Uber debiutuje na giełdzie. Nigdy nie zarobił ani centa, ale idzie po rekordową kasę
Uber dzieli Polaków nie mniej niż szczepionki, ale nawet ci, którzy zapamiętale go krytykują, nie potrafią dobrze zamaskować podziwu. Jak to możliwe, że firma która nie zarobiła ani dolara, szykuje się do zebrania z giełdy nowojorskiej największej sumy wszech czasów? Cenę akcji ustalono na 45 dol.
Wcześniej spółka wydała dokument emisyjny o objętości 300 stron, przy którym pomagała cała plejada gwiazd amerykańskiej bankowości: Goldman Sachs, Morgan Stanley, Citigroup, Bank of America oraz brytyjski Barclays. Uber ma szansę pobić rekord kwoty zebranej z giełdy przez chiński mega-holding Alibaba, który zgarnął 25 miliardów dolarów.
Miliard przejazdów w 5 lat
Trudność w zamawianiu przejazdów, zwłaszcza dla obcokrajowców podróżujących po innych krajach, zainspirował twórców Ubera, Travisa Kalanicka i Garretta Campa, do stworzenia globalnej aplikacji, która będzie funkcjonować na podobnych zasadach w każdym kraju. W San Francisco powstała w 2009 roku apka, początkowo nazywała się UberCab i miała integrować zamawianie dostępnych na rynku przewozów.
Po 5 latach, już pod skróconą nazwą Uber, Kalanick i spółka świętowali miliardowe użycie aplikacji, obecnie liczba przejazdów przekroczyła już 10 miliardów. Uber działa obecnie w 63 krajach, ponad 700 metropoliach i ma blisko 4 miliony kierowców. Jak podają analitycy firmy F/X, w całym 2018 roku użytkownicy aplikacji wydali za jej pośrednictwem na przejazdy bez mała 50 miliardów dolarów USA.
Dan Khorowshahi (po prawej), obecny CEO, nie życzył sobie obecności podczas IPO na nowojorskiej giełdzie poprzedniego prezesa i współtwórcę Ubera, Travisa Kalanicka. Tradycyjnym dzwonkiem, otwierającym sesję giełdową, zadzwonił sam Dan•TechCrunch/flickr/CC BY 2.0
Przeciwnicy wytykają brak zysku. Uber … potwierdza
Jak podaje portal BusinessInsider.pl władze spółki, będącej właścicielem aplikacji, przyznają że … mogą jeszcze długo nie zarobić nawet centa. Za 2018 rok ograniczono stratę do marnych 1,8 miliarda dolarów, co przy 4 miliardach w plecy rok wcześniej jest mimo wszystko sporym sukcesem.
- Fakt, że do tej pory firma nie zarabiała, zniechęcił ludzi do kupowania akcji, wskutek czego start przedsiębiorstwa na giełdzie nie należał do najlepszych - mówi Marcin Ciesielski, szef działu analiz DM ING. - Firma w wielu krajach ma problemy regulacyjne, które też odbijają się na jej wizerunku. Różnice legislacyjne w poszczególnych państwach uniemożliwiają jej właściwe prosperowanie. Dopóki jej status prawny nie zostanie ujednolicony, to Uber pozostanie wówczas inwestycją podwyższonego ryzyka - dodaje.
W prospekcie emisyjnym otwartym tekstem stoi, że spróbują ograniczyć wydatki i zwiększyć rentowność w najbliższym czasie, ale nie gwarantują, że się uda, zwłaszcza to drugie. Ale to wśród amerykańskich gigantów internetowych nic nowego, podobną deklarację składał przed debiutem Lyft, największy obecnie rywal Ubera.
Jak menedżerowie Ubera mają zamiar walczyć o to, by działalność była w końcu dochodowa, wyjaśnia serwis analityczny Bloomberga: rozwijanie usług kurierskich, zarówno paczek, jak i jedzenia oraz wypożyczać hulajnogi, rowery i skutery. Deklarują również, że będą pracowali nadal nad autonomicznymi samochodami oraz obiektami latającymi.
Protest kierowców Ubera chwilę przed debiutem
Aż w 7 miastach w USA kierowcy zatrudnieni przez spółkę postanowili zamanifestować swój protest przeciw polityce firmy. W ramach strajku wyłączyli na 12 godzin aplikację w swoich samochodach i nie wyjechali na trasy. W San Francisco manifestacja odbyła się pod główną siedzibą giganta.
- Cały świat patrzy na debiut giełdowy Ubera, który napompuje milionami kieszenie kierownictwa firmy, ale dla kierowców, na których barkach jest najwięcej, nie dostaną nic. Uber płaci kierowcom grosze, i dalej ścina stawki, podczas gdy menedżerowie najwyższego szczebla liczą miliony na kontach - mówi brytyjskiemu dziennikowi The Guardian Shona Clarkson, organizator strajku.
Konkurencja zadebiutowała pierwsza
Uber nie jest jedyną aplikacją „współdzielenia” przejazdów, która poszła na giełdę. Pierwsi byli właściciele bliźniaczo podobnego Lyfta, który w marcu 2019 roku zebrał na 2,7 miliarda USD, a kurs w dniu debiutu dobił do 78 dolarów za sztukę akcji. Debiut spółki zakładanej i przez lata kierowanej przez Kalanicka jest przez ekspertów giełdowych, m.in. agencję Bloomberga, typowany jako kandydat na największy debiut giełdowy w historii, mówi się o możliwości zebrania nawet 10 miliardów USD. Ta sama agencja raportuje wyniki kalifornijskiego giganta, podając przychody netto za zeszły rok w wysokości 11,4 miliarda dolarów.
Jak poszło Facebookowi
Całe zamieszanie związane z wchodzeniem na giełdę spółek internetowych, wywodzących się ze środowiska startupowego rozpoczął się wraz z debiutem kierowanego przez Marka Zuckerberga Facebooka. W dniu wejścia na giełdę portal wyceniono na 104 miliardy USD, a w dniu otwarcia akcje skoczyły o 11 proc. Dzięki temu Zuckerberg stał się bardziej majętny od założycieli Google’a.
Szef Facebook Mark Zuckerberg opowiada o swojej wizji biznesu•Brian Solis/flickr/CC BY 2.0
Jednak nie zawsze „kariera” Fb na nowojorskiej giełdzie usłana była różami. W lipcu zeszłego roku jednego dnia wyparowało ponad 120 miliardów USD, a wartość giełdowa spółki spadła z 630 mld do 508 mld w ciągu jednej doby notowań. Zuckerberg powiedział akcjonariuszom, że jest mu „naprawdę przykro”. Fb trafiło na czarną listę kilku instytucji finansowych, m.in. Nordea Banku, który zawiesił tymczasowo obrót walorami spółki. Dziś wartość akcji to ok. 190 USD, a w ciągu roku urosły o blisko 6 proc.
Alphabet Google’a
Google zadebiutował na giełdzie w 2004 roku, a jeden udział można było kupić za 85 USD. Od tego czasu zdążył zmienić nazwę na Alphabet, podzielić się na dwie spółki, otworzyć działy zajmujące się autonomicznym samochodami, lekami, czy narzędziami do zarządzania miastem. Dziś kurs akcji to ponad 1170 dolarów, a były chwile, że przekraczał 1300 USD. Notowana też jest druga spółka, zajmująca się internetem, która zachowała nazwę Google, a jej kurs jest parę dolarów niższy.
Pinterest i Twitter
W kwietniu tego roku zadebiutował serwis społecznościowy ze zdjęciami Pinterest. Cena akcji na dzień debiutu ustalono na 19 dolarów, a później notowania skoczyły blisko 24 USD. Wcześniej przed debiutem serwis zakomunikował ponade ćwierć miliarda dolarów przychodów z reklam, co jest wzrostem o blisko dwie trzecie w porównaniu do 2017 roku, a jego strata w analogicznych okresach spadła o ponad połowę, z 63 mln USD do 63 milionów w roku poprzedzającym. Serwis ogłosił również, że miesięcznie ma ponad 260 mln użytkowników.
Z kolei popularny zwłaszcza wśród polityków i dziennikarzy Twitter zadebiutował 6 lat temu. Początki kariery giełdowej kolejnej amerykańskiej społecznościówki były dość szorstkie, jednak szybko wyszli na swoje i kolejne lata to intensywny i stały wzrost wartości: przez 3 lata zanotowaliśmy wzrost 172 proc., ostatnie dwa lata to ponad 110 proc. zysku, a od początku tego roku kurs skoczył o ponad jedną trzecią.
Na Wall Street mówi się, że w obecnym roku będziemy jeszcze świadkami dwóch kolejnych debiutów internetowych „jednorożców”: Airbnb oraz Slacka.
Taktyka: udziały za aktywa
W globalnym rynku tzw. ridesharingu, czyli przejazdów współdzielonych, udział Ubera szacowany jest na dwie trzecie globalnego tortu. Niedawno, w marcu Uber przejął jednego ze swoich konkurentów, firmę Careem, za niewiele ponad 3 miliardy USD.
Jednak technologiczny gigant nie prowadzi agresywnej polityki przejęć konkurencji. Jest wręcz przeciwnie, na rynkach wysoce konkurencyjnych, Uber wycofuje się, ale pod jednym warunkiem: konkurencja odkupuje od niego wszystkie aktywa w danym kraju, w zamian nie żąda gotówki, tylko obejmuje udziały. Tak zrobił w Chinach 3 lata temu, gdzie spółka Didi w ramach opisywanej transakcji przekazała Amerykanom 18 proc. swoich akcji, a rok temu spółka Grab, działająca Azji Południowo-Wschodniej, zbyła na rzecz Ubera aż 27,5 proc. udziałów.
Gdzie Amazon, gdzie Uber
Dotychczas ulubionym punktem odniesienia rozrośniętych do gigantycznych rozmiarów startupów był Amazon. Dlatego że przez lata biznes ten był stratny, w najlepszym wypadku wychodząc na zero, częściowo przez reinwestycje, na które Bezos nigdy pieniędzy nie żałował.
Amazon to oprócz e-sklepu i czytnika Kindle'a także wielki operator logistyczny•Xabier Cid/flickr/CC BY-SA 2.0
Sprawy przybrały lepszy obrót po giełdowym debiucie, tyle że kierowana przez Jeffa Bezosa firma raptem 54 mln USD, co stanowi ok. 0,5 proc. tego, co chciałby uzyskać na giełdzie Uber, tyle że Amazon debiutował ponad dwie dekady temu, w 1997 roku. Jednak większość analityków nie podziela optymizmu logistycznego giganta, ponieważ poza tym, że operują w zbliżonych branżach, to na tym podobieństwa między interesami się ich zdaniem kończą.
Sejm klepnął, Senat pracuje nad zmianami
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i proces legislacyjny zakończy się sukcesem, w polskim prawodawstwie pojawi się nowa kategoria przewozów, dotycząca Ubera, Bolt i innych aplikacji przewozowych, które nie wymagają od kierowcy licencji taksówkarskiej. Od stycznia 2020 roku kierowcy wożący klientów za pośrednictwem aplikacji będą musieli mieć licencje i jeździć oznakowanymi samochodami. Ale będą mogli korzystać z aplikacji i nawigacji GPS – a to nie podoba się taksówkarzom. Chcieliby egzaminów z topografii miasta i kas fiskalnych.