Ten pomysł będzie kosztował fortunę. Czym jest Centralna Informacja Emerytalna?
System, który pochłonie miliony. Ekspert: nie tędy droga
We wtorek 21 marca rząd ma zająć się projektem ustawy o Centralnej Informacji Emerytalnej (CIE). To system, który ma gromadzić informacje o uczestnictwie w systemie emerytalnym opartym na trzech filarach.
Jak wskazuje na Twitterze, Oskar Sobolewski, założyciel Debaty Emerytalnej oraz ekspert emerytalny i rynku pracy HRK Payroll Consulting, nowy pomysł resortu cyfryzacji pochłonie ogromne pieniądze. Budżet przewidziany na CIE to aż 220 mln zł do 2030 zł.
"Zamiast tworzyć CIE w pierwszym kroku lepiej zająć się edukacją i wyjaśnieniem co wpływa na wysokość emerytury" – stwierdził specjalista.
Co to jest Centralna Informacja Emerytalna?
W uzasadnieniu projektu czytamy, że w CIE użytkownicy będą mieli dostęp do informacji poglądowej o wysokości przyszłych świadczeń. Sprawdzą także stan swoich oszczędności.
Głównym celem CIE ma być gromadzenie informacji o stanie kont w filarze publicznym, czyli w ramach systemów ZUS i KRUS. Dodatkowo pojawią się tam szczegółowe wyliczenia z prywatnego filaru pracowniczego, czyli z Pracowniczych Planów Kapitałowych (PPK) i Pracowniczych Programów Emerytalnych (PPE) oraz z prywatnego filaru indywidualnego (IKE, OFE i IKZE).
Stan senioralnych oszczędności będzie można sprawdzić na stronie internetowej z domeną gov.pl. Szczegółowe informacje będą udostępnione również w aplikacji mobilnej.
Autorzy projektu tłumaczą, że obecnie nie ma jednego miejsca, w którym obywatele mogą sprawdzić stan swoich oszczędności. W tym celu muszą zgłaszać się do wielu instytucji. W ocenie resortu cyfryzacji to wszystko sprawia, że mało osób jest zainteresowanych oszczędzaniem. Argumentują, że ma to także wpływ na "ograniczone zaufanie do instytucji gromadzących oszczędności".
Za gromadzenie informacji ma odpowiadać Polski Fundusz Rozwoju (PFR). To ta instytucja ma pilnować, aby osoby niepowołane nie miały dostępu do informacji w CIE. Podmioty PFR mają przygotować architekturę oraz uruchomić i wdrożyć infrastrukturę.
Polacy nie chcą oszczędzać. Czy PPK ich skusi?
Tymczasem najnowsze badanie "Polaków Portfel Własny: czas oszczędzania" wskazuje, że aż 79 proc. Polaków nie odkłada pieniędzy na emeryturę poza obowiązkowymi składkami. Portal bankier.pl podaje, że w 2021 r. było to 76 proc. ankietowanych.
Do zadbania o środki na jesień życia ma skłonić Polaków autozapis do PPK, który właśnie trwa. Każdy pracownik w wieku od 18. do 54. roku życia zostanie automatycznie wpisany do systemowego programu oszczędzania.
Na PPK odkłada pracownik (2 proc. wynagrodzenia), pracodawca (1,5 proc. wynagrodzenia pracownika), a swoją cegiełkę dorzuca też państwo (250 zł w ramach wpłaty powitalnej i 240 zł co roku).
Osoby, które nie chcą, aby od kwietnia ich pensje były potrącone o składki na poczet PPK, mogą zrezygnować z udziału w programie, składając deklarację u pracodawcy. W tym roku autozapis dotyczy około 8 mln pracowników.