Mimo że jeszcze nie ma sezonu na najgorętsze zakupy, chińskie platformy handlowe przeżywają oblężenie. Porty lotnicze mają zator, co ma poważne konsekwencje dla konsumentów. Końcówka roku może być jeszcze gorsza.
Reklama.
Możliwe, że to koniec szybkich dostaw z Chin. A w każdym razie – w tym roku. Popularne azjatyckie lotniska nie wyrabiają się z obsłużeniem skali dostaw towarów zamawianych z takich platform jak Temu, przez co tworzy się zator i na paczki czekamy zwyczajnie dłużej. I to w okresie wakacyjnym, który zwykle był mało dochodowy dla transportu lotniczego. Są ku temu dwie główne przyczyny.
Zachęcamy do subskrybowania kanału INN:Poland na YouTube. Od teraz Twoje ulubione programy "Rozmowa tygodnia", "Po ludzku o ekonomii" i "Koszyka Bagińskiego" możesz oglądać TUTAJ.
Problemy na Kanale Sueskim
Przede wszystkim lwia część przewozu towarów przeniosła się z drogi morskiej na powietrzną. Wciąż czujemy efekty ataków jemeńskich rebeliantów Huti na Morzu Czerwonym, a do tej pory to był kluczowy szlak dla zakupów z Chin. Wedle danych z Suez Canal Authority, operatora Kanału Sueskiego, tranzyt na tym szlaku spadł o 55-60 proc. Pierwszy te dane przedstawił Business Insider, w rozmowie z przedstawicielem firmy logistycznej DSV.
Jak ekspert wskazuje, do tej pory wspomaganie się transportem lotniczym było konieczne wyłącznie w okresie przedświątecznym. To efekt szału zakupów z okazji Black Friday (w tym roku wypada 29 listopada) i zbliżających się właśnie świąt Bożego Narodzenia. Ataki Huti wymuszają stosowanie okrężnych tras i przerzucenie wolumenu na transport powietrzny, co obciąża lotniska, niedostosowane do takich ilości dostaw.
Zamawiamy ogromne ilości produktów z Chin
Co jest właśnie drugim powodem opóźnień. Ciężko tu winić samych konsumentów, którzy kuszeni są przez sklepy takie jak Temu, Shein czy AliExpressabsurdalnie niskimi cenami. Do tego przy platformach e-commerce trzymają nas mechanizmy zachęcające do codziennego korzystania z aplikacji, z szansą na dodatkowe rabaty.
Kupujemy więc tanio, częściej i całkiem sporo. I nie tylko my, ale ogólnie w Europie i USA. Błyskawiczne tempo rozwoju i ekspansji azjatyckich sklepów online sprawiło, że nie nadążyła za tym branża logistyczna – nie zdołałoby na czas stworzyć infrastruktury transportu morskiego, która obsłuży taki popyt. Więc paczki trafiły do samolotów, które też nie mają takiego załadunku jak kontenerowiec. Za to dostawy były szybsze, co tylko zachęcało nas do kolejnych zakupów.
Business Insider podaje, że największe zatory są w portach lotniczych w Bangladeszu i Indiach. Oprócz dużego czasu oczekiwania na wylot towarów branża zaczyna podnosić ceny. Łańcuch logistyczny przenoszony jest także na inne lotniska w regionie.
I to wszystko w sezonie, który dla transportu lotniczego był zwykle dość suchy. Czwarty kwartał tego roku może być dla niego wyjątkowym wyzwaniem. Wedle Business Insider, w Azji większość rezerwacji na transport lotniczy towarów na czwarty kwartał jest już zarezerwowana. W Europie, USA i na Bliskim Wschodzie wyprzedano z kolei ponad 80 proc. zaplanowanej na ten kwartał przestrzeni transportowej.
Ekspert z DSV wskazuje, że w tym rokuazjatyckie platformy e-commerce mogą pobić swoje rekordy sprzedaży i wysyłki paczek. Szczyt sezonu będzie wyjątkowo wymagający, dla branży logistycznej, jak i konsumentów. A do tego mówimy o warunkach, gdzie nie dojdzie jeszcze do żadnych nieprzewidzianych czynników, typu strajk kontrolerów lotów i braki pracowników. Więc jeśli kupujecie prezenty świąteczne z Chin, może warto zacząć zamawiać je już teraz.
Dwa sklepy przodują w zatorach
W lutym br. pisaliśmy na INNPoland, że Temu i Shein są głównym źródłem blokowania ruchu transportu lotniczego. Już od początku kryzysu na Kanale Sueskim czartery były rezerwowane masowo z dużym wyprzedzeniem. Szczególnie branża szybkiej mody, agresywnie uderzająca na zachodnie rynki, wypychała innych klientów i podnosiła ceny frachtu.
Dla porównania – na początku tego roku Temu wysłało około 4000 ton towaru dziennie, Shein 5000 ton, Apple 1000 ton.
Agencja Reuters alarmowała, że branża logistyczna już wtedy wyrażała obawy o długoterminową sytuację na rynku transportu lotniczego. Jak widać, te się spełniają.
Ile trwa transport towaru z Chin?
Drogą morską czas transportu wynosi od 4 do 7 tygodni, a powietrzną 4 do 7 dni. Druga metoda była zwykle priorytetem dla towarów o krótkim terminie ważności jak żywności i leki. Samolot ma większe ograniczenia gabarytowe i jest droższą opcją.
Jest jeszcze trzecia droga – koleją. Jak czytamy na stronie firmy logistycznej Fullbax, transport kolejowy z Chin na tzw. Nowym Jedwabnym Szlaku bezpośrednio do Polski trwa około 11-14 dni, a na jeden pociąg można załadować nawet 50 kontenerów. Cenowo dostawa wagonami również wypada między statkiem a samolotem.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Prawo a niskie ceny z Chin
Chiny w 2001 roku stały się członkami Światowej Organizacji Handlu (WTO). To wydarzenie pozwoliło nabrać rozpędu ich gospodarce, otworzyło Państwo Środka na zagraniczne inwestycje i wrota do zasypania świata ich towarami. Chiny musiały liczyć się z ostrzejszymi restrykcjami i decyzjami niż inne kraje rozwijające się, ale w zamian mogły liczyć na niskie opłaty handlowe do napędzenia gospodarki.
Po 20 latach Chiny same zasilają 1/10 budżetu WTO (raport z 2021 roku) i są na szczycie eksporterów towarów. A opłaty dalej te same. W organizacji stale mają status kraju "rozwijającego się" i same tę narrację podtrzymują, jednocześnie malując się na ekonomiczną potęgę. Którą są.