"Zabójstwo drogowe" może wejść do Kodeksu karnego. Minister zapowiada "radykalne kroki"
Minister infrastruktury Dariusz Klimczak na antenie TVP Info został zapytany, czy "zabójstwo drogowe" powinno pojawić się w Kodeksie karnym. Szef resortu odpowiedział, że czeka go na ten temat poważna rozmowa z ministrem sprawiedliwości Adamem Bodnarem.
Zdaniem Dariusza Klimczaka zmiany nie powinny być wprowadzane bez uprzednich konsultacji. Nowelizacja prawa musi uwzględnić zasięgnięcie opinii u osób z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, a także policji, które odpowiadają za bezpieczeństwo ruchu drogowego w Polsce.
Rząd chce prawa, które surowo ukarze drogowych przestępców
Dariusz Klimczak zapowiedział radykalne kroki. Minister infrastruktury dodał, że trzeba stworzyć "mądre prawo". Ma skutecznie karać przestępców drogowych. Zdaniem szefa resortu infrastruktury powinni ponosić surowe konsekwencje.
Zapowiedź zmiany w kodeksie karnym została wygłoszona w kontekście ostatnich wydarzeń na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie. Kierowca Volkswagena Arteon z zawrotną prędkością wjechał w tył auta na prawym pasie. Odebrał życie kierującemu mężczyźnie. Współpasażerowie – żona zmarłego i dwójka dzieci trafili do szpitala w ciężkim stanie.
Polskie prawo jest nieskuteczne wobec drogowych przestępców
Tragedia na Trasie Łazienkowskiej miała miejsce w nocy z soboty na niedzielę (14-15 września). Główny podejrzany o kierowanie autem – Łukasz Ż. bez trudu zbiegł z miejsca zdarzenia. Służbom udało się go zatrzymać na terenie Niemiec w czwartek 19 września.
Nieskuteczność polskiego prawa udowadnia przeszłość podejrzanego. Łukasz Ż. był pięciokrotnie skazywany za przestępstwa drogowe. W życiorysie ma procesy w sądach:
- warszawskiej Woli – dwie sprawy,
- Pragi-Północ – dwie sprawy,
- Żoliborza – jedna sprawa.
Jak podaje TVN24, w każdej z nich orzekano wobec niego zakaz prowadzenia pojazdów. Sumując konsekwencje wyroków, nie powinien poruszać się po drogach przez kolejne 27 lat. Jednak przez nieskuteczność polskiego prawa wsiadł za kierownicę i odebrał życie.
Jaką karę może otrzymać Łukasz Ż.?
Zarzuty prokuratury dotyczą spowodowania wypadku komunikacyjnego, w wyniku którego inne osoby doznały obrażeń i zginęły. Zostały postawione na podstawie art. 177 par. 1 Kodeksu karnego i art. 177 par. 2 kk. Punkt wyjścia dla kary za taki czyn to osiem lat więzienia.
Prokuratura w tej sprawie żąda zaostrzenia konsekwencji ze względu m.in. za niestosowanie się do orzeczonych środków. Wedle prasowych relacji podejrzany mógł być pod wpływem alkoholu lub innych środków odurzających.
Jednak w przypadku, gdy zbiegł z miejsca wydarzenia, jest to niemożliwe do udowodnienia. Mecenas Gajowniczek-Pruszyńska, cytowana przez businessinsider.com.pl twierdzi, że w tej sprawie kwalifikację można zaostrzyć za nieudzielenie pomocy i łamanie zakazów.
Na polskich drogach szerzy się bezprawie. Brawurowi kierowcy niosą śmierć zwykłym obywatelom
Bezpieczeństwo drogowe w Polsce spada, a tragedia na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie to nie wyjątek. Policyjne dane za I kwartał 2024 roku biją na alarm. Nastąpił wzrost wypadków o 5787 zdarzeń i ofiar śmiertelnych o 58 osób. To kolejno 10 i 12 proc. więcej w porównaniu do zeszłego roku.
Niektóre z szokujących zdarzeń odbiły się głośnym echem w przestrzeni publicznej. Przykładem jest wypadek na A1, gdzie kierowca BMW odebrał życie rodzinie z dzieckiem, która wracała do domu. Podejrzany Sebastian M. podobnie, jak Łukasz Ż. uciekł z miejsca zdarzenia. Prawdopodobnie przebywa aktualnie w Dubaju.
Znamienne jest bezkarne promowanie kultury szybkiej i niebezpiecznej jazdy w sieci. Niedawno potężną popularność zdobyło nagranie motocyklisty, który z prędkością 299 km/h poruszał się tunelem w Gdańsku, ignorując bezpieczeństwo pozostałych uczestników ruchu.
Uderzająca jest także bezkarność Roberta N., który jest szerzej znany jako "Frog" lub "Boguś z M3". Regularnie udostępniał filmy rejestrujące ryzykowną jazdę po warszawskich ulicach. Jeździł pod prąd, na czerwonym świetle i slalomem mijał pojazdy, nieraz ryzykując czołowe zderzenie.
Sądy nie dopatrzyły się jednak tego, że mógł sprowadzić niebezpieczeństwo katastrofy w ruchu lądowym. Ta liczy się od stworzenia zagrożenia w czasie pojedynczego manewru, który mógłby nieść konsekwencje w sumie dla 10 osób. Robert N. został skazany jedynie na 1,5 roku więzienia za notoryczne łamanie zakazu prowadzenia pojazdu i otrzymał grzywnę 5 tys. zł – najwyższą, jaką mógł nałożyć sąd.
Czytaj także: https://innpoland.pl/208586,straz-miejska-moze-znowu-straszyc-radarami-poslowie-chca-powrotu-do-poprzednich-przepisow