
Ostatnie lata to wzrost świadomości problemu wykluczenia komunikacyjnego. Więcej się o tym mówi zarówno w mediach, jak i w politycznym głównym nurcie. Czym ono jest? Mówiąc prosto: to sytuacja, w której obywatel nie posiada auta, nie ma również dostępu do transportu publicznego jak autobusy czy pociągi w sposób umożliwiający normalne życie.
Kiedy spojrzymy na dane, to obraz jest naprawdę szokujący. Według badań Klubu Jagiellońskiego nawet kilkanaście milionów ludzi, prawie 40 proc. populacji kraju, dotknięta jest takowym. Aż 26 proc. sołectw nie ma żadnego połączenia transportem publicznym i aż 20-25 proc. gospodarstw na wsi nie posiada samochodu.
Jakie są przyczyny słabości komunikacji publicznej w Polsce?
Głównie trzy: pieniądze, brak kierowców i pieniądze. Tak, bo to zawsze chodzi o pieniądze, nawet kiedy chodzi o kierowców.
A poważniej, to od lat branża kierowców zawodowych boryka się ze znaczącą luką i same braki kierowców autobusów określa się na nawet 20 tysięcy. Można oczywiście założyć, że przy odpowiednio wysokich pensjach problem ten by rozwiązano. Niestety, chętnych do pracy jako kierowcy właściwie w każdej liczbie połykają miasta, gdzie płacą więcej, a praca jest łatwiejsza i mniej kłopotliwa dla mieszkańców miast. Natomiast siatka transportu publicznego powinna być gęsta i pokrywać maksymalnie szeroki obszar regionu. Wymagałoby to znacznego wzrostu liczby kierowców, jak i całej logistyki autobusowej.
Problem ten wydaje się nierozwiązywalny bez sięgnięcia po technologię, która dopiero zaczyna swój triumfalny marsz – pojazdy autonomiczne.
Co to takiego? Są to samochody, autobusy i ogólnie pojazdy, które poruszają się samodzielnie, bez kontroli kierowcy na żadnym etapie trasy. Docelowo wręcz – pojazdy takie nie będą posiadać kierownicy.
Nie wchodząc w techniczne detale, omówmy sobie dwa ogólne podejścia do rozwiązania problemu poruszania się wielotonową skrzynią stali przez sztuczną inteligencję.
W autonomicznych pojazdach jest przyszłość
Pierwsze z nich prezentuje firma Waymo, założona przez firmę Google. To oni jako pierwsi ruszyli z komercyjnym systemem autonomicznych taksówek w paru miastach USA, ale jednocześnie ich rozwiązanie było dosyć ograniczone. Nazywamy to "lokalnym maksimum" – przy sprzęcie który wykorzystali, są blisko osiągnięcia maksymalnych możliwości i dlatego też planują przejść na drugie podejście, ale o tym za chwilę. Samochody Waymo kosztowały około 100 000 dolarów za sztukę, ponieważ wyposażone są w cały pakiet laserów, radarów i kamer, które pozwalają się im poruszać po trasach, które wcześniej musieli zeskanować do swojej bazy danych.
Podejście to daje szybciej wyniki, ale wymaga częstych aktualizacji (remonty, awarie), jak i ogranicza obszar, po którym takie pojazdy mogą jeździć. Pojawia się też drugi problem, który możemy nazwać problemem określenia tzw. "pojedynczego źródła prawdy" dla wszystkich tych systemów.
Bo co ma zrobić komputer, jeśli dostaje sprzeczne sygnały od lasera, radaru i kamery? Co ma być źródłem prawdy, czy nie jedziemy właśnie w ścianę? A jeśli źródło prawdy ma być jedno, to po co pozostałe systemy? Stąd i też problem wspomnianego wyżej lokalnego maksimum. Obecnie również Waymo większą uwagę poświęca rozwiązaniom opartym wyłącznie o kamery, nie rezygnując jednak z dodatkowych czujników. Obecna generacja pojazdów od firmy Waymo jest też zdecydowanie tańsza. Wielkim wydarzeniem w branży jest rezygnacja w ostatnich dniach firmy Volvo z wykorzystania systemów laserowych w swoich pojazdach.
Podejście oparte wyłącznie o kamery rozwija głównie Tesla, chiński XPeng czy firma Comma.ai. Przy ich założeniu, jeśli człowiek może kierować, mając tylko dwoje oczu, to jest to możliwe również w przypadku sztucznej inteligencji. Tesla rozwija swoją technologię od lat i do dzisiaj pokonała w trybie nadzorowanej jazdy autonomicznej prawie 10 miliardów (!) kilometrów. Firma ta również uruchomiła w ostatnich miesiącach usługę autonomicznych taksówek m.in. w Austin czy San Francisco.
Do końca roku mają być one dostępne w prawie 10 miastach USA, a sama usługa nadzorowanej autonomicznej jazdy Tesli dostępna jest już w USA, Kanadzie, Meksyku czy Australii. Niedługo dołączyć ma również Korea Południowa. Warto też dodać, że Tesla planuje zacząć masową produkcję swoich Robotaxi już w drugim kwartale przyszłego roku. Mowa o kilkuset tysiącach taksówek rocznie. Dla porównania – w Polsce jest około 50 000 taksówkarzy.
To oczywiście nie jest proste
Niestety, pomimo rosnących dowodów, że problem autonomicznych pojazdów jest rozwiązany, albo zostanie rozwiązany niebawem, Unia Europejska, jak i ogólnie Europa pozostają w tyle w kwestiach regulacyjnych. Na dzisiaj nie jest znana data, kiedy samochody autonomiczne dostaną zgodę na działanie w Unii, ale w najgorszym wypadku powinien to być 2027.
Tutaj docieramy w końcu do wizji, jak w niedługiej przyszłości rozwiązać będzie można problem wykluczenia komunikacyjnego. Wraz z tak zwaną dyfuzją innowacji, tanieć będą narzędzia niezbędne do umożliwienia autonomicznej jazdy samochodów, ale również autobusów. To dlatego już teraz polskie instytucje rozwojowe jak PFR, powinny szukać i wspierać polskie firmy, które pragną nie tylko takie narzędzia zrobić, co je po prostu wykorzystać w konkretnym zastosowaniu. W tym wypadku – do zbudowania sieci autonomicznych busów, które na początek uzupełnią brakujące połączenia, a docelowo zastąpią PKS.
Takie rozwiązanie ma szereg atutów, przeważających nad tradycyjnym systemem. Elektryczne minibusy, przez samą konstrukcję pojazdów elektrycznych, dużo łatwiej dopasować do potrzeb osób starszych i niepełnosprawnych. Również ładowanie takich pojazdów może być oparte o ładowarki na zbiorowych parkingach między miastami, bez potrzeby tankowania. Również sam koszt utrzymania pojazdów (ładowanie, serwis), jak wskazują przykłady samochodów elektrycznych już dzisiaj, będzie znacząco tańszy od tradycyjnych pojazdów.
Czy to się opłaci? Nie może być inaczej
Dodatkowo system takich busów pozwoli na rozwiązania nieosiągalne dzisiaj. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby dodać do mObywatela system rezerwacji busów. Trzeba przewieźć kilku seniorów do szpitala na badania? Jedno kliknięcie i gotowe. Impreza integracyjna w sąsiedniej wiosce? Klikamy, zaznaczamy godzinę, liczbę potrzebnych miejsc i autobus sam przyjeżdża na miejsce. Elastyczność, dzisiaj niedostępna przez braki w kierowcach czy przepisy co do czasu odpoczynku, czy zwykłej opłacalności, stanie się dostępna za dotknięciem ręki.
Pomysłów zresztą jest multum – busy szkolne dla konkretnych dzieci z konkretnych wiosek? Banał. Busy wracające po zakończeniu lekcji w jednej ze szkół? Żaden problem. To może bus na mszę czy wybory? Da się od ręki.
A co najlepsze dla gmin, które z reguły finansują tego typu komunikację, ma to szansę być zdecydowanie tańsze czy wręcz zyskowne.
Niestety, największe na dzisiaj ryzyko jest takie, że nie pojawi się w Polsce żaden śmiałek i po prostu za parę lat kupimy gotowe rozwiązania zagraniczne. Nie jest też jednak tak całkiem beznadziejnie, ponieważ od dwóch lat firma Blees z Gliwic testuje na ulicach górnośląskich miast autonomiczny miniautobus własnej produkcji. System tej firmy opiera się na podobnym podejściu jak rozwiązania Waymo, czyli cały proces przebiega na podstawie zestawu czujników, które pozwalają na samodzielną jazdę po polskich ulicach.
Warto trzymać kciuki za tę firmę, jak i za kolejnych odważnych innowatorów. Na dzisiaj ciężko mieć wątpliwości czy tą drogą podąży transportowy świat. Trudniej jednak mieć pewność czy Polska znajdzie w nim swoją własną ścieżkę.
Zobacz także
