Para Polaków zrobiła biznes... na psich głowach. Sprzedają swoje rzeźby na całym świecie

Patrycja Wszeborowska
Katarzyna Fober oraz Bartłomiej Polak zarabiają na psich głowach. Choć to, czym się zajmują, brzmi nad wyraz ekstrawagancko, w rzeczywistości jest połączeniem wzornictwa, odlewnictwa i rzeźby. Naturalnych rozmiarów głowy rasowych psów, wykonane rękami zdolnych Polaków, zdobią półki domów 22 krajów na całym świecie.
KUFA.design to połączenie wzornictwa z odlewnictwem i rzeźbą. fot. Magłorzata Fober
Z rzeźbienia psich głów zrobiliście swoją pracę. Dość nietypowe źródło zarobku. Skąd wziął się na to pomysł?

Kasia: Z powstaniem KUFY wiąże się pewna historia, którą przeżyliśmy wracając ze Świąt Wielkanocnych w 2017 roku. Przejeżdżając przez kolejne miejscowości, w pewnym momencie, przy dość ruchliwej drodze, zauważyliśmy przemokniętego, utykającego psa.

Jako że oboje nigdy nie przechodzimy wobec takich sytuacji obojętnie, nie trzeba było długo czekać, aby wyziębiony psiak już leżał w naszym bagażniku, a my kierowaliśmy się do najbliższego lekarza weterynarii. Po niecałej godzinie opatrzony pies trafił na obserwację, a my mogliśmy ruszyć w dalszą drogę.
W ofercie KUFA.design znajdują się obecnie głowy buldogów francuskich, bullterierów i chihuahua.fot. KUFA.design

Jednak, jak wynikało z rozmowy z lekarzem, pies gdy tylko wydobrzał, miał trafić do schroniska, a stamtąd odebrał go właściciel, który, jak przyznał sam lekarz, nie bardzo o tego zwierzaka dbał. Czyli mimo, że pomogliśmy, to finalnie nasza pomoc okazała się tylko połowiczna i to biedne stworzenie, być może znów nieupilnowane, będzie błąkało się samotnie przy drodze szybkiego ruchu.


Bartek: Ta cała sytuacja dała nam mocno do myślenia. Byliśmy już parą od roku i oboje zastanawialiśmy się, jak moglibyśmy połączyć nasze pasje, zawody, zamiłowanie do psiaków oraz chęć pomocy czworonogom. Wracając do domu, mimo,= że byliśmy szczęśliwi, że udało się uratować tego psa, to gdzieś w głębi oboje czuliśmy złość, że pomoc okazała się jednorazowa i nie mamy wpływu na jego dalszy los.

Po kilku tygodniach od zdarzenia, po długich rozmowach i namysłach stwierdziliśmy, że chcemy pomagać, łącząc rzeźbiarstwo z designem. I tak w naszych głowach narodził się pomysł na odlewanie ręcznie rzeźbionych psich głów różnych ras.

Co kryje się za tajemniczo brzmiącą nazwą firmy?

Bartek: KUFA - to kynologiczna nazwa przedniej części trzewioczaszki psa - czyli zwyczajnie psiej mordki. Nie musieliśmy się długo zastanawiać nad nazwą. Można powiedzieć, że przyszła do nas sama. Zależało nam, aby była prosta i łatwa do zapamiętania. Rzeźbimy i odlewamy dobrze zaprojektowane psie rzeźby, stąd nazwa.
Rzeźbieniem zajmuje się Kasia, absolwentka ASP. Bartek przejął dowodzenie nad odlewnictwem i pierwszym szlifem.fot. Magłorzata Fober

Kasia: Od samego początku zależało nam na tym, aby ciekawa rzeźba łączyła się ze wzornictwem, żeby była w pewnym sensie użytkowa. Przy projektowaniu staram się oddać charakter psa, odzwierciedlić jego wygląd i charakterystyczną dla danej rasy dynamikę.

Taka "oderwana od ciała" psia główka nie kojarzy się klientom negatywnie?

Kasia: W internecie można znaleźć sporo przedstawień głów psów i innych zwierząt, najczęściej jednak są one ukazywane jako trofea, wiszące na ścianie. Nasza wizja jest kompletnie inna. Pragniemy, by nasze rzeźby grały z otoczeniem, by dawały radość, były pochwałą życia i nie kojarzyły się z myślistwem.

Czym zajmowaliście się wcześniej, zanim ruszyliście z biznesem?

Kasia: Ja jestem rzeźbiarką z zawodu. Ukończyłam warszawską Akademię Sztuk Pięknych na wydziale Rzeźby. Aktualnie prowadzę Pracownię Rzeźby na katowickiej ASP. Także w odróżnieniu od Bartka, KUFA.design to dla mnie poniekąd kontynuacja drogi zawodowej.

Bartek: Tak. Ja, współtworząc KUFĘ, musiałem wszystkiego nauczyć się od podstaw, gdyż wcześniej nie miałem styczności z odlewnictwem. Przed założeniem firmy przez pewien czas budowałem górskie ścieżki rowerowe, a jeszcze wcześniej długo byłem barmanem. Miałem także okazję pracować w jednej ze śląskich instytucji kultury i można powiedzieć, że tam mój gust przeszedł dosyć szybkie, ale, jak uważam, skuteczne szkolenie.
Kufy są prawie naturalnych rozmiarów.fot. Magłorzata Fober

Jak wyglądało rozkręcanie biznesu?

Bartek: Od powstania nazwy do wypuszczenia pierwszego egzemplarza buldoga francuskiego minął dokładnie rok. Tyle czasu zajęło nam opanowanie sztuki odlewniczej. Mimo że Kasia znała podstawy, to nie miała dużego doświadczenia z silikonami, więc całego procesu musieliśmy nauczyć się sami.

Nasze rzeźby wykonujemy metodą bezpodziałową - formy silikonowe, które tworzymy, nie składają się z dwóch części, tylko można powiedzieć, że wyglądają jak "skarpety" i tak też są ściągane.

Kasia: To wyróżnia nasze rzeźby, że nie mając widocznego podziału, nie tracą rzeźbiarskiego charakteru, a na tym zależało nam od początku. Nazywamy nasze KUFY rzeźbami i rzeczywiście one nimi są. Nie proponujemy klientom figurek, KUFY są zbliżone do naturalnych rozmiarów głowy psa i odlewamy je "na pełno" - ich ciężar i wymiary mają znaczenie.

W marcu minęły dwa lata odkąd wypuściliśmy pierwszą dopracowaną do granic możliwości rzeźbę buldoga francuskiego. W naszej kolekcji posiadamy również bullterriera, a niedawno ukazała się chihuahua. Już myślimy o kolejnej rasie.
Chihuahua to najnowszy produkt dwuosobowej firmy.fot. KUFA.design

Jaką rolę odgrywa Kasia, a jaką Bartek w firmie? Dzielicie się obowiązkami?

Kasia: Spod mojej ręki wychodzą wszystkie rzeźby. Ja też dbam o social media oraz o pakowanie KUF do wysyłki.

Bartek: Natomiast ja zajmuję się odlewaniem rzeźb, pierwszym szlifem oraz całą logistyką związaną z firmą. Pudełka, materiały, druki, faktury, sprzęt, maile - to moje zadania.
Dziś po dwóch latach działalności możemy śmiało powiedzieć, że KUFA.design stała się naszą pracą na pełen etat.

Posiadacie jakiś warsztat, z którego wychodzą wasze dzieła?

Kasia: Póki co, naszym biurem jest nasze własne mieszkanie. W zasadzie to nie tylko biurem, ale też magazynem, choć powoli staramy się o własną przestrzeń dla prowadzenia firmy.

Prowadzenie tak osobliwego biznesu wydaje się wiązać z wieloma trudnościami. Mieliście chwile zwątpienia?

Kasia: Przez pierwszy rok to był nasz chleb powszedni. Pierwsza rzeźba sprzedała się dopiero po pół roku od jej premiery. Pamiętam, że mocno zastanawialiśmy się, czy naprawdę warto pakować się w coś, co kompletnie nie idzie do przodu. Pewnie gdybyśmy nie byli parą na co dzień i nie wspierali się wzajemnie, już dawno porzucilibyśmy ten projekt.

Bartek: Najtrudniejsze było opanowanie silikonu, na który wydaliśmy kilkanaście tysięcy złotych zanim się go nauczyliśmy, a do tego zamówienia nie spływały przez pierwsze 6 miesięcy. Pamiętam, że oboje mocno frustrowaliśmy się faktem, że marnujemy kolejną partię drogiego materiału. Wtedy nie wyglądało to kolorowo, ale dzisiaj wiemy, że była to najlepsza lekcja, jaką tylko mogliśmy przejść i w zasadzie nie ma innej drogi niż nauka na żywym materiale.

Kasia: Trudne też okazało się zbudowanie społeczności w social mediach. To frustrujące, kiedy codziennie wrzucasz post, starasz się, żeby był ciekawy i merytoryczny, a po roku okazuje się, że masz tylko około 1 tys. folowersów.

Wtedy się denerwowałam, bo nie wiedziałam jak działają social media. Nie zdawałam sobie sprawy jakie to ciężkie zadanie i jak ważna jest konsekwencja. Na szczęście dzisiaj jest już lepiej i progres w tej dziedzinie jest zauważalny praktycznie każdego dnia.

Czyli największe trudności pozostawiliście już za sobą.


Bartek: Tak naprawdę trudności napotykamy codziennie. To nie jest tak, że wystarczył rok i wszystkiego się nauczyliśmy. Z racji tego, że to ja głównie pracuję na komputerze, to siłą rzeczy jestem zmuszony do nauki obsługi różnych programów. To wiąże się z godzinami poświęconymi na przesłuchanie tutoriali, a co za tym idzie, na zrozumienie pewnych mechanizmów, nauczenia się ich, a później wdrożenia.

Obróbka zdjęć, opanowanie wysyłek, wszystkich praw i wymaganych papierów z tym związanych, czy sztuka negocjacji lub szybkiego i regularnego odpowiadania na maile. To może wydawać się czymś normalnym, ale nie poświęcając takim rzeczom czasu robi się je dłużej, a chodzi o to, aby czerpać jeszcze coś z życia i nie dać się wciągnąć w wir pracy na komputerze. Doba ma tylko 24 godziny, a trzeba jeszcze przecież spać i mieć czas na wypad w góry.
" Nasze rzeźby są zarówno dla miłośników danej rasy, jak i dla osób, które kompletnie nie mają do czynienie z tego typu psami, jednak cenią sobie dobry wzór, estetykę i jakość wykonania, szukają ciekawego i oryginalnego dodatku do wnętrza" - przekonuje Bfot. KUFA.design

Kto kupuje psie głowy?

Kasia: Nie mamy zdefiniowanego odbiorcy naszych rzeźb, choć na pewno są to ludzie, którzy w dużej mierze przywiązują znaczną uwagę do estetyki tak jak my. Łączymy rzeźbę z designem, więc siłą rzeczy naszymi odbiorcami są ludzie, których oko jest wyczulone na estetyzm nieco bardziej.

Klienci miewają jakieś specjalne, nietypowe życzenia, które spełniacie?

Bartek: Tak, zdarzają się nietypowe zapytania. Klienci zazwyczaj proszą wtedy o stworzenie rzeźby według zdjęcia ich psa. Jednak my nie chcemy wykonywać takich zleceń. Proponujemy naszą własną wizję psa danej rasy.

Kasia: Takie indywidualne zamówienia trzeba by traktować jak normalne zlecenia rzeźbiarskie, co wiąże się z o wiele większym kosztem dla klienta. Dlatego postanowiliśmy połączyć rzeźbę z wzornictwem - tworząc jeden prototyp i wielorazowe formy, możemy odlewać KUFY w różnych wersjach kolorystycznych i w różnych materiałach. W ten sposób w maksymalny sposób obniżyliśmy koszt produkcji.

W jakich krajach wasze produkty cieszą się największym wzięciem?

Bartek: Naszym głównym rynkiem są Stany Zjednoczone. Tam mamy zdecydowanie najwięcej klientów. Jednak KUFY zdobią już wnętrza na pięciu kontynentach, także można powiedzieć, że nasze produkty wysyłamy już globalnie. W Szwecji i Australii najpopularniejszy jest bullterrier, natomiast w Anglii i Stanach zdecydowanie króluje buldog francuski.

Kasia: Dla mnie jako rzeźbiarki to duże wyróżnienie, że moje prace znajdują się już w 22 krajach na całym świecie. Jest to bardzo miłe i jednocześnie nobilitujące do dalszej ciężkiej pracy, i trzymania przez cały czas wysokiego poziomu jakości naszych rzeźb. KUFA to bardziej komercyjna część mojej artystycznej działalności, prywatne prace nie sprzedają się często i ciężko jest odnieść komercyjny sukces w dziedzinie sztuk pięknych, szczególnie rzeźby.

Sami sfinansowaliście swój biznes?

Bartek: Niestety tak i wiązało się to z kredytem, ale z drugiej strony, po tym cięższym początkowo okresie, jesteśmy w 100 proc. niezależni.

Zainwestowane pieniądze już się zwróciły?

Bartek: Tak, kredyt już udało się spłacić i od około roku zarabiamy na naszym biznesie. Nie jest jednak tak, że odkładamy duże kwoty. Ten, kto prowadzi firmę i chce się rozwijać, wie że trzeba inwestować zarobione pieniądze. Czasami zdarza się, że w miesiącu sprzedajemy 40- 50 rzeźb, a pod koniec miesiąca i tak wychodzimy na zero z racji kolejnych inwestycji.

Kasia: Na szczęście oboje traktujemy nasz biznes i całą przygodę z KUFĄ jako projekt długofalowy i nie jesteśmy nastawieni typowo na zarabianie pieniędzy. Jasne, są one ważne, ale nie spędza nam snu z powiek to, że drugi rok z rzędu nie jedziemy na jakieś dłuższe wakacje. Przede wszystkim chcemy wykonywać dobrą pracę, pieniądze przyjdą prędzej czy później.

Co macie w planach dalej? Głowy innych zwierząt wchodzą w grę?

Kasia: Docelowo mamy w planach wypuścić kilkanaście psich ras. Dużo ludzi pyta też o koty, więc pewnie w przyszłości pojawią się w naszej ofercie. Ja teraz skupiam się na przewodzie doktorskim, więc siłą rzeczy nie mogę poświęcić się tak mocno jakbym chciała tworzeniu kolejnych KUF, ale po obronie wracam do regularnego rzeźbienia psiaków.


Bartek:
Mamy kilka pomysłów na rzeźby innych zwierząt, ale póki co, pozostawimy to w tajemnicy. Bardzo możliwe, że powstaną rzeźby w drewnie, dogadujemy odnośnie tego szczegóły i być może, jeszcze w tym roku coś z drewna pojawi się w naszej ofercie. Tak naprawdę to dopiero się rozkręcamy i mamy nadzieję, że jeszcze zaskoczymy naszych odbiorców.