Minister Tchórzewski walczy o pieniądze na Ostrołękę. To może być jego ostatnia szansa

Konrad Bagiński
Dla Tchórzewskiego może to znaczyć być albo nie być. Już niedługo okaże się, czy minister energii pożegna się ze swoim stanowiskiem i zostanie umieszczony na listach PiS do Parlamentu Europejskiego. Byłaby to dla niego szansa na dużo większe zarobki, ale Tchórzewski musi się jeszcze podobno wykazać.
Ministrowi Tchórzewskiemu nie spina się budżet budowy elektrowni w Ostrołęce Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Testem na jego skuteczność ma być znalezienie pieniędzy na budowę bloku energetycznego w Ostrołęce. To przedziwna inwestycja – w chwili, gdy w zasadzie cała Europa odchodzi od elektrowni opalanych węglem, w Ostrołęce ma powstać nowa węglówka. I jakby się temu głębiej przyjrzeć, to nie wiadomo po co.

Polskie kopalnie wbrew pozorom nie mają jakichś hałd węgla, których nikt nie chce kupić – wręcz przeciwnie. W większości z nich wydobycie spada lub nie rośnie, więc już nawet państwowe elektrownie palą węglem sprowadzanym doraźnie z Rosji. Jego import rośnie w bardzo szybkim tempie.


Tchórzewski po raz kolejny szuka pieniędzy na swoje sztandarowe inwestycje. I po raz kolejny szuka ich w Jastrzębskiej Spółce Węglowej. JSW to jedna z niewielu firm z branży, która nie dość, że zarabia, to ma odłożone pieniądze. W JSW rządzi teraz Daniel Ozon, menedżer ceniony w środowisku i – co w spółkach Skarbu Państwa niemal niespotykane – cieszący się poparciem załogi.

– Tak jest w rzeczywistości, prezes ma spore wsparcie i szacunek pracowników. Powodów jest kilka, ale liczy się przede wszystkim fakt, że ludzie regularnie dostają wypłaty i wiedzą o tym, w jakim stanie jest firma. Warto przypomnieć, że kilka lat temu stała na skraju bankructwa. A mowa o firmie zatrudniającej niemal 30 tysięcy osób – mówi nam jeden z menedżerów JSW.
Górnicy nie rozumieją, dlaczego z efektów ich pracy miałaby korzystać cementownia albo elektrowniaFot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Nasz rozmówca zwraca uwagę na fakt, że zatrudnieni w spółce ludzie zdają sobie sprawę, że w specjalnym funduszu jest odłożone 1,5 mld złotych na trudne czasy.

– Każdy wie, że one przyjdą za rok czy dwa. I wtedy te pieniądze zaważą na tym, czy spółka przetrwa czy upadnie. Czyli na tym, czy oni będą mieli pracę, czy nie – dodaje.

Kamila Baca-Pogorzelska, dziennikarka świetnie znająca problemy górnictwa, pisze w Dzienniku Gazecie Prawnej, że Krzysztofowi Tchórzewskiemu kompletnie nie spina się budżet na budowę bloku w Ostrołęce. Od dawna wiadomo, że po miliardzie wyłożą na ten cel Energa i Enea.

Ostatnio pojawił się pomysł, by kolejny miliard wyjąć w zasobów Banku Gospodarstwa Krajowego. Ale kosztorys budowy opiewa na 6 miliardów złotych. Brakuje więc połowy. Ponad półtora miliarda funduszu stabilizacyjnego JSW jest więc bardzo łakomym kąskiem.

Raz trafiła kosa na kamień
Kilka miesięcy temu losy Ozona stały już na ostrzu noża. We wrześniu 2018 odrzucił propozycję nie do odrzucenia. Zgodnie z planem ministra Tchórzewskiego JSW miała wtedy kupić akcje Polimeksu Mostostal.

Dlaczego? Bo potrzebna mu była pomoc finansowa a JSW ma pieniądze. Wtedy prezes JSW stanął okoniem i zapowiedział, że nie kupi tych akcji. Od tej pory jest na cenzurowanym.

– Byłem naciskany kilkakrotnie, by z pieniędzy JSW finansować inwestycje kompletnie niezwiązane z działalnością spółki. Naciskany, by JSW zainwestowało w budowę cementowni. Odmówiłem. Ostatnio naciska się mnie na kupno akcji Polimeksu-Mostostalu – powiedział w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Daniel Ozon.
Tchórzewski ma świadomość, że prezesa JSW nie uda mu się wymienić bez rozgłosuFot. Kuba Atys / Agencja Gazeta
Nic dziwnego, że po takich wyznaniach nie mógł być faworytem ministra. A sam Tchórzewski jest obecnie w kropce. Jeśli JSW nie zainwestuje w Ostrołękę, to inwestycja może stanąć pod znakiem zapytania. Żadna normalna firma nie chce wykładać na nią pieniędzy, bo wiadomo, że nie da się na tym zarobić. Ba – tych pieniędzy nawet się nie odzyska, bo biznesplan ostrołęckiego bloku węglowego zakłada, że ten będzie nierentowny już od chwili startu.

– Minister mówiąc oględnie nie przepada za prezesem JSW. I od dawna szuka możliwości odwołania go. Najpierw podstawą miał być audyt prowadzony przez byłego prokuratora Burskiego. Ten został jednak skompromitowany – rzucił zarzutami, dowodów na nieprawidłowości nie pokazał i już się w spółce nie pojawił – mówi nam menedżer z JSW.

– Nie jest tajemnicą, że minister Tchórzewski chce mieć na tym stanowisku kogoś określanego jako BMW – bierny, mierny, ale wierny. Kogoś, kto bez zastanowienia wyda pieniądze na cel niezwiązany ze spółką. Ale jaki jest sens takiego bezmyślnego przelewania pieniędzy? W ten sposób tylko próbuje się gasić pożary. Skoro JSW za rok czy dwa stanie w obliczu kryzysu, to dlaczego ma się teraz pozbywać funduszy stabilizacyjnych? Po to, żeby niedługo było ratowane przez jakąś inną spółkę? – pyta menedżer.

Tchórzewski ma też świadomość, że prezesa JSW nie uda mu się wymienić bez rozgłosu. Związkowcy grożą protestami. A to nie leży w jego interesie, bo sytuacją mógłby się bliżej zainteresować Jarosław Kaczyński.

– Teraz blisko ucha prezesa jest posłanka Ewa Malik, która ma ambicję usadzania swoich ludzi na stanowiskach w regionie. Zmiana prezesa na swojego człowieka byłaby jej na rękę. Ale rozgłos mógłby sprawić, że prezes dowiedziałby się nieco więcej, niż od niej. A tego wolałaby raczej uniknąć – mówi nasz rozmówca.

Aktualnie w JSW trwa bardzo burzliwe posiedzenie Rady Nadzorczej. Po nieplanowanym odwołaniu dwóch wiceprezesów związkowcy zablokowali posiedzenie, by nie dopuścić do zwolnienia prezesa Ozona. W tej chwili nie wiadomo, kto wygra tę bitwę.