Spis powszechny był gratką dla oszustów. Tak wyciągali dane Polaków

Aleksandra Jaworska
Narodowy Spis Powszechny dał jeszcze jedną okazję oszustom. GUS i policja zaczynają bowiem odnotowywać przypadki wyłudzania danych. Oszuści podający się fałszywie za rachmistrzów, dzięki uzyskanym informacjom mogą zaciągnąć kredyty czy ukraść pieniądze z konta.
To nie koniec problemów ze spisem (fot. Robert Stachnik/REPORTER)

Okazja dla złodzieja

GUS odnotowuje coraz częstsze sygnały na temat podawania się za ankieterów przez osoby nieuprawnione w celu wyłudzenia danych – wskazuje "Dziennik Gazeta Prawna"

– Niestety, w trakcie spisu dotarły do nas informacje o próbach podszywania się pod rachmistrzów, telefonicznie czy podczas przeprowadzania wywiadów bezpośrednich – powiedziała DGP rzecznik prasowa GUS Karolina Banaszek.
Fałszywi rachmistrzowie każdorazowo pytali o zarobki, majątek, dane z dowodu osobistego, konta w banku, a tych informacji oficjalne biura spisowe nie zbierały. Niektórym respondentom zapaliła się w głowie czerwona lampka. Wtedy zazwyczaj ankieter odkładać słuchawkę i znikał z linii. Część osób mogła jednak paść ofiarą oszustwa.


Niektórzy dopiero się orientują o zaistniałej sytuacji i zgłaszają sprawę policji. W pewnym momencie rachmistrzowie zaczęli nawet podawać w internecie swoje indywidualne numery telefonów, aby ułatwić spis osobom, które jeszcze nie wywiązały się z tego obowiązku.

Bezpośredni kontakt pozwalał szybciej wypełnić formularz spisowy, nie trzeba było czekać w kolejce na infolinii czy na odzew ze strony rachmistrza. "To jednak była bardzo ryzykowna praktyka, na którą nie było pozwolenia GUS. W ten sposób osoby nieuprawnione mogły z łatwością podszywać się pod rachmistrzów, by wyłudzić dane od respondentów" – podaje DGP.

Odmowa udziału w spisie powszechnym

Spis od początku wzbudzał niemałe kontrowersje. Ludzie emocjonują się nim począwszy od startu. Niektórzy dali się nawet nabrać na... łańcuszek na FB.

"Jako Wolny Człowiek (...) zastrzegam prawa autorskie do informacji-danych o mnie i moich dzieciach i odmawiam zgody zarówno swojego udziału jak i udziału moich dzieci (...) w Narodowym Spisie powszechnym" – takiej treści łańcuszek pojawił się na Facebooku jeszcze zanim spis powszechny ruszył.

Takie oświadczenie nic nie dawało, a mogło wręcz narobić sporo kłopotów. Autorzy łańcuszka twierdzili wówczas, że mogą odmówić podawania GUS jakichkolwiek informacji osobistych, gdyż objęte są one przez... prawo autorskie.

Argumentowali przy tym, że GUS (jak zresztą cała Rzeczpospolita Polska) jest jedynie "prywatną firmą", która "symuluje organ państwowy", więc nie ma prawa wykorzystywać prywatnych danych ludzi.

Jednak Polska, tak jak każde państwo UE, jest zobowiązana do przeprowadzania spisu powszechnego ludności i mieszkań przez Rozporządzenie (WE) Nr 763/2008 Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 9 lipca 2008 r. Jak dodają eksperci, nasze dane podlegają ochronie zagwarantowanej w ustawie o narodowym spisie powszechnym ludności i mieszkań w 2021 r. z dnia 9 sierpnia 2019 r. oraz ustawie o statystyce publicznej z dnia 29 czerwca 1995 r.
Czytaj także: Wyciek na finiszu. GUS ujawnił maile uczestników Spisu Powszechnego

Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl