Polscy taksówkarze plują sobie w brodę. "Zalegalizowaliśmy sobie Ubera"
Do części kierowców taksówek nie dotarło jeszcze, że wojna, jaką część z nich wytoczyła Uberowi, Boltowi i innym przewoźnikom działającym na platformach mobilnych, skończyła się dla nich porażką. Bo dzięki podpisanej w tym tygodniu przez prezydenta Andrzeja Dudę ustawie, już za kilka miesięcy Uber będzie całkowicie legalny, a wymagania dla kierowców nie będą przesadnie wyśrubowane.
To oczywiście margines działań, przypisywanych najbardziej krewkim kierowcom taksówek. Większość ograniczała się do przyklejania sobie nalepek informujących o konieczności walki z nieuczciwą konkurencją i nielegalnymi przejazdami. Mówili o bezpieczeństwie swoich pasażerów, znajomości topografii miasta i profesjonalizmie.
Potem zaczęli protestować na ulicach. W samej Warszawie odbyło się przynajmniej kilka strajków taksówkarzy – setki aut z kogutem jeździły powolutku, blokując ulice. Te protesty nie przysporzyły taksówkarzom wielbicieli wśród mieszkańców miasta. Ale udało im się w końcu wywalczyć zainteresowanie władz. Przez proces legislacyjny przeszła w końcu ustawa z zapisami, jakich domagali się podczas rozmów w ministerstwie transportu.
Co się zmieni w Uberze od 2020 r.?
– Do części kolegów chyba jeszcze nie dotarło co to tak naprawdę znaczy. Bo wiadomo, że ci, którzy najgłośniej krzyczeli, zrobili i siebie i nas w bambuko. Były protesty, blokowanie miast, wkurzanie ludzi w autobusach i samochodach. A zyskaliśmy tyle, że w gruncie rzeczy zalegalizowaliśmy sobie Ubera – mówi mi taksówkarz Marek.
Protesty nie przysporzyły taksówkarzom wielbicieli wśród mieszkańców miasta•Foto: Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Zapisano w niej, że kierowcy Ubera i Bolta będą mogli pracować pod warunkiem, że zdobędą licencję taksówkarską. Sęk w tym, że już dziś nie jest to specjalnie trudne. Od 1 stycznia 2020 roku przewóz osób będzie mógł być prowadzony jedynie przez kierowców z licencją taksówkarską i w oznakowanych samochodach.
Część taksówkarzy już po przyjęciu ustawy przez Sejm zorientowała się, że jej zapisy są dalekie od tego, co chcieli osiągnąć. Zorganizowali nawet kilka protestów przed siedzibą PiS na ul. Nowogrodzkiej, a nawet przed domem Jarosława Kaczyńskiego. Przeszły bez większego echa.
Jak zdobyć licencję taksówkarską?
Licencje będzie wydawał Główny Inspektorat Transportu Drogowego. Kierowca nie będzie musiał zdawać egzaminu z topografii miasta, a rozliczenia będą mogły się odbywać za pośrednictwem aplikacji mobilnej (z wyjątkiem przewozu okazjonalnego samochodami osobowymi). Ponadto licencja w zakresie przewozu osób taksówką będzie udzielana jedynie na określony obszar, a nie jak dotychczas także na określony pojazd.
Nie jest jasne, jak będzie wyglądała sytuacja kierowców nie posługujących się językiem polskim lub znających go w stopniu dalekim od doskonałości. Wiadomo, że nie brakuje ich w szeregach Ubera i Bolta. W każdym razie dziś egzamin na taksówkarza jest prowadzony w języku polskim i dla wielu chętnych mogłaby być to bariera trudna do przeskoczenia.
Warto też przypomnieć, że obecnie licencje taksówkarskie wydają urzędy samorządowe, a nie GITD. Aby zostać taksówkarzem trzeba przejść kurs, zdać egzamin i wykupić licencję. Konieczne są też badania lekarskie i oświadczenie o niekaralności. Ceny za te usługi są różne w zależności od miasta. Na przykład w Warszawie, czyli mieście pod tym względem najdroższym, egzamin kosztuje ok. 260 zł, licencja od 320 do 450 zł (w zależności od jej okresu ważności). Kurs to na ogół koszt ok. 200 złotych.
– Rozmawiałem ze znajomymi. Dla nas problemu nie ma. No może dla tych, którzy jeżdżą mało, na przykład tylko w weekendy. Wtedy to może się mniej opłacać, bo przecież trzeba wydać kilkaset złotych na zrobienie tej licencji. Ale sama licencja nie jest jakoś specjalnie trudna do zdobycia. Badania, kurs, egzamin i załatwione. Najbardziej kłopotliwe jest to, że musisz na to poświęcić sporo czasu – mówi mi kierowca, który wiezie mnie z lotniska do domu.
- Zyskaliśmy tyle, że w gruncie rzeczy zalegalizowaliśmy sobie Ubera – mówi taksówkarz•Fot. Adrianna Bochenek / Agencja Gazeta
Uber a taksówki
– Dla mnie nie ma wielkiej różnicy, w końcu wszyscy zarabiamy na wożeniu ludzi. Bolało tylko to, że oni nie muszą spełniać wymagać, które myśmy musieli. No i w końcu jak gość na Uberze zda egzamin, to może legalnie pracować. Chyba nie o to chodziło kolegom od protestów. Ale są i tacy, którzy są zadowoleni, bo "uberzy" będą musieli wydać parę stów na licencję – mówi Marek.
Dodaje, że rozważa przerzucenie się na wożenie ludzi za pośrednictwem aplikacji. Zrobiło tak już kilku jego kolegów. Mówi, że zarobki są podobne, za to formalności mniej, a wolności więcej. Jest też spora grupa kierowców Ubera i Bolta, która naprzemiennie używa obu aplikacji. Dzięki temu nie są przywiązani do jednej platformy i mogą zarabiać na obu.
Co z taksówkarzami? Pojawiają się już zapowiedzi jesiennych protestów, kierowcy planują dołączyć do innych grup społecznych i zawodowych. Wiadomo, że o swoje będą walczyć choćby nauczyciele, którzy przegrali walkę o podwyżki w okresie matur.