"Nawet nie wiedziała, jaką ma prowizję na karcie". Młodzi Polacy są "ekonomicznie głupi"
Korzystają z wypasionych telefonów, chodzą w modnych ciuchach i kilka razy w roku jeżdżą na ekskluzywne zagraniczne wycieczki. Patrząc na to, jak wystawne życie prowadzą młodzi ludzie, nie sposób nie zapytać, skąd mają na to wszystko pieniądze - trudno bowiem uwierzyć, by młodzi, którym jeszcze spod nosa kapie mleko, mieli świetnie płatne prace. Odpowiedź jest dużo prostsza - na potęgę się zadłużają. Są ekonomicznie głupi, ale - o ile to coś zmienia - to nie ich wina.
„Rośnie zadłużenie młodzieży” – alarmuje „Rzeczpospolita”. Z danych Krajowego Rejestru Długów wynika, iż z roku na rok młodzi ludzie są winni coraz więcej pieniędzy firmom telekomunikacyjnym.
Najmłodsi klienci telekomów, czyli osoby w wieku 18-25 lat jeszcze w 2014 roku byli winni telekomom „tylko” 4,5 mln zł. Ich dług w ciągu zaledwie pięciu lat wzrósł o ponad 3 tysiące procent i dziś wynosi aż 147 mln zł. Co więcej, ze wszystkich grup wiekowych najszybciej zadłużają się właśnie ludzie młodzi. Raty za no limit i absurdalnie drogie iPhone'y, swoje kosztują.
– Drogi i nowy model smartfona to w wielu kręgach oznaka statusu materialnego, a dla sporej grupy osób przepustką do posiadania takiego sprzętu jest długoterminowa umowa z operatorem. Z opłatą abonamentu mają już problem – mówił w rozmowie z „Rz” Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej.
Jednak długi wobec firm telekomunikacyjnych to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Kredyty na wystawne życie brane przez młodych ludzi sięgają o wiele głębiej, a z roku na rok coraz trudniej dojrzeć w tej głębinie dno.
Ja mam dwadzieścia lat, ty masz dwadzieścia lat, przed nami siedem długów
Wyobraźcie sobie, że macie 24 lata i do spłacenia dług w wysokości 625 tys. złotych. Brzmi abstrakcyjnie? Nie dla pewnej wrocławianki, która w zeszłym roku została rekordową młodą dłużniczką.
Na początku marca 2018 r. dłużników w wieku 18-25 na liście KRD łącznie było aż 152 tys. Mają oni ponad 440 tys. niespłaconych zobowiązań, których łączna wartość przekracza 535 mln zł. Młodzi na listę dłużników trafili z powodu niespłaconych pożyczek, nieuregulowanych rachunków za telefon czy niezapłaconych mandatów za jazdę „na gapę”.
– Wśród dłużników w tej grupie wiekowej dominują osoby, które zaciągają pożyczki na zaspokajanie drogich zachcianek, często nie licząc się z własnymi możliwościami finansowymi – zauważył Jakub Kostecki, prezes Zarządu Kaczmarski Inkasso, cytowany przez centrum prasowe KRD.
– Chcą przypodobać się najbliższemu otoczeniu. Dla nich niezwykle ważne jest to, aby w mediach społecznościowych pochwalić się wakacjami w ciepłych krajach, markowymi ubraniami, drogim sprzętem elektronicznym. A jeśli ich na to nie stać, sięgają po pożyczkę. Często za zakupy płacą kartą kredytową. Łatwo przychodzi im płatność, ale dużo gorzej wychodzi im spłata. Kiedy już przychodzi do windykacji, nie mają w sobie pokory, kłamią i przeklinają – wyjaśniał.
Oprócz długów w telekomach, dość wyraźnie wzrostowy trend widać również wśród kredytów do spłaty przez ludzi w wieku 18-24. Według informacji przesłanych nam przez Biuro Informacji Kredytowej, mimo że w 2014 r. liczba klientów i kredytów diametralnie nie wzrosła (wtedy 752 778 klientów i 1,2 mln kredytów, dziś 811 378 klientów i 1,48 mln kredytów), dość wyraźnie podwyższyła się ich kwota - z ok. 9,5 mld zł do 13,5 mld zł.
– Klienci w wieku 18-24 lat to aktywni użytkownicy rynku kredytowego, tzn. 16 % z nich spłaca obecnie kredyt bankowy – mówi INNPoland.pl prof. Waldemar Rogowski, główny analityk BIK.
– Stanowią oni 5,3% wszystkich kredytobiorców w Polsce. Liczba osób w tym przedziale wiekowym stopniowo przyrasta: w okresie grudzień 2018 – grudzień 2014 liczba młodych kredytobiorców wzrosła o 8,8%. W okresie 2014 – 2019 średnia kwota zadłużenia z tytułu wszystkich zaciągniętych kredytów wzrosła o 32% i wynosi dziś 16 613 zł. Największy udział w portfelu kredytowym młodych stanowią kredyty konsumpcyjne – wyjaśnia.
Zadłużony młody wkracza w dorosłe życie
Z prezentowanych danych wyłania się ponury obraz rzeczywistości dzisiejszych młodych. Jakie bowiem czeka życie zadłużonych po uszy, zanim jeszcze na dobre wkroczyli w dorosłość?
– To naprawdę fatalna sytuacja i trochę nie wiadomo, co dalej, bo te błędne koło się zamyka. Może czekać ich scenariusz związany z mobilnością zawodową, czyli przeprowadzką z małego miasta, w którym nie ma pracy i okazji do odrobienia długu, do większego, np. Warszawy, gdzie tą pracę się znajdzie – mówi INNPoland.pl dr hab. Michał Mackiewicz z Uniwersytetu Łódzkiego, prowadzący bloga zarabianienasniadanie.pl.
– Tyle że młodzi ludzie nie biorą pod uwagę, że w większym mieście trzeba wynajmować droższe mieszkanie, dojeżdżać do pracy dalej i płacić opiekunce za opiekę nad dzieckiem. Młodzi pozostają w tym zupełnie sami, bo w nowym mieście nie znają nikogo. Więc, żeby poprawić sobie samopoczucie, zadłużają się, by żyć tak, jak koledzy z pracy - mieć dobry samochód, fajny telefon i jeździć na wakacje w drogie miejsca. W podobnych sytuacjach nie wpaść w długi jest bardzo trudno, tym bardziej, że nikt ich nigdy nie uczył, jak tego nie robić – wyjaśnia.
Komu jestem winien pieniądze?
Co przerażające, świadomość młodych dotycząca zobowiązań jest bardzo niska. Jak wskazywał Kostecki, zdarzają się sytuacje, w których młodzi nie wiedzą, kto w rzeczywistości jest ich wierzycielem.
– Kiedy negocjatorzy dzwonią i informują ich, że mają dług w banku, oni twierdzą, że to niemożliwe, bo nigdy w nim nie byli. Gdy negocjator mówi, na jaki produkt została zaciągnięta pożyczka, wtedy twierdzą, że to pomyłka, bo telefon kupili na raty w sklepie elektronicznym, a nie w banku. To świadczy o tym, że sami nie wiedzą, jakie podpisują dokumenty i kto właściwie udziela im pożyczki. Myślą, że to sklep elektroniczny, a nie instytucja bankowa – mówił.
A bywa, że ignorancja młodych ludzi w kwestii własnego zadłużenia nie sięga tylko niewiedzy na temat pożyczkodawcy, ale i samych podstaw brania kredytów.
– Ostatnio koleżanka powiedziała mi, że na kartę kredytową kupiła sobie bilety do Stanów. Jedzie w te wakacje. Powiedziała, że chce spełniać marzenia i jak nie teraz, to kiedy. Zapytałam, jaką prowizję ma na tej karcie, to nawet nie wiedziała, o co chodzi – wspomina 24-letnia Magda z Warszawy.
Mackiewicz twierdzi, że wiedza ekonomiczna Polaków, a szczególnie ludzi młodych, mówiąc kolokwialnie, "leży", nie wspominając już o nauczaniu ekonomii na poziomie szkolnym.
– Tymczasem temat finansów osobistych jest moim zdaniem nawet ważniejszy, niż nauka historii albo biologii – zauważa. – O ile ktoś może niekoniecznie mieć potrzebę, żeby wiedzieć, kiedy wybuchła jakaś wojna, o tyle z zarządzaniem finansami - z tym się spotyka każdy i każdy taką potrzebę ma. I to zarówno osoby, które na starcie mają problemy finansowe, bo pochodzą z niezamożnych rodzin, jak i takie, które teoretycznie mają bardzo bogatych rodziców i powinno ich być stać na wszystko – wyjaśnia finansista.
Winni są rodzice i system edukacyjny
Według diagnozy „Stan wiedzy i świadomości ekonomicznej Polaków” sporządzona przez NBP w 2015 r. regularne rozmowy o ekonomii i finansach w dzieciństwie w domu miało zaledwie 8 proc. ankietowanych. W domach 54 proc. takie rozmowy prowadzono ze średnią regularnością, zaś w w 38 proc. ta regularność była raczej mała i bardzo mała. 3 proc. przebadanych nigdy nie poruszało z domownikami kwestii finansowych.
Niestety badanie nie mówi, jakie konkretnie tematy poruszano, ani jak uczestnicy badania rozumieli pojęcie "regularne rozmowy". Czy odbywano je raz w tygodniu, raz w miesiącu, a może raz w roku?
Od wielu lat wielu polskich ekonomistów negatywnie ocenia wiedzę ekonomiczną Polaków. Dużą winą obarczają za to m.in. szkoły i traktowaną po macoszemu lekcję podstaw przedsiębiorczości. Zamiast "PP" wielu z nich rekomenduje wprowadzenie w szkołach lekcji ekonomii oraz zrobienie z niej przedmiotu maturalnego.
– Wskazanie systemu edukacyjnego jako głównego problemu niskiej wiedzy finansowej Polaków, jest trochę naiwne. Szkoła jest w stanie czegoś nauczyć, ale nie jest w stanie nauczyć wszystkiego. Jednak na pewno największym grzechem naszej szkoły jest to, że praktycznie nawet nie podejmuje tego tematu – zauważa Mackiewicz.
– W polskich domach nie rozmawia się o pieniądzach czy potrzebach finansowych, tylko raz na jakiś czas kupuje się dziecku jakiś wypasiony sprzęt, np. quada czy zbyt drogi telefon. Wtedy wokół tematu pieniędzy rodzi się bardzo niezdrowa sytuacja - z jednej strony unika się poruszania kwestii finansów, a z drugiej hołduje się kosztownym prezentom – kwituje.