.press" Karolina Centkowska z RoślinnieJemy. Wniosek? Nie jesteśmy głupi; wiemy, że wegeburger nie zawiera mięsa. Europosłowie nie muszą się nad nami pochylać, bo ich troska jest zupełnie niepotrzebna. Doprecyzuję: jest niepotrzebna nam, konsumentom. Co innego w przypadku lobby mięsnego.
A co z argumentem o "ochronie przemysłu mięsnego"? Czy naprawdę potężnym zagrożeniem dla niego miałaby być duszona w zarodku branża roślinnych alternatyw?
Według raportu branżowego banku PKO w latach 2021–2024 globalny eksport mięsa i jego przetworów wzrósł o 34,6 proc. – z 137,1 mld euro w 2020 roku do 184,5 mld euro w 2024. Zgodnie z najnowszą długoterminową prognozą Komisji Europejskiej, globalne zapotrzebowanie na mięso ma wzrosnąć do 2032 roku o około 43 mln ton. W samej UE spożycie mięsa w poprzedniej dekadzie wzrosło średnio o milion ton. A więc czego tak naprawdę boją się rzeźnicy, gdy widzą słowo "wege" na opakowaniu?
Pozostaje jeszcze "argument biologiczny", jakoby słowa takie jak "mleko" czy "mięso" były zarezerwowane dla konkretnych produktów, ponieważ mleko produkują ssaki, a mięso to konkretna tkanka organiczna. Jednak sam Parlament Europejski uznaje wyjątki, takie jak "mleko kokosowe" czy "masło kakaowe". Do tego ten argument nie uzasadnia zakazów dotyczących słów takich jak "kiełbasa", czyli odnoszących się do przetworzonych produktów.
Działania Parlamentu Europejskiego niosą ze sobą realne ryzyko
Wprowadzanie tego typu zakazów ogranicza wolność handlową i zaburza międzynarodową spójność etykiet. Pamiętajmy, że inne kraje nie wprowadzają takich zasad i w Kanadzie czy USA dalej funkcjonują "wegańskie steki". Ponadto zatrzymują one innowacje, bezpośrednio atakując branżę roślinnych alternatyw dla mięsa. Przez to, zamiast przygotowywać się na zmianę nawyków żywieniowych Europejczyków i rozbudowywać sektor produktów roślinnych, staramy się uparcie wciskać hamulec. Przepraszam, nie "my": europosłowie i europosłanki, którzy na życzenie lobby mięsnego zachowują się tak, jakby mieli Europejczyków za skończonych idiotów.
A efekt będzie taki jak zawsze – zaleją nas produkty z rynków, które nie martwią się tego typu regulacjami na etapie rozwoju, a tamtejsi producenci będą na tyle silni, że wchłoną nasze lokalne biznesy, którym unijni politycy ciągle rzucają kłody pod nogi.
I nie udawajmy, że nawyki konsumentów się nie zmienią. Nawet jeśli spożycie mięsa w tym momencie rośnie, ten trend nie utrzyma się w nieskończoność. Roślinne alternatywy są zdrowsze – zawierają więcej błonnika i mniej tłuszczów nasyconych, a roślinne mleka mają obecnie tyle samo wapnia co mleko krowie. Do tego przejście na alternatywy roślinne jest ogromnie ważne w walce z kryzysem klimatycznym.
Nie zapominajmy też o kosztach wizerunkowych. Unia Europejska od lat jest krytykowana za nadmierną regulację i zbyt dużą ingerencję w życie konsumenta. Po kontrowersjach związanych z przyczepianymi na stałe nakrętkami teraz chce zabierać się za wegańskie alternatywy mięsa?
Czy naprawdę europosłowie nie mają lepszych rzeczy do roboty? Nie ma kryzysu kosztów życia do naprawienia? Nie ma przypadkiem wojny za płotem? Jak to ujęła Anna Cavazzini z Partii Zielonych: "Świat płonie, a EPL nie ma w tym tygodniu nic lepszego do roboty niż wciągnięcie nas wszystkich w debatę o kiełbasach i sznyclach".
"Pomidor bawole serce nie zawiera bawolego mięsa" – dodała austriacka europosłanka Anna Stürgkh. "Zaufajmy konsumentom i skończmy z tym hot-dogowym populizmem".
Zobacz także
