Wakacyjne "paragony grozy" czas start. Jest tak drogo, że turyści dzielą porcje na pół
Wakacje 2023 oficjalnie rozpoczęte, uczniowie odebrali świadectwa, miejmy nadzieję, że każdy otrzymał promocję do następnej klasy. Jednak o nauce na chwilę można zapomnieć, więc i rodzice wybierają urlopy od pracy.
Jednym z najbardziej popularnych wakacyjnych kierunków jest Bałtyk, a nad nim wiele osób nie wyobraża sobie nie skusić się na smażoną rybkę z dodatkami. Ile trzeba za to zapłacić?
Rewelacja? Inflacja – nad Bałtykiem
Na turystów nad Bałtykiem może paść blady strach, gdy zobaczą najnowsze paragony grozy. I to mimo że ryby sprzedawane prosto z kutra specjalnie nie podrożały względem ubiegłego roku.
Dorsz u rybaka kosztuje ok. 50 zł/kg, jednak unijne zakazy ograniczają połowy, a – jak tłumaczą rybacy – gramatura jest zbyt mała, żeby oferować go klientom.
Stąd też często widzimy w menu dorsza, tyle że atlantyckiego. I tu się zaczyna, bo trzeba zapłacić 21 zł za... 100 g, czyli cena kilograma to już 210 zł.
– Niestety inflacja, rosnące opłaty za media, ceny transportu spowodowały, że również i my musieliśmy podnieść w tym roku ceny ryb o 20–30 procent – powiedział "Faktowi" Mirosław Mielczarek, który prowadzi restaurację w Kołobrzegu.
Dodał jednak, że choć cena nie jest niska, to dorsz nadal jest najchętniej wybieraną rybą.
"Fakt" zajrzał także do trójmiejskich barów. Za pół kilograma sandacza z frytkami trzeba zapłacić 100 zł. Na kwotę składają się:
- cena sandacza – 180 zł/kg;
- frytki – 10 zł.
Flądra była najtańszą opcją, najtańszą z zestawienia, ale nie oznacza, że tanią. Za kilogram trzeba zapłacić 110 zł. Tyle samo kosztowały śledzie. Na drugim biegunie, czyli najdroższą opcją była kergulena, kosztująca 210 zł/kg.
Z kolei w Kołobrzegu za kilogram miruny trzeba zapłacić 99 zł, za dorsza – 149 zł/kg. Jeśli komuś wystarczy przystawka, to za zupę pomidorową z łososiem płaci się 18 zł. Tyle samo kosztują flaczki z kalmara.
Polska na drugim miejscu... w rankingu wysokiej inflacji
Jak wcześniej informowaliśmy w INNPoland, w czymś w Europie jesteśmy zdecydowanie wśród liderów – niestety to poziom wzrostu cen. Najnowsze dane Eurostatu nie pozostawiają złudzeń i tylko potwierdzają to, co podawał wcześniej GUS. Polska numerem dwa, gorzej jest tylko na Węgrzech.
Unijny urząd statystyczny Eurostat podał odczyt inflacji konsumenckiej (HICP) za maj 2023 r. w krajach europejskich oraz w całej strefie euro. W Polsce inflacja wyniosła 12,5 proc. rdr. Licząc miesiąc do miesiąca – ceny wg unijnej statystyki wzrosły w naszym kraju o 0,2 proc.
"Najniższe roczne stopy odnotowano w Luksemburgu (2 proc.), Belgii (2,7 proc.), Danii i Hiszpanii (w obu 2,9 proc.). Najwyższe roczne stopy odnotowano na Węgrzech (21,9 proc.), w Polsce i Czechach (w obu 12,5 proc.). W porównaniu z kwietniem roczna inflacja spadła w dwudziestu sześciu państwach członkowskich, a w jednym wzrosła" – podał Eurostat.
Wyższy odczyt (inaczej liczony i skupiający więcej parametrów) inflacji za maj 2023 r. dla Polski podał Główny Urząd Statystyczny (GUS). Drożyzna w Polsce nie odpuszcza, ceny w maju rok do roku poszły w górę o 13 proc., czyli dokładnie tyle, ile wyszło w tzw. szybkim szacunku.
Inflacja zatem nie spada, a rośnie. A wraz z nią rosną ceny, tylko nieco wolniej niż w poprzednich miesiącach.