Polska ma sprowadzać prąd z Ukrainy. Mogliśmy już wcześniej, ale PiS nie chciał

Kamil Rakosza-Napieraj
09 września 2022, 17:55 • 1 minuta czytania
– Jesteśmy zainteresowani tym, by Ukraina mogła wesprzeć Polskę w kwestiach energetycznych – mówił w piątek prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Mateusz Morawiecki w popłochu szuka wyjścia z kryzysu energetycznego. A mogliśmy dogadać się w tej sprawie z Ukraińcami dawno temu.
Polska chce sprowadzać prąd z Ukrainy Fot. AP/Associated Press/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Więcej artykułów znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl >>


– Dziś, ze względu na embargo na rosyjski węgiel, ściągamy go z całego świata. Aby go nie spalać w polskich elektrowniach, przydałoby nam się trochę prądu z Ukrainy. Usłyszałem ze strony pana prezydenta [Zełenskiego – red.], że będzie to możliwe w krótkim czasie. To jest ta pomoc z drugiej strony, która nam jest potrzebna – powiedział Morawiecki na konferencji prasowej w Kijowie.

Polska chce sprowadzać energię z Ukrainy

W piątek Mateusz Morawiecki spotkał się w stolicy Ukrainy z Wołodymyrem Zełenskim oraz prezydentem Łotwy Egilsem Levitsem.

Jesteśmy zainteresowani tym, by Ukraina mogła wesprzeć Polskę w kwestiach energetycznych – zadeklarował Zełenski. – Zrobimy wszystko, abyśmy w najbliższym czasie mogli znaleźć wyjście z ewentualnego przyszłego kryzysu energetycznego – dodał.

Mateusz Morawiecki prosi o ukraińskie wsparcie w chwili, kiedy Polska stoi przed realnym zagrożeniem w postaci deficytu nawet 6 mln ton węgla.

– Jesteśmy w przededniu sezonu grzewczego, a sierpień i wrzesień to tradycyjnie miesiące najbardziej wzmożonej sprzedaży detalicznej węgla. Nie jesteśmy do tego sezonu dobrze przygotowani – mówił w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes Łukasz Horbacz, prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla. – Szacujemy, że do końca tego roku zabraknie nam ok. 4 do 6 mln t węgla, przy czym ok. 2,5 mln t wyniesie niedobór w sektorze opałowym – podliczał.

Mogliśmy mieć prąd z Ukrainy już wcześniej

Co ciekawe, Ukraińcy już w 2020 r. proponowali Polsce "podzielenie się" wytwarzaną nad Dnieprem energią atomową. Jak pisał "Newsweek", w 2020 roku Ukrenergo, operator linii przesyłowych na Ukrainie podlegający tamtejszemu ministrowi energetyki, zwrócił się do polskiego rządu z propozycją wznowienia eksportu z Chmielnickiej Elektrowni Jądrowej do Rzeszowa.

Elektrownia w mieście Niecieszyn w obwodzie chmielnickim leży ok. 250 km od granicy z Polską. W latach Polski Ludowej z elektrowni w ówczesnym Związku Radzieckim sprowadzano prąd linią wysokiego napięcia. Tak było do początku lat 90., kiedy to Polska zsynchronizowała swój system energetyczny z częstotliwością obowiązującą na Zachodzie. Wówczas prąd z Chmielnickiej Elektrowni Jądrowej przestał płynąć.

Pomysł reaktywacji połączenia wracał kilkukrotnie. Ostatni raz w kwietniu 2020 r.

Z informacji "Newsweeka" wynika, że rząd Ukrainy ofertę odbudowy łącza energetycznego wysłał drogą dyplomatyczną 16 kwietnia 2020 roku.

Piotr Naimski, ówczesny pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej odpowiedział odmownie ukraińskiemu ministrowi energii Witalijowi Szubinie. W odpowiedzi, którą przytacza "Newsweek", czytamy o budowie mostu energetycznego z Chmielnickiej do Rzeszowa:

"To jest bardzo ambitny projekt, który jednak z pewnością nie mieści się ani nie jest kompatybilny z planami rozwoju polskiego systemu energetycznego. Plany nie uwzględniają ani nie przewidują odbudowy i modernizacji linii 750 kV Chmielnicka – Rzeszów. Przebudowa i ponowne podłączenie wymagałyby czasochłonnej inwestycji, około 4-5 lat i bardzo dużych nakładów finansowych. Przedsięwzięcie to z punktu widzenia polskich odbiorców energii nie ma istotnej wartości. Wznowienie eksploatacji linii Chmielnicka – Rzeszów jest po prostu nierealne, zarówno z powodu technicznego, jak i ekonomicznego" – cytuje "Newsweek".

– To, że odmówiliśmy powrotu do tego projektu, to jedno. Liczy się też forma. Naimski nie podał Ukraińcom czarnej polewki. Wylał ją im na głowy – powiedziała tygodnikowi osoba znająca kulisy rozmów ze stroną ukraińską.

Zima w rękach Putina

Jak pisaliśmy w INNPoland, tegoroczna zima będzie trudna zarówno dla gospodarstw domowych, jak i przedsiębiorstw. 2 września Gazprom poinformował, że dostawy do Niemiec gazociągiem Nord Stream 1 nie zostaną wznowione. Oficjalnie winnym ma być "usterka" i "wyciek", terminu naprawy nie podano. To rzecz jasna rosyjski szantaż energetyczny i pokaz siły Putina, który to będzie trzymał w ryzach europejską zimę. Magazyny będą pustoszały, a ceny gazu drastycznie wzrosną.

Informacja z piątku 2 września zaskoczyła rynki, euro zanotowało mocne spadki, wobec czego słabnie również złoty, co tylko utrudnia kontraktowanie gazu, bo ten staje się jeszcze droższy. Już w poniedziałek 5 września na giełdach gaz drożał o ponad 30 proc., a w piku nawet blisko 40 proc. Piotr Kuczyński, ekonomista i analityk DI Xelion w rozmowie z INNPoland podkreśla, że decyzja Gazpromu, czyli tak naprawdę Kremla, to odpowiedź na decyzję podjętą przez państwa grupy G7, czyli ustalenie limitów na ceny ropy z Rosji.

– Decyzję Gazpromu wiążę bezpośrednio z tym, co postanowiły państwa G7, czyli nałożenie ograniczenia cenowego na ropę sprowadzaną drogą morską z Rosji po 5 grudnia tego roku. To, że Gazprom natychmiast, tego samego dnia poinformował, że coś się zepsuło i kurka nie odkręci, to jest retorsja za to. To jest oczywiste. Tegoroczna zima niewątpliwie będzie w rękach Putina – zauważa Kuczyński.

Jak dodaje, z komunikatu G7 wynika, że państwa te nie wiedzą, jak na limity cenowe zareagują Chiny i Indie, czyli biznesowi partnerzy Rosji. – Nie wiedzą, to im podpowiem. Chiny i Indie będą miały w nosie ten zakaz i wiedzą to wszyscy, tylko nie ci, którzy podjęli te arcymądre decyzje. A czy Kreml będzie sprzedawał ropę po wskazanych przez G7 cenach? Również odpowiadam - nie będzie – podkreśla ekonomista.

Zdaniem Kuczyńskiego, decyzja Rosji już zaczyna uderzać w Polskę, bo Niemcy boją się, że przez zakręcenie Nord Stream 1 zacznie im brakować gazu, więc ograniczają dostawy poza kraj. Jak podkreśla ekonomista, Polska tylko pozornie jest w dobrej sytuacji, bo niby ma zapasy w zapełnionych magazynach, a także w perspektywie może odbierać gaz poprzez Baltic Pipe, problem jednak w tym, że nie podpisaliśmy jeszcze żadnego kontraktu na gaz odbierany tą drogą.

Czytaj także: https://innpoland.pl/183769,ceny-gazu-w-gore-szykuje-sie-zima-sterowana-przez-putina