"Można się obawiać diesla za 10 zł". Tak wydarzenia na rynku ropy wpływają na wasze tankowanie

Krzysztof Sobiepan
10 marca 2022, 13:52 • 1 minuta czytania
Rosja straszy nas baryłką ropy za 300 dolarów. Orlen sprowadza Ural ze Wschodu, a USA wprowadza embargo na rosyjski surowiec. Do tego świat negocjuje z Iranem dodatkowy eksport ropy. Każdy Polak odczuje te okoliczności na stacji paliw, a pogubić się w nich łatwo. Pytamy eksperta paliwowego, czy czeka nas paliwo za 10-15 złotych i jak świat wpływa na pylony naszej stacji.
Rosja, USA, Iran, Polska - wszystkie wpływają na ceny ropy i cenę paliwa na stacji Fot. Odessa American/Associated Press/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google

W ostatnim czasie jesteśmy wręcz bombardowani kolejnymi doniesieniami z rynku paliw. Część odczuwamy na co dzień – przejeżdżając koło pylonów stacji benzynowych, ale też tankując (i przeklinając pod nosem na ceny).


Wiele okoliczności dzieje się jednak setki kilometrów od nas, a mogą one w znaczący sposób wpływać na to, jak będą wyglądać nasze rachunki za paliwo za tydzień, miesiąc czy kwartał.

Grzegorz Maziak, redaktor naczelny serwisu e-petrol.pl komentuje dla INNPoland ostatnie wydarzenia w świecie paliw. Ekspert ocenia, co jest jeszcze propagandą Kremla czy dyplomacją Waszyngtonu, a co realnie odczujemy w naszym portfelu.

Czy ropa będzie kosztować 300 zł za baryłkę?

Zacznijmy od najczarniejszego koszmaru. Niedawno wicepremier Rosji Aleksandr Nowak wskazał, że "odrzucenie rosyjskiej ropy doprowadziłoby do katastrofalnych skutków dla rynku światowego. Gwałtowny wzrost cen (...) wyniosłyby 300 dolarów za baryłkę, jeśli nie więcej". Co na to ekspert?

– Baryłka ropy za 300 dolarów jest scenariuszem bardzo mało prawdopodobnym. To co widzieliśmy w tym tygodniu, wzrosty cen w okolicach 130 dolarów za baryłkę Brent, to nadal nie są najwyższe ceny w historii. Rekord padł w okolicach 147 dolarów. Na ten moment wydaje się, że cena ropy nie wzrośnie już znacząco – ocenia Grzegorz Maziak.

Jak wskazuje ekspert, piłka jest jednak nadal w grze. Unia Europejska w dalszym ciągu nie nałożyła jeszcze sankcji na rosyjski sektor energetyczny. Rosja nie odcięła zaś Zachodu od swoich surowców w odwecie.

– W chwili obecnej nie ma czynników, które pchałyby cenę surowca drastycznie w górę. Pojawiają się natomiast działania rynkowe związane z ograniczaniem zakupu rosyjskiej ropy i innych produktów naftowych. Pojawiają się m.in. problemy z transportem czy ubezpieczeniem surowca. Ta ropa i tak częściowo już nie dociera do odbiorców– dodaje Maziak.

Wydaje się więc, że niedawna cena na poziomie 130 dolarów za baryłkę po części brała już pod uwagę niepokój wokół ropy Ural. Nasz rozmówca przekonuje też, że ceny w ryzach utrzyma też globalny rynek. Cały czas istnieją kraje, które chętnie kupią rosyjskie baryłki.

– Wymienić tu można na przede wszystkim Chiny, które na razie stoją zupełnie z boku konfliktu i mogłyby kupić więcej rosyjskiego surowca. W tej grupie jest też parę innych krajów. Trzeba będzie co prawda poprzestawiać elementy logistyczne, ale ropa z Rosji nie zniknie z rynku całkowicie – zaznacza nasz rozmówca.

Kolejnym czynnikiem który może pozytywnie wpłynąć na stabilizację cen ropy jest zwiększenie wydobycia w Stanach Zjednoczonych.

– Mam wrażenie że potencjał łupkowy na terytorium USA nie jest jeszcze w pełni wykorzystywany. Obecna sytuacja może być zaś niezłym punktem wyjścia do przyspieszenia tego typu działań. Trzeba jednak zaznaczyć, że będzie to ropa o innym od rosyjskiego składzie – przekonuje ekspert.

Co zmieni embargo USA na ropę z Rosji?

Kolejną informacyjną bombą była decyzja USA z wtorku, 8 marca – embargo na import rosyjskiej ropy. Czy taki ruch faktycznie odbije się na amerykańskim biznesie, czy jest to raczej symboliczny gest dyplomatyczny?

– Embargo na import nie uderzy szczególnie mocno w Stany Zjednoczone. Zapotrzebowanie na rosyjską ropę i produkty naftowe w USA jest sporo niższe niż w Europie, rynek się nie załamie. Dotychczas Amerykanie importowali zaledwie kilka procent, głównie jako półprodukty użyteczne w procesie rafineryjnym. Ich zastąpienie nie będzie szczególnie trudne. Mogą to być na przykład odpowiedniki z Kanady – wskazuje Maziak.

Nawet symboliczne gesty mogą mieć jednak pewne znaczenie.

– USA wychodzi tu przed szereg, ale w ślad za krajem poszła też Wielka Brytania. Być możne nawet jeśli Unia Europejska jako całość nie zdecyduje się na embargo, własne decyzje w tej sprawie podejmie część krajów członkowskich. To nie jest gest zupełnie bez znaczenia – zaznacza nasz rozmówca.

Czy ropa z Iranu może zastąpić ropę z Rosji?

Kolejnym wydarzeniem były optymistyczne zapowiedzi dyplomatów. Cztery lata temu administracja USA prezydenta Donalda Trumpa porzuciła porozumienie nuklearne z Iranem, nakładając na kraj jednostronne sankcje. Iran w odwecie przyśpieszył działania nuklearne powyżej porozumienia z 2015 r. W efekcie powstały znaczne sankcje na eksport ropy z Iranu.

W ostatni weekend doszło jednak do przełomu w negocjacjach trwających przeszło 10 miesięcy. Niektórzy eksperci twierdzą, że ropa z Iranu może wrócić na rynek jeszcze w 2022 roku i obniżyć ceny spowodowane rosyjską agresją.

– Ewentualny powrót ropy z Iranu na światowe rynki mógłby dalej uspokoić sytuację. Niestety, ciężko obecnie powiedzieć z jak dużą poprawą wiązałby się taki ruch. Trudno jest bowiem oszacować, ile irańskiego surowca faktycznie trafia już na rynek, mimo sankcji wobec Teheranu. Chiny nie kryły się w ostatnim czasie z tym, że bezpośrednio importują ropę z tego kraju mimo ograniczeń – przypomina ekspert e-petrol.pl.

– Powstaje pytanie, jak szybko Irańczycy byliby w stanie zwiększyć eksport po złagodzeniu sankcji. Obecnie szacuje się, że dostarczają na rynek około milion baryłek, a łagodniejsze embargo mogłoby zwiększyć tę liczbę do dwóch milionów. Problem w tym, że Rosja eksportuje 8 mln baryłek. Iran nie jest więc ostatecznym rozwiązaniem problemu – zapowiada Maziak.

Jak wskazuje, alternatyw dla rosyjskiego surowca jest kilka, ale całe globalne moce produkcyjne i alternatywne źródła raczej nie pozwolą na całkowite zastąpienie 8 milionów baryłek z Rosji. Uruchomione mogłoby zostać ok. 2-3 milionów.

Kiedy dokładnie irańska ropa popłynie w świat? Tu także nie jest łatwo o odpowiedź.

– Porozumienie z Iranem musi też zostać zatwierdzone politycznie, m.in. przez Kongres USA. Tylko to wymaganie może się przeciągnąć na parę miesięcy. Z drugiej strony wiele zależy też od innych aspektów rynku. Obecnie rosyjska ropa jest też pod wpływem tzw. sankcji pośrednich. Wiele firm samodzielnie przerywa import z Rosji bądź boi się robić interesy z Moskwą. Większa potrzeba rynkowa może przyśpieszyć procedury związane z Iranem – przekonuje rozmówca INNPoland.

Według oceny eksperta – przy pomyślnych wiatrach ropa z Iranu może szerzej trafić na rynek jeszcze w drugiej połowie 2022 roku. Sam proces eksportu może być zaś dość szybki, bo Irańczycy posiadają rezerwy surowca.

Czy Polska może zrezygnować z importu rosyjskiej Ropy?

Kolejną rzeczą jest fakt, że polski koncern PKN Orlen wydaje się importować ropę Ural z Rosji. Z informacji wynika, że przetarg rozpoczął się jeszcze przed napadem Rosjan na Ukrainę, do tego produkty naftowe nie są objęte sankcjami. Niesmak jednak pozostał, a w internecie pojawiły się apele o ucięcie współpracy z agresorem.

Podejdźmy jednak do sprawy realistycznie. Czy Polska jest w stanie z dnia na dzień powiedzieć Rosji "nie"?

– Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Z jednej strony prawie połowę ropy importujemy właśnie z kierunku rosyjskiego. Z drugiej strony w większej niezależności od surowca ze Wschodu pomaga nam ostatnia współpraca z Saudi Aramco. Trudno się jednak zamknąć wyłącznie na polskim rynku, skoro Grupa Orlen działa nie tylko nad Wisłą, ale przerabia też ropę w Czechach i na Litwie – wymienia Maziak.

Jak się okazuje, musimy być jednak gotowi na rosyjskiego asa w rękawie.

– W krótkim terminie będzie na niezwykle ciężko obyć się bez ropy z Rosji. Polska musi jednak cały czas uważać, bo Rosja może nas do tego zmusić własnymi sankcjami odwetowymi. Mamy jednak zapasy, mamy też możliwości importu przez Naftoport – zaznacza redaktor naczelny e-petrol.pl.

Czemu Polsce tak trudno jest zrezygnować z rosyjskiego surowca?

Wiemy już że będzie trudno, ale warto poznać wszystkie okoliczności. Czy od rosyjskiej ropy jesteśmy uzależnieni bardziej niż reszta Europy? Czemu tak bardzo na niej polegamy?

– Przypadek Polski jest tu odmienny na tle Europy Zachodniej. W ropę zaopatrujemy się za pomocą rurociągu. To najprostszy i najbardziej efektywny pod względem kosztów sposób otrzymania surowca. Embargo UE czy odcięcie surowca uderzy w nas mocniej, niż na przykład w Hiszpanię czy Włochy – szacuje nasz rozmówca.

Duży import z Rosji nie powinien więc nas dziwić. Skoro mamy najbardziej efektywny sposób pozyskania surowca, to go wykorzystujemy. A z Rosją współpracowaliśmy od wielu lat, pod ich surowiec konfigurowaliśmy nasze rafinerie.

– Z drugiej strony mamy też wspomniany Naftoport, więc nawet w przypadku braku ropy z Rosji możemy zaopatrywać się w surowiec z innych źródeł. Polska może przez dłuższy okres poradzić sobie bez rurociągu. Taki scenariusz testowaliśmy już w 2019 roku, gdy przez zanieczyszczony surowiec przesył ropy rurociągiem "Przyjaźń" stanął na kilkadziesiąt dni – przypomina analityk.

– Być może niedługo taki scenariusz będziemy musieli znów sprawdzić na własnej skórze. Rosjanie zapowiedzieli niedawno, że "wstrzymają eksport surowców". Na razie to bardzo ogólne stwierdzenie, nie wiemy jakich surowców i do których krajów – wskazuje Maziak.

Czy rafinerie Orlenu mogą przerabiać tylko rosyjską ropę Ural?

Obiegowa opinia jest taka, że polskie rafinerie są skonfigurowane tylko pod ropę Ural. Jeśli tej zabraknie, to czeka nas ogromny krach i ceny paliw jakie się nam nie śniły. To prawda, czy przejaskrawienie?

– Ropa z Rosji jest dość specyficzna. To ropa ciężka i kwaśna. Rosyjski surowiec jest podobny do tego z Iranu czy Wenezueli – obu tych graczy brakuje w ostatnim czasie na rynku paliw – zaznacza rozmówca INNPoland.

– Z danych Orlenu wynika, że surowiec z Rosji stanowi około połowy importów na potrzeby płockiej rafinerii. To spory postęp i odejście od wcześniejszej monokultury naftowej. Przynajmniej na poziomie produkcyjnym jesteśmy też gotowi do przerabiania innych blendów surowca – wskazuje analityk rynku paliw.

W Polsce absolutnie możemy obsługiwać inne ropy niż Ural. To dzieje się już dziś. Pracujemy na surowcu z różnych uzysków i na różnych produktach, m.in. z USA, Nigerii, Bliskiego Wchodu. Nie ma więc obaw, że bez rosyjskiej ropy nasze rafinerie staną. Procesy da się dostosować. Będzie to pewne wyzwanie, ale nie misja niemożliwa – uspokaja Maziak.

Czy paliwo będzie kosztować 10 zł? Ile zapłacimy za diesla?

Niektóre stacje sprzedają już olej napędowy na granicy 8 zł. Czy ceny paliwa mogą sięgnąć psychologicznej bariery 10 złotych?

– 8 złotych za olej napędowy w standardzie to kwestia paru dni. Kierowcy mogą się więc obawiać cen diesla przekraczających 10 złotych. Z dotychczasowych danych wynika, że benzyna drożeć będzie nieco wolniej niż diesel – informuje redaktor naczelny e-petrol.pl.

– Aktualne notowania hurtowe na rynku polskim to ok. 7,7 tys. złotych za metr sześcienny diesla. Dodając do tego sam VAT, bez grosza marży, cena dla kierowcy to już ok 8,30 zł. Kolejne prognozy są zaś wzrostowe. Nie wspominam nawet o tym, co zadzieje się z cenami z końcem obniżki VAT – wymienia.

Ekspert dodaje, że w przyszłym tygodniu - jeśli utrzyma się wzrostowa tendencja na rynkach naftowych - to 8,50 za diesla nie powinno dziwić. Wskazuje też, że obecnie mamy do czynienia z rekordową wręcz dynamiką wzrostu cen paliw.

Ile może kosztować paliwo? Ceny na stacjach po 15-20 zł?

Pozostaje pytanie, gdzie jest granica. Kierowcy zaczynają żartować, że niedługo trzeba będzie zmieniać pylony na stacjach, by mogły wyświetlić cenę powyżej 9,99 zł. Czy może czekać nas paliwo za 15-20 zł za litr?

– Tu byłbym spokojniejszy. Ceny rzędu 15-20 złotych na stacjach wymagałyby, by ropa kosztowała zdecydowanie więcej, nawet 200 czy 300 dolarów za baryłkę. Na razie jesteśmy dość daleko od tego pułapu więc nie obawiałbym się aż tak skokowego wzrostu cen paliw – uspokaja nasz rozmówca.

– W ostatnim czasie rynek paliw musiał zmagać się z wieloma okolicznościami. Wpierw z pandemią COVID-19, potem z mocną presją inflacyjną, w końcu z niespodziewaną inwazją Rosji na Ukrainę. Kumulacja trudności i kolejne zaburzenia łańcucha dostaw spowodowały, że obecna sytuacja nie należy do najlepszych. Pozostaje ufać, że po uspokojeniu sytuacji globalne rynki równie szybko zareagują w drugą stronę – podsumowuje Grzegorz Maziak.