"Embargo na węgiel uderza w Polskę, nie Rosję". Oto czego nie mówi nam rząd
Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google
Embargo na węgiel z Rosji - moralny obowiązek i ekonomiczny dramat
Przed kilkoma dniami wicepremier Jacek Sasin wskazał, że w wyniku embarga na węgiel z Rosji w Polsce po prostu go w tym roku zabraknie.
– Oznacza to, że na polskim rynku zabraknie 8 mln ton tego surowca. Chcę to bardzo wyraźnie podkreślić, węgla, którego nie importowały państwowe podmioty. Nie importował rząd – mówił wicepremier Jacek Sasin.
Państwowe molochy są bezpieczne, a co z nami? Z Polakami? No właśnie.
Sasin podkreślał, że w ostatnich dwóch latach to prywatne firmy importowały węgiel z Rosji. To jednak opał, który trafiał do prywatnych odbiorców i spółdzielni mieszkaniowych, którym służył do ogrzewania domów i mieszkań.
Oznacza to, że za decyzję rządu zapłacą zwykli obywatele i to najpewniej ci biedniejsi, którzy nie mogą sobie pozwolić na inne paliwo niż węgiel.
– Nie zostawimy tych ludzi. Będziemy sukcesywnie zwiększać w Polsce wydobycie. Będziemy także importować z innych kierunków – zapewnił Sasin.
Postanowiliśmy powiedzieć "sprawdzam". Czy te ogólnikowe zapewnienia mają jakąkolwiek szansę zasypać wyrwę po 8 mln ton węgla z Rosji? Czy Putin w ogóle zauważy, że Polska przestała przestała kupować jego węgiel? Czy Polacy będą marznąć w zimę, ale z poczuciem moralnego zwycięstwa?
Twarde liczby zapewnia nam dwóch ekspertów rynku energetycznego – Łukasz Horbacz, prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla oraz prof. Waldemar Karpa, ekonomista i specjalista rynku energetycznego z Akademii Leona Koźmińskiego.
Ile węgla zabraknie w Polsce?
– 8 mln ton węgla wydaje się prawdopodobną sumą. Nie dysponujemy jednak wszystkimi wyliczeniami, bo węgiel z Rosji był sprowadzany przez różne prywatne firmy, także przez pośredników, więc dokładne wyliczenie wolumenu z tej siatki połączeń wymagałoby czasu. Mam jednak nadzieję, że odpowiedni specjaliści ministerstwa wykonali tę pracę – mówi prof. Waldemar Karpa.
Nasz drugi ekspert nie do końca wierzy jednak w liczby podawane przez ministra Sasina. Może być jeszcze gorzej.
– Wspominane 8 milionów ton surowca to wariant optymistyczny. Z naszych obliczeń wynika, że przez embargo na węgiel z Rosji w Polsce zabraknie nawet 9-12 milionów ton węgla – szacuje Łukasz Horbacz, prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla.
– Proste wyliczenia najlepiej pokazują obecny problem. Wystarczy podsumować 2021 r. W ubiegły rok weszliśmy z zapasami węgla na poziomie 5 mln ton, w sektorach górnictwa i energetyki. Wtedy problem był odwrotny – węgla było za dużo. W ciągu roku zaimportowaliśmy 10 mln ton, ale pod koniec 2021 r. zapotrzebowanie na węgiel było tak duże, że i tak zabrakło ok. 2 mln ton surowca – przypomina Horbacz.
– To oznacza, że ponad krajową produkcję Polska potrzebowała ok. 17 milionów ton węgla z zewnątrz – dodając nadwyżkę, import i brak – podlicza rozmówca INNPoland.pl
– Co będzie się dziać w 2022 roku? Rok zaczęliśmy z zapasami na minimalnym poziomie. W pierwszym kwartale wjechało do kraju ok. 2 mln ton węgla. Obecnie działa zaś embargo na węgiel z Rosji, więc ze Wschodu nie przyjedzie do Polski prawie nic. Można liczyć na ok. 2 mln ton węgla z Kazachstanu, oczywiście jeśli Rosja nie zablokuje tranzytu sankcjami odwetowymi. I to jest wszystko – wylicza.
Skąd wziąć dodatkowe 8 mln ton węgla? Co z importem drogą morską?
– Wyliczenia IGSPW biorą już pod uwagę maksymalną przepustowość polskich portów. Więcej fizycznie nie da się dostarczyć, chyba że transporty zaczniemy wykonywać samolotami. A to oczywiście jest niezbyt realne – ucina Horbacz.
– W portach sytuacja już jest podbramkowa. Zakładając, że będą zajmować się tylko transportem węgla, to i tak będzie za mało. Roczna przepustowość portów wyniosłaby 8 milionów ton, ale straciliśmy już przecież pierwszy kwartał roku. Liczyć więc trzeba 6 mln ton. A porty nie rzucą przecież wszystkiego – teraz ważne są także m.in. transporty zboża i innych surowców. IGSPW szacuje, że końcowo będzie to 4 mln ton węgla w tym roku – przypomina Horbacz
– Z portów uzyskamy 4 mln ton, z Kazachstanu kolejne 2 mln ton i maksymalnie kolejne 2 mln ton z innych kierunków. Razem daje to 8 mln ton, a przypomnijmy, że potrzeba nam 17 mln ton węgla z importu. Stąd szacunki, że zabranie nam nawet 9 mln ton, jeśli nie więcej – wylicza Horbacz.
Czy import 8 mln ton węgla z Rosji można jakkolwiek uzupełnić?
– Nie. Po prostu nie da się sprowadzić więcej węgla. To niemożliwe. Z południa ani z zachodu fizycznie nie przywieziemy więcej węgla koleją. Wschód sami sobie zablokowaliśmy. Port na północy działa najlepiej jak może. Braku węgla po prostu nie jesteśmy w stanie niczym uzupełnić – zaznacza Horbacz.
– 8 mln ton węgla to wyrwa w rynku, która nie jest do uzupełnienia. Już obecnie coraz trudniej jest w ogóle kupić węgiel, zakontraktować ten surowiec. Spodziewam się, że w miarę rozwoju powagi sytuacji zostaną wdrożone jakieś mechanizmy subwencyjne. Ciągłość dostaw musi zostać zabezpieczona – dodaje prof. Karpa.
– Niewiele jest krajów, które mogłyby dostarczyć ten węgiel zamiast Rosji. Kolumbia już wskazuje, że jest przeciążona. Rząd Australii ogłosił, że także nie jest w stanie wytworzyć więcej surowca, by zapełnić powstałą przez wojnę lukę węgla na globalnym rynku – wymienia ekonomista.
Czy Polska może sama wyprodukować węgiel zamiast sprowadzać go z Rosji? Co z PGG, polskimi kopalniami?
– Mówi się o tym, że krajowe górnictwo ma zwiększać produkcję, ale to także nie jest realne. Kopalnia to nie fabryka, nie da się na szybko postawić kolejnej linii produkcyjnej i z miejsca podwoić wydobycia. Polskie kopalnie od 10 lat nie inwestowały w nowe ściany, nowe wydobycie i inne tego typu projekty. Znaczące zwiększenie wydobycia wymagałoby miliardów złotych nakładów i roku na wprowadzenie zmian – zaznacza Horbacz.
Czemu Polska nagle wprowadza embargo na węgiel? Inne kraje UE czekają.
– Doszliśmy do paradoksu. Moralnie powinniśmy wprowadzić embargo na surowce z Rosji. Ale robimy to ogromnym kosztem własnym. Polska porwała się na szybkie wycofanie węgla bez cienia planu, co zrobić po faktycznym wprowadzeniu zakazu. Moim zdaniem była to decyzja pochopna – ocenia prof. Karpa.
– Embargo wprowadziliśmy praktycznie z dnia na dzień, ale nie możemy w ten sposób zastosować środków zaradczych. Nie zwiększymy z miejsca wydobycia w rodzimych kopalniach. Nie podwyższymy udziału OZE w miksie energetycznym. Do tego potrzeba inwestycji i czasu – przypomina prof. Karpa.
– Bezpieczeństwo energetyczne kraju opiera się na trzech filarach: bezpieczeństwie dostaw, rachunku ekonomicznym i skutkach społecznych. Wydaje się, że natychmiastowością embarga rząd zachwiał wszystkimi trzema kolumnami – wskazuje prof. Karpa.
– Dobrze, że taki krok następuje pod koniec sezonu grzewczego. Nie wiem jakbyśmy sobie poradzili z taką decyzją na przykład w środku zimy. Uważam, że szkoda, iż wychodzimy przed szereg i węgiel z Rosji wykluczamy dużo wcześniej, niż reszta Unii Europejskiej. Czemu Polska na siłę ma się stać cierpiętnikiem Europy? – pyta ekonomista.
Kto ucierpi na embargu na węgiel?
– Na embargu nie ucierpią molochy, duże firmy ciepłownicze, państwowe i tak dalej. Brak surowca z Rosji boleśnie odczują jednak średnie i małe elektrociepłownie, firmy zajmujące się handlem tym surowcem i zwykli Polacy, ocieplający węglem domy – zapowiada prof. Karpa.
Nie jest też tak, że 8-9 mln ton brakującego surowca równo rozłoży się po polskiej gospodarce.
– Warto zwrócić uwagę na to, gdzie braki węgla będą największe. Według naszych wyliczeń te 9 brakujących milionów ton podzieli się następująco. 4-4,5 mln ton zabraknie w energetyce i ciepłownictwie. To ok. 17 proc. ich zapotrzebowania, czyli deficyty, którym można jeszcze w pewien sposób przeciwdziałać. Dla gospodarstw domowych ogrzewających się węglem zabraknie zaś ok. 5 mln ton, czyli aż 40 proc. ich zapotrzebowania. I to będzie prawdziwy problem – ostrzega Horbacz.
Jak wzrosną ceny węgla?
– Na embargu ucierpią zwykli Polacy. Ceny węgla już są bardzo wysokie, a będą tylko wyższe. Na ten moment cena tony to między 1,5 a 2,3 tys. złotych. Boje się nawet myśleć jakie ceny przyniosą kolejne miesiące i sezon grzewczy pod koniec roku. Możemy przebić nawet 3 tys. zł za tonę – wskazuje prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla.
– A klienci słysząc w mediach o embargu robią to, co uważają za słuszne – kupują węgiel na zapas, więcej niż potrzebują. Oznacza to, że będzie go jeszcze bardziej brakować, co zaowocuje dalszym wzrostem cen surowca – zaznacza nasz rozmówca.
W 2021 r. zabrakło zaledwie 2 mln ton węgla i ceny praktycznie się podwoiły – z 800 zł na ok 1,6 tys za tonę. Ciężko jest w ogóle sobie wyobrazić, jak wzrosną ceny przy braku 9 mln do 12 mln ton surowca. Boje się obecnie o tym myśleć – podsumowuje Horbacz.
Ile kosztuje Polskę embargo na rosyjski węgiel?
– Oczywiście embargo jest decyzją bardzo pozytywną pod względem moralnym. To znak, że Polska nie chce robić interesów z Rosją. Ale pod względem bezpieczeństwa energetycznego kraju, czy też tym, wynikającym z czystej ekonomicznej rachuby, ciężko jest ją wytłumaczyć – wskazuje prof. Karpa.
– Wydaje się, że jesteśmy w sytuacji bez wyjścia. Tak jak mówiliśmy, braki są nie do uzupełnienia. Zdaje się, że politycy nakładając embargo nie wykonali nawet matematyki na poziomie szkoły podstawowej – wzdycha zaś Horbacz.
– Chcemy dopiec Putinowi za wszelką cenę, a to embargo jest jak prztyczek w nos. A tym samym ruchem właśnie zadaliśmy duży cios naszym obywatelom. Mam wrażenie, że rząd podszedł do sprawy po wojskowemu, czyli "jest wojna, muszą być ofiary". Szkoda tylko, że ofiarami stają się polskie firmy i ich polscy klienci – zaznacza prezes IGSPW.
Jak embargo na węgiel uderzyło w polskie firmy?
– Prawodawcy zapewnili sporo utrudnień firmom. W ustawie dotyczącej embarga na rosyjski węgiel są zapisy, według których dostawcy są zobowiązani do zapewnienia deklaracji, że importowany surowiec nie jest z Rosji. Oświadczenie ma się znaleźć w każdym dokumencie sprzedaży. Nikt jednak nie pomyślał, że systemy informatyczne nie są do tego dostosowane – wskazuje Horbacz.
– Polska branża węglowa jest obecnie sparaliżowana. Według moich informacji wiele rodzimych firm handlujących węglem po prostu całkowicie wstrzymało sprzedaż, bo ich systemy nie są przystosowane do nowego prawa i muszą je zmienić. A nikt nie chce przecież złamać przepisów i liczyć się z konsekwencjami – dodaje.
– Embargo wprowadzono z dnia na dzień, firmy mogły zapomnieć o jakimkolwiek vacatio legis. W ustawie nie pomyślano o sprawach systemowych, technicznych czy konsekwencjach takiego embarga. Liczyła się tylko szybkość wprowadzenia prawa, a nie jego konsekwencje. To jest piekło i najgorszy scenariusz, jaki moglibyśmy sobie wyobrazić – podsumowuje prezes IGSPW.
Czy Rosja może omijać embargo?
Jak się okazuje, Polska może sobie jedynie zaszkodzić embargiem i dodatkowo zostać oszukana przez Rosjan. Jak to możliwe?
– Warto spojrzeć na ruch rosyjskich statków z węglem. Jak się okazuje, nie jest on jakoś szczególnie zmieniony. Wolumen pozostał podobny, a transporty nadal płyną jakby zakazów nie było. Jedyne co się zmieniło, to to, że Rosjanie przestali wypełniać obowiązkowe deklaracje kraju przeznaczenia surowca – tłumaczy prof. Karpa.
– Co to oznacza? Ten węgiel może płynąć gdziekolwiek na świece. Jeśli statek z węglem wypłynie z Rosji i zostanie przeładowany poza krajem UE, to surowiec technicznie przestaje być rosyjski. Z nową etykietą i pod nową banderą ten sam surowiec może wtedy popłynąć do Polski. Z tym, że kupimy go drożej – wyjaśnia ekspert ALK.
Czy Rosja w ogóle odczuje polskie embargo na węgiel?
– Eksport węgla do Polski to dla Rosjan orzeszki, niecałe 4 proc. światowego eksportu. Przy takim poziomie wydobycia w kraju Rosja nawet nie zauważy, że nie kupujemy jej surowca, zwłaszcza, że na rosyjski węgiel są chętni – ot, choćby Indie czy Chiny. Sama Polska niewiele tu zmieni. Embargo na poziomie całej Unii Europejskiej będzie bardziej zauważalne, ale takiego na razie nie ma. Bo inne państwa dały sobie więcej czasu na zmiany – przekonuje prof. Karpa.
– 8 milionów ton węgla to dla Rosji nic – nawet nie 5 proc. ich całkowitego eksportu węgla. Chętnie sprzedadzą przydział dla Polski w Chinach i nie odczują za wielkiej różnicy. Embargo zdecydowanie bardziej uderzy w Polskę niż w Rosję – zgadza się Horbacz
– Umieranie za ideę brzmi dobrze, póki faktycznie się nie umiera. Moim zdaniem powinniśmy w takich decyzjach brać też pod uwagę dobrostan Polski i jej obywateli. Tak podchodzą do tego inne kraje Europy, które zdecydowały się na mniej radykalne kroki i dłuższy okres przygotowawczy – podsumowuje prof. Karpa.