Ekologia w czasach pandemii. "Reakcja światowej gospodarki na kryzys powinna być zielona"
Czy podczas pandemii i nadchodzącego kryzysu gospodarczego jest miejsce na ekologię? Jak przekonuje w rozmowie z INNPoland.pl Marek Józefiak, rzecznik prasowy Greenpeace Polska, musi się znaleźć. Mimo że stary, "brudny" scenariusz dla gospodarki wydaje się łatwiejszy i bardziej kuszący, jego wybór może szybko wpędzić nas w kolejny kryzys.
Nie końca jest to głębszy oddech. Bez prawdziwych strukturalnych zmian świat wróci do stanu sprzed pandemii, tak szybko, jak tylko uda się opanować sytuację zdrowotną. Biznes lotniczy w Stanach Zjednoczonych już domaga się od rządu ogromnych, liczonych w dziesiątkach miliardów dolarów odszkodowań za poniesione straty. I to pomimo tego, że przed koronawirusem, ten biznes przynosił ogromne zyski akcjonariuszom.
Jednak w Chinach poprawiło się powietrze z powodu zamknięcia zakładów przemysłowych...
...i niedługo później wróciło do "zanieczyszczonej" normy. Musimy mieć świadomość, że głębokie, ekologiczne problemy ziemi nie znikną, jeśli ludzie i wielkie biznesy dalej będą zachłannie rosnąć.
Eksperci wskazują, że reakcja światowej gospodarki na kryzys powinna być zielona. Świat stoi na rozdrożu - albo wrócimy do tego, jak było i rządy będą stymulować gospodarkę w sposób brudny, albo wykorzystamy te procesy do przyspieszenia transformacji ekologicznej i zainwestowania w biznesy, które będą miały przyszłość z punktu widzenia środowiska i które zostaną z nami na dłużej.
W czasach kryzysu ludzie i rządy raczej przychylniejszym okiem spojrzą na znajome, tradycyjne rozwiązania, które może nie są ekologiczne, ale przynajmniej dają pewnik podniesienia się z kolan. Taka zielona odbudowa ma w obecnej sytuacji realne szanse?
Tak. Co więcej, na świecie już pojawiają się przykłady zachowań, które dają na to nadzieję. Na przykład partia rządząca w Korei Południowej, która dość sprawnie radzi sobie z opanowywaniem epidemii, kilka dni po odnotowaniu większej liczby przypadków wyzdrowień niż zachorowań, ogłosiła manifest klimatyczny i cel osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 roku. To ważne, bo Korea Południowa jest jednym z największych emitentów dwutlenku węgla na świecie. Ta zmiana jest dowodem na to, że ludzie i rządzący tego kraju zrozumieli, że nie można iść z jednego kryzysu w drugi.
Podobny sygnał mamy od naszych południowych sąsiadów, Słowaków. W tym tygodniu powołano tam rząd czterech partii, a na czele resortu środowiska stanął człowiek o bardzo zielonej agendzie, który dąży do tego, by Unia - zgodnie z głosem nauki - zwiększyła swoje klimatyczne ambicje na 2030 rok.
Jednocześnie Unia Europejska twardo stoi przy swoim. Nie ma mowy o żadnym odejściu od Europejskiego Zielonego Ładu. Potwierdził to również polski komisarz w Komisji Europejskiej Janusz Wojciechowski, który stwierdził kilka dni temu, że regeneracja gospodarki musi być zrównoważona i ekologiczna. Jego słowa mogą wydawać się szokujące, biorąc pod uwagę jego niegdysiejszą przynależność partyjną. Pamiętajmy, że premier Morawiecki nadal nie chce podpisać się pod celem neutralności klimatycznej UE do 2050 roku.
Właśnie tu rodzą się moje wątpliwości co do odrodzenia polskiej gospodarki "na zielono". Naszej polskiej świadomości ekologicznej jeszcze niemało brakuje do tej europejskiej. Sporo jest w naszym kraju przeciwników zielonej rewolucji?
Nieliczne głosy przeciw słychać z ramienia Zjednoczonej Prawicy, wiceminister aktywów Janusz Kowalski domaga się, by poluzować energetykę - największego niszczyciela klimatu w naszym kraju - i znieść system EU ETS, według którego elektrownie muszą kupować uprawnienia do emisji CO2.
Na szczęście jest to odosobniony w Europie głos, ponieważ ten populistyczny postulat jest politycznie nierealny. Oczywiście trzeba będzie stymulować gospodarkę, jednak kluczowe jest to, by stymulować ją w sposób odpowiedzialny. Patrzmy uważnie na każdą wydawaną z publicznej kasy złotówkę i zastanawiajmy się, czy ten wydatek przybliży nas do celów ochrony klimatu i przysłuży się ludziom.
Przykładowo - jeśli po epidemii zarządzimy wielką pomoc publiczną dla energetyki węglowej czy górnictwa, to siłą rzeczy całe masy społeczeństwa nie będą miały szansy na pracę, która będzie miała sens w długofalowej perspektywie. Wszystkie trendy pokazują, że górnictwo w Polsce się zwija i potrzebujemy alternatyw. Ich zorganizowanie bardziej przysłuży się społeczeństwu niż ładowanie pieniędzy w worek bez dna, jakim jest energetyka węglowa.
Ciekawe, że porusza pan ten temat. Eksperci obawiają się, że rząd wykorzysta pandemię do dofinansowania spółek węglowych, którym jeszcze przed obecnym kryzysem źle się wiodło.
Jest takie niebezpieczeństwo. Jak tylko pogorszyła się koniunktura, wyszło na jaw, że węglowe spółki energetyczne i spółki górnicze bardzo słabo przędą. Ostatnie kilka to w kontekście reformy energetyki czas przespany przez rząd Prawa i Sprawiedliwości. Jednak nie jest to wyłącznie wina obecnego rządu - poprzedni również pchał te spółki na skraj przepaści - budując kolejne elektrownie na węgiel, pomimo tego, że wiadomo było od lat, że to ślepy zaułek.
Jednak nawet jeśli spółki energetyczne dostaną dofinansowanie, to należy dopilnować, by odbyło się to pod pewnymi warunkami. Te pieniądze muszą się łączyć z jasną i konkretną datą odejścia od węgla oraz zostać przeznaczone wyłącznie na inwestycje w odnawialne źródła energii.
Zielonym inwestycjom pandemia nie szkodzi?
Globalna gospodarka ma to do siebie, że łańcuch produkcji jest rozsiany po całym świecie i nie inaczej jest w energetyce. Rzeczywiście dochodzą nas sygnały, że pojawiają się problemy z zapewnieniem ciągłości dostaw w inwestycjach OZE.
Dlatego tak ważne jest stawianie na krajowe biznesy zajmujące się energetyką odnawialną. W tym kontekście brak ciągłości w polskiej polityce energetycznej jest kulą u nogi dla naszych rodzimych, zielonych biznesów.
Jeszcze przed obecnym kryzysem miały trudno?
Trudno to mało powiedziane. Nie mając zapewnionego krajowego silnego rynku zbytu oraz bez wsparcia krajowego legislatora te spółki nie wiedzą, czego mogą się spodziewać i nie są w stanie planować swojej produkcji.
Niestety taka sytuacja była znana tym spółkom jeszcze przed zagrożeniem epidemiologicznym. Mam na myśli na przykład energetykę wiatrową, która jeszcze kilka lat temu była silnym i prężnym sektorem polskiej gospodarki, zatrudniającym kilkanaście tysięcy ludzi, a w ciągu kilku tygodni praktycznie wycięto go w pień. Do dzisiaj energetyka wiatrowa się nie odbudowała po spustoszeniu, jakie spowodowała ustawa antywiatrakowa z 2016 roku.
A co z sektorem żywności i rolnictwa? Również i temu obszarowi pandemia sprawia niemałe trudności, a niewykluczone, że w tym roku czeka nas również susza. W tym kontekście zmiany proekologiczne mogą wydawać się zbędną fanaberią, która zmniejsza zbiory i winduje ich cenę.
Rolnictwo stoi przed ogromnymi wyzwaniami w związku z kryzysem klimatycznym. Według danych IMGW, do początku lat 80-tych susze zdarzały się w Polsce raz na pięć lat. Obecnie zdarzają się praktycznie co roku. Rozwiązania trzeba szukać w zmianie produkcji rolnej i tym samym zmianie naszej diety. Produkcja mięsa jest nie tylko wysokoemisyjna - przyczynia się w większym stopniu do zmiany klimatu niż dieta bogata w produkty roślinne - ale także wymaga zdecydowanie większego zużycia wody.
Co ciekawe, to co dobre dla klimatu jest też dobre dla naszego zdrowia. Obecnie spożywamy - uśredniając - kilka razy więcej mięsa niż wynikałoby to z zaleceń medycznych. I to pokazuje nam absurd obecnego systemu przemysłowej i niezdrowej dla nas hodowli zwierząt na mięso i nabiał.
Swoją drogą, polscy immunolodzy zalecają nam na czas pandemii dietę roślinną, dzięki czemu możemy zmniejszyć ilość potencjalnych patogenów, z którą stykamy się spożywając żywność pochodzenia zwierzęcego.
Koronawirus uświadomił nam jak jedno zagrożenie potrafi zdestabilizować nasz świat. Kryzys klimatyczny nazywany jest przez naukowców mnożnikiem zagrożeń. Dlatego powinniśmy zrobić wszystko, aby go powstrzymać.