
To trzecie Boże Narodzenie Darii Szkudlińskiej jako pastorki parafii ewangelickiej w Penkun. Dzisiaj młodej poznanianki nie trzeba tu już nikomu przedstawiać, ale na początku budziła wśród wiernych niemałe zdziwienie.
Dla Darii Szkudlińskiej, pastorki z Penkun, niewielkiej miejscowości w Meklemburgii-Pomorzu Przednimi niedaleko granicy z Polską, Wigilia to dzień wyjątkowo pracowity. Tego dnia nabożeństwa odprawić musi w czterech kościołach; pierwsze już o godzinie 13:00, ostatnie – trochę przypominające polską pasterkę – o godz. 22:00. Na co dzień pastorce podlega sześć okolicznych kościołów, ale w Wigilię w dwóch z nich nabożeństwa odprawią mający odpowiednie uprawnienia pomocnicy.
Świąteczna atmosfera w parafii na dobre zaczyna się już z początkiem adwentu. W kościele pojawiają się choinki, lampki, śpiewane są kolędy – nie do końca zgodnie z tradycją, która mówi, że powinno się je śpiewać dopiero po Wigilii. – Tak naprawdę cały grudzień u nas to jedno wielkie świętowanie: grzane wino, ciasteczka, pierniczki, koncerty – wylicza pastorka. – Każda wieś, każdy kościół mają swoje spotkania świąteczne. Czasem mam problem, żeby wszędzie zdążyć się pojawić.
Spełnione marzenie
Wybór takiej drogi zawodowej nie był dla Darii Szkudlińskiej przypadkiem. – Jako nastolatka mówiłam, że zostanę pastorką. Ale tak naprawdę nie wiedziałam, na czym polega ta praca – wspomina.
– Nie wiem też, czy zdecydowałabym się na tę drogę ponownie, wiedząc, czym będę się musiała zajmować. Nawet 80 procent tego, co robimy, to administracja i sprawy związane z utrzymaniem leciwych już budynków. Zawsze coś się zepsuje, coś czeka na naprawę.
32-letnia obecnie Daria Szkudlińska pastorką jest od 2023 roku. To wtedy odbyła się jej ordynacja, czyli wprowadzenie w urząd. Do Niemiec poznanianka wyjechała zaraz po maturze w 2012 roku. Rok później – po kursie niemieckiego – rozpoczęła studia teologiczne.
– W Niemczech studia te są bardzo rozbudowane, można studiować w różnych miejscach. Całość kończy się egzaminem. Właściwie cały ostatni rok trwają egzaminy – opowiada Daria Szkudlińska. – Studia zaczęłam w Greifswaldzie, potem byłam na wymianie w Tybindze, studiowałam też w Lipsku, a na koniec w Kilonii.
Praktyczna nauka zawodu
Po studiach przyszedł czas na wikariat, przy czym w Niemczech jest to raczej praktyczna nauka zawodu. Polega na pracy w parafii i jednoczesnym uczestniczeniu w praktycznych kursach np. duszpasterstwa czy prowadzenia nabożeństw. – Na studiach jest głównie teoria, ale z praktyką nie ma to zbyt wiele wspólnego – przyznaje pastorka. – Dopiero podczas wikariatu uczymy się, jak prowadzić pogrzeb, udzielać ślubu czy prowadzić rozmowy duszpasterskie w szpitalu.
W poznańskim domu rodzinnym obecnej pani pastor funkcjonowały obie wiary: katolicka – ze strony taty i ewangelicka ze strony mamy. – Jako dziecko chodziłam do kościoła katolickiego, przystąpiłam nawet do pierwszej komunii świętej – wspomina. Zmiana przyszła wraz z wiekiem. – Będąc nastolatką wolałam spotkania w kościele ewangelickim – było tam bardziej kameralnie. Dużo się wtedy zastanawiałam nad kwestiami wiary, nad tym co jest dla mnie ważne, jak chciałabym żyć. W Kościele ewangelickim znalazłam to, co bardziej odpowiadało mojemu typowi duchowości – opowiada.
Równość i transparentność
Wśród rzeczy, które ujęły poznaniankę w Kościele ewangelickim jest m.in. podejście do kobiet: – Każdy jest tu traktowany na równi. Poza tym wszystko ma tu bardziej demokratyczny charakter, jest bardziej transparentne. Myślę, że lepiej pasuje to do tego, w jaki sposób ja sama żyję, ale też do współczesności.
Do parafii w Penkun Daria Szkudlińska trafiła po rozmowie rekrutacyjnej. – Słyszałam, że ta parafia jest akurat "wolna" – opowiada. Wybór na tę miejscowość padł przede wszystkim ze względu na bliskość Polski. – Wcześniej, przed przeprowadzką nigdy tu nie byłam, ale obejrzałam sobie wszystko na mapach Google i wiedziałam już, jak blisko stąd jest granica.
Bliskość miasta i kino bez dubbingu
Położenie Penkun okazało się atutem także dla męża Darii Szkudlińskiej, który pracuje w oddalonym o około 30 km Szczecinie. – Gdyby nie Szczecin, to myślę, że bym się tutaj nie przeprowadziła. Przez większość życia mieszkałam w mieście, a tu panuje raczej wiejski klimat. Dobrze mieć miasto w sąsiedztwie. Można coś załatwić albo pójść do kina na film bez niemieckiego dubingu, za którym z mężem nie przepadamy – opowiada ze śmiechem.
Z polskiego sąsiedztwa równie chętnie korzysta miejscowa ludność. Dla liczącego 1700 mieszkańców Penkun najbliższym dużym miastem jest właśnie Szczecin. Mieszkańcy jeżdżą tam na zakupy, korzystają z usług. Dużą popularnością cieszył się niedawny parafialny wyjazd na bożonarodzeniowy jarmark w Szczecinie. Polsko-niemiecka codzienność nikogo z resztą tutaj nie dziwi; po wejściu Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku na przygraniczne tereny po niemieckiej stronie granicy przeprowadziło się wielu Polaków, także do Penkun i w jego okolice.
Polka, kobieta – w dodatku młoda
Być może z tego powodu pochodzenie nowej pani pastor nie budziło wśród parafian wielkiego zdziwienia. Zaskoczeniem nie był też fakt, że stanowisko objęła kobieta. – Ale że młoda, to już tak! – śmieje się Daria Szkudlińska.
– Ludzie myślą, że pastorzy to panowie po 60-tce, z siwymi włosami. Teraz już mnie kojarzą, wiedzą, kim jestem. Ale na początku miałam bardzo wiele sytuacji, w których ludzie nie chcieli wierzyć, że jestem pastorką. Niektórzy myśleli, że jestem konfirmantką albo czyjąś wnuczką.
Po objęciu swojej pierwszej parafii poznanianka musiała przystosować się do nowej rzeczywistości. Szybko widoczne stały się różnice między zachodem Niemiec, gdzie wcześniej mieszkała, a terenem byłej NRD, na których znajduje się jej obecna parafia. – Wcześniej miałam jeden kościół, w którym zapisanych były trzy tysiące wiernych. Tutaj mam sześć kościołów i niecałe sześciuset wiernych – mówi. – Mamy też zajęcia dla młodzieży z różnych parafii. Przychodzi na nie łącznie jedenaścioro osób – i to jest bardzo dużo. W Elmshorn na północy Niemiec miałam trzydzieścioro uczestników w jednym tylko roczniku. Wszystko ma tu inną skalę.
Dużo więcej pogrzebów niż chrztów
W niewielkim Penkun widać też inny problem wschodnich landów Niemiec: postępujące starzenie się społeczeństwa. Przez 2,5 roku pastorka ochrzciła troje dzieci. Pogrzebów w tym czasie odbyło się ponad trzydzieści.
Prognozy demograficzne dla tego rejonu Niemiec są jednak nieubłagane: liczba mieszkańców, a tym samym wiernych, będzie coraz bardziej malała.
– Dlatego tak bardzo lubię święta, bo wtedy nagle okazuje się, że można zapełnić kościół. Wigilia to jedyny dzień w roku, kiedy trzeba przyjść na nabożeństwo przynajmniej pół godziny wcześniej, żeby zająć dobre miejsce – śmieje się Daria Szkudlińska. – Przychodzą nawet ci, którzy na co dzień nie czują się związani z kościołem.
Autor: Monika Stefanek.
Zobacz także
